~~1~~

394 19 0
                                        

Jako wice dowódca Shinsengumi mam wiele spraw na głowie. Muszę dbać o porządek w tym potwornym mieście Edo. Zawsze znajdą się tacy, którzy mi w czymś przeszkodzą. 

Do moich obowiązków należy: pilnowanie ludzi, którzy zakłócają porządek w mieście by trafili za kratki. Ci którzy kogoś zabiją... kazać popełnić seppuku. Śmierć za śmierć.

Takie moje powołanie. Jestem władcą tego miejsca. Potrafię najlepiej walczyć z tej bandy patałachów. Dlatego też uznali mnie za najlepszego szermierza w oddziale.

- Oi! Sougo, obudź się! Przestań gadać przez sen, idioto! – wykrzyknął wkurzony jak zawsze głos.

- Jest sobota... nic się nie rozwali jak będę spał. – przekręciłem się na drugi bok.

- Jest poniedziałek! – wrzasnął mi prosto w ucho – Ty! Nawet nie wiesz jak mnie wkurzasz... - powiedział i zaczął mnie szarpać.

- Ratunku! Chłopaki! Hijikata wpadł w szał... - wykrzyczałem.

Zacząłem grać ofiarę. Ten czarnowłosy idiota patrzył na mnie jak na wariata. Nagle rozległy się wyczekiwane przeze mnie kroki. Przez drzwi wpadł nasz dowódca – Kondo Isao. Szybko nas rozdzielił.

- Moglibyście choć raz przestać. Jesteście kolegami. – powiedział.

- Hijikata-san? Co powiesz na rozejm? – powiedziałem już obmyślając swój plan.

- Ja i rozejm z tobą, Sougo? – rzucił mi spojrzenie, po czym odparł bez namysłu. – Idiotyzm.

- Toshi... Powinieneś zaufać swojemu koledze. – rzekł Kondo.

- Sougo to Sougo! Jak mam zaufać komuś kto celuje we mnie bazooką?! I za każdym razem chcę się mnie pozbyć?! – wpadł we wściekłość.

- Przepraszam za tamto. Mam iść po słoiki majonezu? – zapytałem.

- Z czym ty wyjeżdżasz? – powiedział gapiąc się na mnie dziwnie.

- Czy to nie oczywiste? Zawsze jak się tak drzesz to może oznaczać tylko jedno. Majonez się skończył. – wytłumaczyłem czarnowłosemu.

- Widzisz, Toshi? Sougo naprawdę chcę przeprosić. – powiedział jak zawsze naiwny Kondo.

- Ja sądzę, że on coś kombinuje... Yamazaki! – zawołał i natychmiast przybiegł do nas czarnowłosy chłopak z paletką od badmintona.

Mimowolnie opuściłem pokój chowając się tak by wszystko usłyszeć. Na bank majoneziarz da mu jakieś instrukcje. No, bo przecież jestem tak niebezpieczny i wywinę jakiś numer. Wywróciłem oczami. Jednak ja, żeby udowodnić swoją niewinność nic nie zrobię.

Wkopię ich wszystkich. Uśmiechnąłem się od ucha do ucha dumny ze swojego planu. Po chwili usłyszałem zbliżające się kroki i zająłem swoją pozycję. Wziąłem ręce za głowę i patrzyłem znudzonym spojrzeniem na gościa od badmintona.

- Yamazaki? Hijikata cię nie zamęczył? – spytałem, zaraz dodając – Mówił o jaki konkretnie rodzaj chodzi?

- R-rodzaj? – odparł spanikowany.

- Nieważne... chodźmy!

W drodze do sklepu było dość spokojnie. Póki nie zauważyłem wielkiego białego psa razem z dziewczyną ubraną w czerwoną chińską sukienkę. Trzymała ona w ręce swoją fioletową parasolkę z którą prawie się nie rozstawała. Miałem z nią niedokończone porachunki.

Mimo to postanowiłem dać sobie spokój i załatwić to co miałem do załatwienia. Parę kroków przed sklepem uderzyłem w ziemię. Szybko wstałem i rozejrzałem się wokół zaraz otrzepując. Wiedziałem, że to była jej sprawka.

Fanfick [Gintama]Where stories live. Discover now