XII. Wolę to niż wykończenie Castiela.

Start from the beginning
                                    

- Lecimy?- zapytał słabym głosem.

-Chyba do Dupy Maryny- odpowiedziałem rozglądając się za jakimś transportem.- Nie lecimy póki nie wydobrzejesz. Musimy się gdzieś tu ukryć- Włamałem się do jakiejś starej, błękitnej Skody. Bobby mi nie uwierzy, że udało mi się czymś takim jeździć. Pomogłem wstać Casowi, usiadł na miejscu pasażera. Po tym wtargałem Sama na tylne siedzenia. Ledwo się mieścił ale udało mi się zamknąć tylne drzwi. Rozplątując i przecinając parę kabli ruszyłem, nawet nie wiedząc gdzie. Jechałem szybko, chcąc się jak najbardziej oddalić od tego przeklętego kościoła. Trochę mam obawy, że za łatwo mi poszło. Cas zasnął. Martwię się strasznie o ich obydwu. Postanowiłem jechać w kierunku jakiegoś lotniska. Wpisałem w telefonie najbliższe lotniska w Polsce. GPS od razu wyznaczył mi trasę. Nienawidzę tych latających puszek śmierci ale wolę to niż wykończenie Castiela. Okazało się, że lotnisko jest bardzo blisko. Praktycznie 20 min jazdy. Postanowiłem pojechać trochę dalej i znaleźć jakiś nocleg. Na miejscu obudziłem Casa. Wyglądał trochę lepiej.

- Gdzie jesteśmy?

- Pod motelem. Tu przenocujemy. Idę jakieś pokoje zarezerwować, a ty zostań z Samem-skinął głową. Wyszedłem z samochodu. W środku zastałem jakąś kobietę. Od razu zapytałem.

- Do you speak English?- ta zrobiła Wielkie oczy i krzyknęła.

- Kaaaśkaaa! Chodź tu szybko!- cóż, to chyba znaczyło "nie". Po paru chwilach pojawiła się młoda dziewczyna z ciemnymi włosami i zielonymi oczami. Uśmiechnąłem się ciepło. Starsza kobieta coś jej powiedziała, tamta tylko skinęła głową i podeszła śmiało.

- Cześć, jak mogę Ci pomóc?- uff, mówi całkiem nieźle.

- Chciałbym wynająć pokój dla 3 osób na..- właściwie ile zejdzie Samowi wrócenie do jakiejkolwiek funkcjonalności?- ...na razie na 4 dni.

- Oczywiście, to będzie 200 zł- 200 co? Kuźwa, nie przemyślałem faktu, że tu są inne waluty.

- Przyjmujecie zagraniczne karty kredytowe?

- Tak, można zapłacić w swojej walucie ale ostrzegam, że przeliczniki nie są zbyt korzystne.

- Nie szkodzi- machnąłem ręką i dokonałem przelewu.

- W razie gdyby Pan czegoś potrzebował, proszę dzwonić na recepcję. Ktoś z obsługi na pewno Panu pomoże.

- Jeżeli jesteś w obsłudze, to nie omieszkam zadzwonić-puściłem jej oczko, a dziewczyna się zaczerwieniła. W sumie mógłbym poznać polską kulturę od podszewki zamiast się zaspokajać przy cycatych Azjatkach, podczas powrotu tej dwójki do żywych . Poszedłem po nich i razem z Casem szybko wnieśliśmy Sama na górę. Otworzyłem pokój i zaraz po tym jak rzuciliśmy go na łóżko, zamknąłem drzwi. Zdjąłem koszulę Samowi. Zobaczyłem mnóstwo ran ciętych, które nie wyglądały zbyt dobrze. Castiel od razu podszedł chcąc uleczyć całkowicie mojego brata ale mu nie pozwoliłem.

- Nie, jesteś w złej formie. Przemyję i opatrzę jego rany. Jakoś dojdzie do siebie. Ty mi się bardziej przydasz żywy- Anioł spuścił wzrok ale pokiwał głową i zgodnie z moim poleceniem położył się i zasnął. Patrzyłem jak śpi i... słodki Jezu, z chęcią zamiast kultury polskiej poznałbym jego. Ugryzłem się w wargę i skarciłem w myślach za takie dzikie rządze przy tak poważnej sytuacji. Ale on wyglądał tak niewinnie gdy spał... Walnąłem się ręką w czoło i zabrałem się za czyszczenie ran Sama. Cicho jęczał od czasu do czasu ale i tak się nie budził. Gdy skończyłem, przykryłem go kołdrą, wskoczyłem pod prysznic i również poszedłem spać. Skończyłem śniąc o cieście wiśniowym mamy.

- Dean Winchester?- westchnąłem i się odwróciłem w stronę głosu. Kto śmie mi przeszkadzać w tak pięknej chwili, jaką miało być skonsumowanie tego cudeńka?

- Niestety tak- warknąłem.

-Świetnie. Wypowiem się szybko, bo powiedzmy, że ta rozmowa jest delikatnie nielegalna i tam na górze mógłby wyjść z tego niezły skandal. Jestem archanioł Gabriel.

- Ta, a ja nie jestem Maryja. Sorry Stary pomyliłeś adresy. Chyba, że mam począć niepokalanie syna... A nie czekaj.. Na niepokalanie też za późno- puściłem mu oczko i chciałem się wziąć do jedzenia mojego ciasta kiedy mnie obrócił w swoją stronę.

- Teraz widzę, czemu Castiel Cię lubi. Słuchaj Maryjo, on ma niezłe kłopoty i nie powiem, że nie przez Ciebie bo bym skłamał. Jeżeli nie chcesz, żeby padł jak bateria z Motorolli w Iphonie, to jak się obudzisz na ręce będziesz miał napisane współrzędne. Za 5 dni o godzinie 12 zjaw się w tym miejscu. Dam Ci coś dla Castiela.

- Ma przeze mnie kłopoty? Jakie? I dlaczego mu pomagasz?

- Nic Ci nie powiedział? No to musisz sobie z nim pogadać. Ja tam się nie będę między was mieszać. A pomagam mu bo to mój przyjaciel. Mimo, że jestem archaniołem to on mi pomógł więcej razy niz ja jemu. Castiel ma jeszcze kilku wiernych mu sojuszników w niebie. Powiedz mu, żeby o nich nie zapomniał. Bez odbioru- I obudziłem się cały zlany potem. Spojrzałem na rękę. Widniały na niej współrzędne. To na pewno nie był tylko sen. Miejsce spotkania z tym świrem było obok mojego domu w Ameryce. Domu, w którym spłonęła moja matka. Tak więc podsumujmy. W 5 dni muszę ogarnąć Sama i Casa na tyle, żeby mnie kontrola lotów nie posądziła o przewożenie niewolników albo porwanych dawców narządów. Do tego Castiel ma przeze mnie jakieś kłopoty, o których nie raczy mi powiedzieć. Na karku siedzi nam żółtooki, a na deser muszę się spotkać z jakimś stalkerem koło domu, którego nienawidzę najbardziej na świecie. Zapowiada się ubaw po pachy.

*****

No i mamy Gabriela! Nie mogłam go tu nie zamieścić. Myślę, że był zbyt świetną postacią, żeby dało się go pominąć. Doceniam waszą aktywność i staram się pisać najszybciej jak mogę, na co śednio pozwala mi praca... ale od czego mamy noc, nie? Wyśpię się w grobie aż nad to ;)

Łapcie kolejny, dobry kawałek!

Wbrew Wszystkiemu ~ DestielWhere stories live. Discover now