– Wow, co ten biedny worek Ci zrobił? – spytałam, a on dopiero teraz zrozumiał, że stoję obok. Odwrócił się do mnie przodem, a ja nieco się speszyłam kiedy dotarło do mnie, że nie miał na sobie koszulki. Chyba także poczuł się niekomfortowo gdyż zaraz sięgną po bluzkę wiszącą na krześle. – Wszystko w porządku?

– Dlaczego nie śpisz? – spytał wkładając ją przez głowę.

– Nie mogłam zasnąć, a... To nie jest biblioteka – zaśmiał się sucho kiedy zrozumiał, że trafiłam tu przez pomyłkę.

– Pokarzę ci coś przydatniejszego niż książki – powiedział chwytając dwa długie patyki z jednego z koszy. – Stań tu – powiedział wskazując mi miejsce obok na macie. Nie dziwiąc się zbytnio wykonałam jego polecenie. Podał mi jeden z kijów.

– I co mam robić? – spytałam.

– Bronić się – powiedział i zaatakował mnie, ale ja odparłam atak. Poruszał się błyskawicznie i nie miałam pojęcia co robić. Po kilku zderzeniach naszych ,,broni", kijem podciął mi nogi, a ja wylądowałam tyłkiem na materacu.

– Musisz się jeszcze wiele nauczyć – pokręcił głową i pomógł mi wstać.

– Wiesz takiego mistrza jak ty nie łatwo jest pokonać – powiedziałam z wyczuwalną ironią w głosie.

– Szczególne jeśli nie ma się run – wzruszył ramionami.

– Ej, to było chamskie – zaśmiałam się próbując dźgnąć go kijem w ramię, ale on złapał ją nim w ogóle go dotknęła.

– Czyżby – uśmiechnął się łobuzersko. Po czym wybuchnęłliśmy śmiechem. Chwilę po tym usiedliśmy na schodkach prowadzących na materacową scenę.

– Poprawił ci się trochę humor? – spytałam w końcu.

– O dziwo...Czuję się nieco lepiej.

– Co właściwie się stało?

– Nie chcę o tym mówić... To dość skąplikowane, a ty powinnaś iść spać bo w przeciwnym razie jutro nie wstaniesz – powiedział podnosząc się i wyciągając do mnie rękę.

– Dobrze, dobre mamo – powiedziałam, odpychając jego dłoń i wstając.

– Trafisz do pokoju, czy mam cię tam zanieść? – spytał gdy ruszyłam w stronę drzwi.

– Tylko spróbuj to przysięgam na następnym treningu się bardziej postaram – rzuciłam.

– I o to chodzi.

***

Po powrocie do pokoju położyłam się na drugim łóżku i chwilę jeszcze błądziłam myślami po ostatnich dniach. Jutro jest poniedziałek i więc mama pójdzie na zebranie w którym jeszcze nie mogę uczestniczyć gdyż nie jestem jeszcze pełnoletnia. Wtedy będę mogła iść z Leo do tego klubu dla którego głównie tu przyjechał ,a we wtorek wrócę do domu. Po długim czasie planowania jutrzejszego dnia w końcu zasnęłam. Rano obudziło mnie pukanie do drzwi. Otworzyłam oczy i usiadłam. Mamy nie było w pokoju co w pierwszej chwili wydawało mi się podejrzane, ale później pomyślałam, że pewnie coś załatwia. Wstałam i podeszłam w stronę drzwi po czym uchyliłam je lekko.

– Tak? – jęknęłam zaspanym głosem.

– Boże... Ty jeszcze śpisz? – spytała Izzy stojąca przed drzwiami w skąpej czarnej sukience i pełnym makijażu wyglądająca jakby wychodziła na imprezę.

– Spałam – poprawiłam ją.

– Przyszłam po ciebie na śniadanie ponieważ nikt cię tam jeszcze nie widział, a ja pomyślałam iż wydajesz się sympatyczna i mogłybyśmy lepiej się poznać – uśmiechnęła się tak szeroko, że dziwiłam się jakim cudem nie rozerwały jej się kąciki.

– Przyznaj się, kto ci kazał?

– Mama, ale miałam do wyboru zabrać ciebie albo jakiegoś starszego pana więc...Idziesz?

– Daj mi chwilę, okay? – powiedziałam wpuszczając ja do środka, a sama popędziłam do szafy wyjąć ubrania. Wzięłam podarte (naturalnie czarne) jeansy, koszulkę i bluzę z kapturem. Chciałam już wchodzić do łazienki kiedy zatrzymał mnie głos nowej koleżanki.

– Serio masz zamiar w tym iść? – spytała.

– Jakiś problem?

– Prócz tego, że w tej bluzie się zgubisz i będziesz wyglądać jak typowa dresiara? Nie.

– Ona nie jest aż taka duża – powiedziałam jeszcze raz na nią patrząc. – Dobra jest, co proponujesz? – Izzy nie mówiąc nic podeszła do mojej szafy i zaczęła przebierać w bluzkach. Po chwili rzuciła mi czarny, długi sweter i biały crop top. -Idę na śniadanie, nie do klubu – zaśmiałam się, a ja poszłam z rzeczami do łazienki.

***

Po chwili razem zeszłyśmy na niższe piętro do ogromnej sali z przeszklonymi drzwiami w której było pełno stolików wypełnionych Nefilim. Z boku stał blat z jedzeniem na, który co chwile coś wykładano.

– To wygląda jak jakiś hotel – powiedziałam do Izzy.

– Uwierz mi, tylko kiedy jest tu ktoś z Clave – odparła dając mi do zrozumienia, że to wszystko jest organizowane aby się przypodobać. W kolejce do nałożenia jedzenia wypatrzyłam moją mamę. Izzy poprowadziła mnie prosto do niej.

– Dzięki, że mnie obudziłaś na śniadanie – szepnęłam jej do ucha przechodząc na sam koniec.

– Nie ma spawy kochanie – odpowiedziała zaczynając rozmowę z jakąś kobietą. Pewnie jej starą znajomą. Ja i brunetka wzięłyśmy talerze i zaczęłyśmy rozglądać się za pożywieniem. Nabrałam trochę jakiejś sałatki, bułkę, pomidora i przechodziłam dalej, kiedy w białym fartuszku zauważyłam znajomego bruneta.

– No proszę, tylko siateczki na włosy ci brakuje – zaśmiałam się razem z Isabelle stojącą za mną.

– Jest za mało wynajętych Podziemnych do pomocy w obsłudze. Ktoś musi to robić – powiedział przez zaciśnięte zęby.

– Ty też byś mogła czasem pomóc Izz.

– Przecież cały czas pomagam – prychnęła. – Tylko się nie zmęcz sługusku. Żartuje ,kocham Cię – zaśmiała się, a on posłał nam uśmiech bez krztyny wesołości. Po nałożeniu jedzenia usiadłyśmy w jednym z pustych stolików i zaczęłyśmy jeść.

– Ale cyrk. I to wszystko przez przyjazd ambasadorki... – zaczęła.

– Dlaczego tak wam zależy na ich opinii? – spytałam.

– Rodzicom zależy na tym, żeby Clave miało o nich jak najlepsze zdanie – westchnęła.

– A... Ty i Alec... Jesteście parą? – spytałam wybierając widelcem w sałatce. Izzy nagle się zakrztusiła i zaczęła śmiać.

– Co? Alec to mój brat, głupia – powiedziała, a ja w tym momencie zdałam sobie sprawę z ich podobieństwa.

– Boże... Jak mogłam nie zauważyć – również się zaśmiałam.

– To ,,kocham Cię" wprowadziło Cię w błąd?

– Tsa... Ale Jace i ta cała Clary, nie są waszym rodzeństwem?

– Nie, ale również tu mieszkają. Jace'a adoptowaliśmy po rzekomej śmierci jego ojca. Długa historia, nie pytaj. A Clary mieszka tu od zaczęcia wojny z Valentinem. Wiesz kto to?

– Słyszałam kiedyś jak rodzice o tym gadali. Facet, który chciał zniszczyć Clave i inne takie...

– I prawie by mu się to udało – powiedziała. Resztę śniadania spędziłyśmy na rozmowie o całej tej wojnie. Izz powiedziała mi, że Valentine to ojciec Clary i Sebastiana-gościa z którym też toczyli wojnę. Chciał wpuścić demony do Idrisu jeżeli Clave nie przekazałoby mu władzy, ale w końcu wszystko wróciło do normy i to w zasadzie całkiem niedawno. Później razem przeszłyśmy się do pokoi.

---------------------------------------------------------------------------------------------

Oto następny rozdział, mam nadzieję, że wam się spodoba ;)

A i jedno pytanko. Okładka zachęca do czytania, czy może ją zmienić?

Shadow World // Alec Lightwood //Where stories live. Discover now