XIX. Oświecę Cię bezwłosa, chodząca małpo. Nadal nie wiesz z kim rozmawiasz.

Start from the beginning
                                    

- A ty chyba nie wiesz co to za zabawka, demoniczna gnido.

- Wiem. Magiczne gówno, które może zabije kilku śmieci mojego gatunku. Ale oświecę Cię bezwłosa, chodząca małpo. Nadal nie wiesz z kim rozmawiasz- zamrugałem zaskoczony. Skąd ten demon wiedział o nożu? Kim on jest? Usiadłem z powrotem na swoim miejscu i popatrzyłem na niego ostrożnie.

- No dobra, mam przyjemność z?

- Crowley, król piekła skarbie.

- Co?! To istnieje u was jakaś hierarchia?

- Ta, odkąd ją sobie wymyśliłem. Żółtooki był wcześniej czymś w rodzaju, wodza bandy niezgranych idiotów ale odkąd ty gołąbeczku go usunąłeś nic nie stało na przeszkodzie, żeby wziąć się za ucywilizowanie podziemi- zamrugał złośliwie i pociągnął kilka łyków swojego trunku.

- Ty mnie znasz?- zapytałem zdziwiony.

- Wiem o tobie sporo, choć nie mam pojęcia jak zabiłeś tak potężnego demona jak Azazel. W każdym razie przyszedłem poznać człowieka, dzięki któremu zostałem królem.

- Obyś tego nie pożałował gdy i Ciebie załatwię- warknąłem ostrzegawczo.

- Spokojnie małpeczko. Za głupia na to jesteś. Azazel okay, wiele zbrodni miał na sumieniu ale akurat rozumem nie grzeszył, więc brawo za przechytrzenie faceta z mózgiem Atomówki. Ze mną tak miło się nie tańczy.

- Więc czego chcesz?

- Pokazać Ci moją wdzięczność?

- Ta- prychnąłem.- w zamian za moją duszę. Nie dzięki.

- Powinieneś się cieszyć, że ktoś w ogóle chce tak wypaloną i zużytą duszę. Jesteś tak nieszczęśliwy, że powinieneś mi dopłacić, żebym chciał ją wziąć. Potraktuj propozycję kontraktu jako łaskę.

- Dzięki doktorze Stacey Adams, ale nie. A teraz spieprzaj.

- Spokojnie, kochaniutki. Wkrótce i tak się spotkamy- Po tych słowach zniknął. Dopiłem drinka i wyszedłem z Baru. Chwiejnym krokiem wlazłem do dzieciny i ruszyłem pod motel. Nie pamiętam jak tam dojechałem. Jakoś wlazłem do pokoju. Pierwszy raz od miesiąca potrafiłem pomyśleć o kimkolwiek innym niż Cas. "Jeszcze się spotkamy". Co ten popapraniec miał na myśli? I czemu go nie nienawidzę, skoro jest królem piekła? Wydał się taki intrygujący... ale jest zły. Muszę się przespać bo moje myśli stają się dziwne.

****

Castiel

- Czujesz coś do Deana Winchestera?- Rafael zadawał mi to pytanie już od kilku miesięcy. Zapewne na Ziemi minął jakiś miesiąc ale tutaj to były 4. Starałem się nie myśleć o Deanie i nawet sobie wmówić, że nic już nie czuję ale to nie było prawdą. Moje uczucie nawet odrobinę nie osłabło, a gdy wspomnę naszą ostatnią noc to zaczynam się świecić. Za każdym razem odpowiadałem archaniołowi, ze nie, a wtedy znak na moim ramieniu się zapalał świadcząc o tym, że nie mówię prawdy. Wtedy mój oprawca wpadał w furię i zaczynał się nade mną znęcać.

- Nie- powiedziałem i tym razem, a znak na moim ramieniu jak zwykle mnie zdradził.

- Kłamiesz!- wrzasnął i uderzył mnie w twarz, mając założoną na pięść metalową oprawę co trzykrotnie wzmacniało siłę już i tak ciężkiego do zniesienia uderzenia. Poczułem krew napływającą do moich ust i niesamowity ból całej głowy.

- Dlaczego cały czas coś czujesz do tego śmiecia?! To niedorzeczne! Czy już nie wystarczająco dużo przez niego wycierpiałeś?- Rafael niby starał mi się pomóc. Niby wyleczyć z uczucia, które nadwyrężało moją łaskę nawet tu, w niebie. Ale nie wiem czy to w ogóle uleczalne. Zastosował już najrozmaitsze tortury na mnie, każąc mi się przyznać, że już go nie kocham, a znak na mojej ręce i tak się zapalał. I tak codziennie przez 4 miesiące. Archanioł wziął do ręki święty olej, którym nasączył swoje anielskie ostrze. Zapalił je i naciął mi skórę w kilku miejscach. Ból był tak potworny, że aż rozłożyłem swoje skrzydła ale nie mogłem odlecieć. Byłem unieruchomiony. Zacząłem krzyczeć, nie mogąc znieść wypalającego moje rany, aż do kości oleju.

- Kochasz go?!

- Nie!- wykrzyczałem w agonii, a znak znowu się zaiskrzył. Rafael naciął kilka kolejnych miejsc a ja poczułem, że zaraz stracę przytomność. Ta wizja napawała mnie nadzieją na choć chwilową ucieczkę od bólu. Niestety mój brat to zauważył i przestał robić nowe rany, dając mi trochę dojść do siebie, co również było straszną torturą bo samouleczanie każdej rany bolało tak samo jak jej powstawanie. Dyszałem ciężko, próbując o niczym nie myśleć, ale nie potrafiłem. Zastanawiałem się co robi teraz Dean. Jak on się trzyma po tym wszystkim. Zsunąłem skrzydła, ból chwilowo minął.

- Bracie błagam Cię, zapomnij o nim. Też chciałbym już to skończyć bo torturowanie Ciebie nie sprawia mi przyjemności ale rozkaz to rozkaz.

- Ale nie wiem jak to zrobić- odpowiedziałem łamiącym się głosem. Na moje słowa Rafael napełnił strzykawkę krwią demona i podszedł do mnie z kamienną twarzą. Nie tylko nie to...

- Spieprzaj Rafael- usłyszałem czyjś głos. Spojrzałem pół przytomnie i ujrzałem Gabriela stojącego za moim oprawcą.

- Ale mam rozkaz od Naomi...

- A rozkaz tej suki mnie nie obchodzi. Chyba nie chcesz mnie wkurzyć tak jak ostatnio, co? Jutro tu wrócisz, przypilnuje żeby o niczym się nie dowiedziała- na jego słowa Rafael się skurczył i wybiegł z pomieszczenia. Ciekawy byłem co mu zrobił ostatnio Gabriel.

- Jak się czujesz, Cas?- archanioł spytał i podszedł rozwiązując mnie. Opadłem bezwładnie na podłogę cicho jęcząc. Ta chwila wytchnienia to coś nowego dla mnie. Mój wybawiciel pomógł mi wstać i posadził na jakimś wygodniejszym fotelu. Patrzył na mnie zmartwionym wzrokiem.

- Przepraszam. Nie wiedziałem, że tak się skończy twój powrót tutaj- Dotknął mojego ramienia i poczuł jak moja łaska jest rozerwana po utracie Deana. Gabe słynął z tej sztuczki. Po 1000 latach nauczyłem się rozpoznawać kiedy to robił. Widziałem w jego oczach poczucie winy ale to nie była jego wina. On jedyny z całego nieba chciał mi naprawdę pomóc, a nie tak jak Naomi zrobić z powrotem ze mnie bezuczuciowego palanta. Taki już chyba nigdy nie będę.

- To nie twoja wina- wydyszałem słabo.- czemu przyszedłeś?

- Bo już nie mogę słuchać twoich krzyków. Całe niebo już do nich przywykło. Wszyscy są przerażeni, że nie da się Ciebie uleczyć- prychnął z pogardą.- naprawdę mi przykro Cas.

- Jest, dobrze. Serio- skłamałem ale naprawdę chciałem go pocieszyć.- Nie wiesz może co u Deana?

- Nie za bardzo. Pilnują go ostro. Gdybym nie był jednym z 3 głównych archaniołów to zapewne zamknęli by mnie w celi. Naomi nie może mną rządzić i to ją doprowadza do szału. Chcę się mnie pozbyć ale niech próbuje dalej- powiedział z rozbawieniem.- i tak jej się nie uda.- Uśmiechnąłem się słabo. Cały Gabriel. Od 2000 lat się nie zmienił. Archanioł kontynuował swoją wypowiedź.

-Jak się trochę atmosfera rozluźni, to sprawdzę co tam u naszej Maryi. Na razie muszę się przyczaić. Przecież nie rozwalę połowy nieba, żeby się do niego dostać.

- Dziękuję Ci, bracie- powiedziałem to naprawdę szczerze. Z całego nieba on był tak naprawdę moim bratem, reszta nosiła ten tytuł tylko na papierze.

- Spoko, kobieto kot- znowu był rozbawiony.

- Podsłuchiwałeś cały ten czas? Jesteś zboczony!- udawałem naburmuszony ton ale i tak nie potrafiłem się na niego złościć.

- Stary, byliście lepsi niż Bonnie i Clyde w najwyższych polotach swojego związku! Jak mogłem to przegapić?

- Nie wiem o czym mówisz- powiedziałem nie rozumiejąc do czego on nas porównuje.

- Ehh... Dean Ci nie pokazał zbyt wielu filmów. Dobrze, że chociaż X-mena zdążyłeś zobaczyć. A teraz odpoczywaj bracie. Przyda Ci się mnóstwo sił żeby wytrzymać fantazje Naomi dopóki czegoś nie wymyślę.

********
Cześć moje aniołeczki! Tak jak kiedyś obiecałam, piszę z perspektywy Casa. Myślę, że będę to robić trochę częściej. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał, pojawił się Crowley, którego  nawiasem mówiąc uwielbiam. Wkrótce przyfrunę z następną częścią tej historii. Staram się pisać jak najszybciej, żeby nie nadwyrężać waszej cierpliwości. Dziękuję wam bardzo za motywację, którą mi dajecie każdym komentarzem, gwiazdką i wyśietleniem!

A dzisiaj do rozdziału leci taki hicior:

Wbrew Wszystkiemu ~ DestielWhere stories live. Discover now