- Zapamiętam to sobie. Obaj zostaniecie skazani na seppuku, a powodem będą zamachy na moje życie! – westchnął ciężko.

- Zamachy na twoje życie, Toshi? Nie. Ja się tylko z tobą droczę~ - wyszczerzyła się nieco sadystycznie.

- Toshi? Co to ma znaczyć? – popatrzył na mnie pytająco.

- Nic mi o tym niewiadomo, Toshi. – wzruszyłem ramionami.

- Wasza dwójka cholernie zaczyna mnie wkurzać! – warknął.

Rozglądałem się uważnie ignorując majoneziarza. Nigdzie nic nie zauważyłem. Przynajmniej nie było to w siedzibie. Sprawca musiał być gdzieś niedaleko. Dachy domów. Wieże. Mógł być praktycznie wszędzie. Postanowiłem, że wyjdę mu na spotkanie i wybiegłem z siedziby jak najszybciej było to możliwe.

Reszta ruszyła za mną. Że też miałem po swojej stronie zgrabną blondynę, która potrafiła posługiwać się bronią. Rozdzieliliśmy się z Hijikatą. Łażąc po okolicy z Kiyoko nadal nie zauważyliśmy nic szczególnego.

Do czasu gdy niezauważalnie zostaliśmy otoczeni. Zdałem sobie sprawę dopiero po fakcie. Uśmiechnąłem się okrutnie. Stałem chroniąc plecy dziewczyny, a ona robiła dokładnie to samo. Mimo, że osoba stojąca za tym była jej dość znana.

- Kiyoko? Więc jednak żyjesz! – rozległ się dość piskliwy głos fioletowowłosej, która szybko wychodziła nam na spotkanie.

- Jak widać! Myślałaś, że tak szybko dam się zabić?! – wrzasnęła moja podwładna.

- Najlepszym wyjściem będzie zabicie kogoś kto podszywa się za znajomą, prawda? – zapytałem cicho.

- COO?! Kiyoko! Nie słuchaj tego idioty! To ja, twoja kumpela! Ai-cha! Pamiętasz? – jej twarz zdawała się powoli zmieniać wygląd.

- Ai-cha? Oh... jak mogłam zapomnieć. – westchnęła blondynka powoli idąc w jej kierunku.

- Eh... święto zabijania dzisiaj czy co? – wzruszyłem ramionami znudzony.

Obserwowałem dziewczyny widząc jak prawie się przytulały, westchnąłem ciężko. Jednak zaraz na ziemię spadła głowa. Głowa Aiko. Co prawda krwi robiło się więcej. Kałuża krwi. Kiyoko odwróciła się wolno patrząc na tych co nas otoczyli dość wyzywająco.

Jednak po dłuższej chwili ochotnicy gotowi na śmierć leżeli martwi na ziemi. Otrzepałem ręce i podszedłem wolno do niej. Zauważyłem, że się lekko uśmiecha.

- Ona żyje. Z tego co wiem wróciła do swojego miasta. – założyłem ręce na krzyż.

- Wiedziałam o tym już dawno. Mimo to i tak nie zawahałabym się jej zabić. Amanto są tak wkurzający by robić takie rzeczy. – przeciągnęła się.

- A gdybym to był ja? – zapytałem nawet ciekawy odpowiedzi.

- Tak samo. – odparła chłodno. – Choć w sumie może bym jeszcze bardziej cię dobiła.

- Głupia! Nie dasz rady mnie nawet powalić na ziemię! – wrzasnąłem.

- A co było wcześniej? Leżałeś na ziemi! Jeszcze nie wiedząc, że jestem dziewczyną! – popatrzyła na mnie nieco poirytowana.

- Dawałem ci fory. – westchnąłem. – W końcu pierwszy raz ze mną wtedy walczyłaś.

- Jasne. Bo ja w to uwierzę! Dałeś się powalić. – zaczęła się śmiać.

- Wcale nie! Poślizgnąłem się... - patrzyłem jej w oczy choć dzieliło nas 10 cm wzrostu. Maleństwo po prostu!

Wybuchnąłem śmiechem nie mogąc się dłużej powstrzymać. Ona była taka śmieszna, a przy tym tak urocza. Jeszcze te policzki jak u chomika. Mój wzrok chwilowo powędrował nieco niżej. Hmmm... gdybym nie potrafił nad sobą zapanować już dawno zostałaby zmacana.

Fanfick [Gintama]Where stories live. Discover now