II. Jestem Castiel. Miło mi was poznać.

Start from the beginning
                                    

-Już idę kochanie...- mruknął przez sen.

- Dobrze kotku, czekam z utęsknieniem!- odpowiedziałem piskliwie na co Sam się zerwał zdezorientowany. Wybuchnąłem śmiechem na co on się naburmuszył.

-Skończyłeś palancie?

-Zacząłem, cioto- dlaczego tak mnie bawi dokuczanie młodszemu bratu? Chyba dawno go nie widziałem i naprawdę się stęskniłem. Sammy w odpowiedzi przewrócił oczami i wysiadł z samochodu. Zameldowaliśmy się w motelu. Mi niewiele było trzeba. Walnąłem się na łóżko.

- A ty nie idziesz spać?- zapytałem zdziwiony widząc, że młody wyciąga komputer.

-Nie, trochę spałem w samochodzie. Pogrzebię w Internecie i w notatkach ojca. Może namierzę dzięki temu miejsce spotkania rodziców sprzed 30 lat. Im szybciej się z tym uporamy tym szybciej wrócę do college'u- drugi ojciec. Choć to, że chciał odwalić robotę i uciec do nauki mnie wkurzało.

- No, tak. Jak chcesz- warknąłem i położyłem się spać. Rano obudził mnie zdezorientowany Brat.

-Wstawaj. To coś dziwnego. Znalazłem to miejsce ale przy okazji aktywność. Chyba demoniczną. Nie mam pojęcia. To coś nietypowego ale wydaje mi się, że nie mamy wyboru i musimy się tym zająć. Nie ma innych poszlak- musiało być coś na rzeczy bo Sam był naprawdę zdenerwowany. Jęknąłem i zwlokłem się z łóżka, pakując zestaw na demony. Podałem dodatkową broń młodemu. Wymeldowaliśmy się i wskoczyliśmy do samochodu.

-Gdzie mam jechać?-zapytałem jeszcze lekko zaspany.

- Kieruj się na północny wschód. Powinniśmy dojechać do miasteczka gdzie..- urwał, przełykając ciężko ślinę.- nie wiem właściwie co ale współrzędne w notesie taty wskazują rozstaj dróg w okolicach klasztoru Jezuitów. To chyba nie zapowiada nic dobrego- pokiwałem głową. Sam ma rację. To zapowiada kurewskie kłopoty. Jechaliśmy szybko i w milczeniu. Gdy dotarliśmy na miejsce zobaczyłem dwie skrzyżowane drogi. Na ich środku były ślady walki i skrawek materiału. Kurwa. To z koszuli taty. Zaczęło mi dzwonić w uchu. Wyciągnąłem pistolet z kulami na demony. Sam spojrzał na mnie zdezorientowany.

-Słyszysz to?-szepnąłem do niego. On zaprzeczył ale też wyciągnął pistolet. Ruszyłem w kierunku źródła dźwięku. Ujrzałem mężczyznę. Miał na sobie płaszcz. Wycelowałem w niego pistolet.

-Hej, ty tam! Nie ruszaj się! Obróć się powoli, twarzą do nas. Nie radzę kombinować!- mężczyzna powoli się obrócił ukazując swoje oblicze. Wyglądał na zdezorientowanego. Dobra, może to nie żółtooki, wyglądał zbyt niewinnie.

- Sam! Woda!- po chwili brat ochlapał faceta wodą święconą. Brak reakcji. Opuściłem pistolet, ale go nie rozbroiłem. Podszedłem wolnym krokiem.

- Kim jesteś?- mężczyzna milczał. Był mojego wzrostu lub odrobinę niższy. Miał duże, niebieskie oczy i delikatną twarz. Patrzył z pewnością siebie.

-Jesteś łowcą?- zapytał zdezorientowany Sammy. Facet zamrugał jakby coś kalkulował w myśli po czym odpowiedział niskim głosem.

-Tak, jestem Castiel. Miło mi was poznać -nadal mu nie ufałem.

- Na co tutaj polujesz?- zapytałem szorstko.

- Hm.. Słyszeliście o demonie zabijającym matki, które mają około półroczne dzieci? Ostatnio...

- Ta, słyszeliśmy- przerwałem mu. Żeby tylko wiedział ile o tym słyszeliśmy. Rozbroiłem pistolet.- daj sobie z tym spokój. Zajmujemy się tym już od dłuższego czasu. To nie jest sprawa dla pierwszego, lepszego Łowcy, a z całym szacunkiem na zbyt doświadczonego nie wyglądasz- już chciałem iść, kiedy Sam odchrząknął. Przewróciłem oczami i ciężko westchnąłem.

-Okay, podrzucić Cię gdzieś? Potrzebujesz naszej pomocy czy jakiegoś, innego gówna?- zapytałem znudzony.

-Podwózkę bym bardzo docenił- facet mówił i patrzył mi w oczy. Podrapałem się po głowie i z zakłopotaniem odpowiedziałem.

-Ta, mniejsza. Chodźmy. Podrzucę Cię do najbliższego baru, tam możesz wykupić sobie nocleg albo zabrać się z kimś na gapę- rzekomy łowca wpatrywał się we mnie i bez słowa przytaknął. Intrygująca osobowość, nie powiem. Wymieniłem spojrzenia z Samem. Powęszy tutaj podczas gdy ja odwiozę tego niedorozwoja. Mam nadzieję, że znajdzie jakieś wskazówki odnośnie pobytu taty. Otworzyłem Castielowi drzwi i bez słowa je za nim zamknąłem. Ruszyliśmy, starałem się skupić na drodze ignorując nieznajomego. Zatrzymałem się pod barem.

-No to by było na tyle. Miło było poznać.- powiedziałem krótko. Castiel się uśmiechnął.

- Mi również. Powodzenia w szukaniu taty- odpowiedział i wyszedł z samochodu. Zobaczyłem go znikającego w barze. Zaraz. Chwila. Przecież żaden z nas nic mu nie mówił ,że kogoś szukamy! Wbiegłem do baru rozglądając się z niepokojem i szukając rzekomego Łowcy. Nigdzie go nie było. Podszedłem do barmana pytając o faceta z czarnymi włosami w długim beżowym płaszczu i z dużymi, ładnymi, niebieskimi oczami. Koleś spojrzał na mnie z rozbawieniem i powiedział, że nigdzie nie widział mojego chłopaka. Skurwiel. Z rezygnacją wróciłem do samochodu. Kim był Castiel? Skąd wiedział o naszych poszukiwaniach?

******

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Podrzucam kolejny świetny kawałek. Warto posłuchać ;)

Wbrew Wszystkiemu ~ DestielWhere stories live. Discover now