7

611 85 2
                                    

Po pewnym czasie rozmów wymienianych pomiędzy nami na kartkach, zorientowałem się, że Luke i ja chyba nie podzielaliśmy zdania co do całej sprawy. Wszystkie pytania zadawane przeze mnie miały na celu zebranie informacji, których potrzeba mnie nurtowała, oraz które uważałem za istotne. Chciałem się dowiedzieć jak najwięcej, jak tylko było to możliwe na temat lustra i wydarzeń z nim związanych. Luke natomiast najwidoczniej bardzo chciał mnie poznać, wnioskując po pytaniach dotyczących mojej osoby, które raczej nie były potrzebne do rozwiązana tego wszystkiego.

Za każdym razem odpowiadałem zdawkowo, starając się nie udzielać zbyt dużo moich danych. W końcu, to że widzimy się w jakimś zaczarowanym lustrze, nie oznacza, że koleś musi wiedzieć o mnie wszystko. Sam nie mam pojęcia, dlaczego bywałem dla niego oschły. Czy też na naprawdę niezbyt go lubiłem czy za bardzo skupiłem się na wszystkim wokół. W każdym razie nie byłem w stosunku do niego szczególnie przyjemny, ale cóż. Niezbyt mnie to obchodziło.

Miałem wrażenie, że za każdym razem jego uśmiech stawał się coraz bardziej pogodny. Jakby widzenie mnie sprawiało mu większą radość z każdym następnym przypadkiem. Nie chciałem sobie tego wmawiać, lecz to odczucie utrzymywało się u mnie przez jakiś czas. Co w dodatku w pewien sposób miało swoje podstawy. Przez ułamek sekundy zawsze jego uśmiech był drobniejszy, a po tym patrzył się na mnie z tak szerokim uśmiechem, którego nawet u swojej babci nie widziałem. A jest to najbardziej szczęśliwa staruszka na świecie, wierzcie mi.

Nie zamierzam jednak teraz opisywać mojej babci (a nie obiecuję, że tego nie zrobię w przyszłości, bo jest tak świetna, że dziwię się, iż to naprawdę ona stworzyła mojego ojca), lecz opisać sytuację między Lukiem a mną po jakiś dwóch tygodniach od rozpoczęcia lustrzanej znajomości. W ogóle to wciąż mnie zadziwiało - spoglądać w coś, czego przeznaczenie polegało na przeglądaniu własnego odbicia, a zamiast tego widzieć kompletnie inną osobę. W pewnym sensie było to trochę jak Skype, jednak bez zacinania się i z innym źródłem połączenia, które pozostawało przez nas, a przynajmniej przeze mnie nie odkryte.

Odbiegłem trochę od wątku. Luke pozostawał dla mnie jednym z pobocznych kwestii, niezależnie od tego, jak miły czasem potrafił się wydawać. Nie należałem do "moje życie jest do bani" osób, ale i tak nie pojmowałem, jak ten koleś potrafił mieć uśmiech przyklejony do twarzy bez przerwy, przez nawet dwie godziny, bo tyle czasem nam schodziło na rozmowę. Jedyny raz kiedy wcześniej widziałem kąciki jego ust w taki sposób, że nie znajdowały się niemal na tej samej linii, co zaczynał się nos, był pierwszy oraz drugi raz gdy się zobaczyliśmy. Wtedy oczywiście był zbyt zaskoczony tak samo jak ja. Wystarczył jeden przypadkowy z mojej strony, żeby z jego ust układała się połówka arbuza, co właściwe mogło pewnie wyglądać dokładnie tak samo, gdyby uśmiechnął się, pokazując zęby.

Nie rozumiałem go po prostu. Aczkolwiek całej otaczającej nas sytuacji także nie pojmowałem, a pragnienie jej odkrycia tkwiło we mnie niezaspokojone. Dlaczego więc jego także nie chciałem odkrywać? Prawdopodobnie byłem zbyt płytki i to co wcześniej wydawało mi się kojące, z czasem postrzegałem jako nawet rzekłbym, że nudne. Luke był zwyczajny. Za bardzo normalny, a ta fantastyka aż domagała się mej ciekawości. Luke chyba również, lecz nie mógł na to wtedy liczyć. Choć w sumie nie domagał, lecz pewnie tego chciał.

Problem w tym, że właśnie... w zasadzie nie mam na ten moment pojęcia, w czym tkwił problem. Z jakiegoś powodu nie chciałem poświęcać mu należytej uwagi. On poświęcał mi jej aż w nadmiarze.

Pewnego dnia uznałem, że nie będę ślęczył przed lustrem jak codzień i wyszedłem, uprzednio umawiając się z Ashtonem. Zdałem sobie sprawę, że ostatni raz gdy w ogóle spotkaliśmy się w tym parku, do którego najczęściej chodziliśmy był tego samego dnia, gdy moja mama przyniosła do mego pokoju tajemnicze lustro. Co dawało na tamtą chwilę jakieś trzy tygodnie. Wcześniej bywało, że spotykaliśmy się z kilka razy w tygodniu.

- Hej, Calum, czyli jednak jesteś wśród żywych.

Nie dziwił mnie ten komentarz, był właściwie całkiem na miejscu. W szkole nie rozmawiałem z chłopakami tak często jak przedtem, a to przez to, iż nie potrafię myśleć o A, a mówić o B w tym samym czasie. Tak więc wykonywałem tylko jedną z tych czynności, a było to oczywiście rozmyślanie na ten sam temat przez cały czas.

- To przez tą kolację? - zapytał, zasiadając obok mnie na ławce.

Wcześniej wpatrywałem się w jedną z najbliższych figur, lecz po chwili przeniosłem wzrok na niego, marszcząc brwi. Szybko sobie jednak przypomniałem, co miał na myśli. Przykro mi, Ash, nie trafiłeś. Niezręczne, realistyczne zdarzenia to akurat nie to, co chodziło przez dłuższy okres po mojej głowie.

- Nie, to nie to, po prostu ostatnio kiepsko sypiam - najprawdopodobniej nie była to najlepsza wymówka, ale pierwsze co przyszło mi głowy.

- Okej, cieszę się, że chciałeś się spotkać, bo zacząłbym się martwić.

- Wszystko w porządku, serio - zapewniłem go. - Muszę tylko znów się jakoś wysypiać.

Ashton to jedna z tych nielicznych osób, których naprawdę nienawidziłem okłamywać, więc pragnąłem zakończyć tę kwestię jak najprędzej.

- Wybacz, że nie byłem dobrym kumplem ostatnio. Teraz to nadrobię, to co tam u ciebie, stary?

Rozpoczęliśmy rozmowę, w której Ashton opowiadał mi o rzeczach, w których nie uczestniczyłem przez ostatnie parę tygodni. Zdałem sobie sprawę, jak bardzo za tym stęskniłem. Powinienem sobie ustalić z Lukiem pewne pory na rozmowy, żebym ponownie nie zaniedbywać przyjaciół. Musiałem też jakoś znaleźć sposób, żeby myśli na temat lustra nie okupowały tak często mojego umysłu, choć z tym było już nieco trudniej. Zwłaszcza, że podczas gdy siedzieliśmy w parku, coś na niesamowicie krótki moment przykuło mą uwagę.

------

słusznie dałam ten nacisk na "powinien" w poprzedniej notce,

wierzcie mi, chętnie już bym zarzuciła wszystkimi wątkami, których mam pełno zarówno w głowie jak i na samoprzylepnych karteczkach, jednak musi mieć to swoje tempo

w każdym razie, i hope you enjoyed, moi drodzy

-jess

mirror | cakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz