~ Rozdział Czwarty ~ Zmiany ~

4.2K 276 44
                                    

(Powyżej William ^^)

Minęły dwa tygodnie od wizyty policjanta w kaplicy. Szybko mnie znaleźli, a jeszcze szybciej zadecydowali o tym co się ze mną stanie. Zostałem podopiecznym niejakiego Torida Cargo / strasznie dziwne imię/ który nie uważa się za mojego zastępczego ojca / i tak bym go tak nie traktował/, ale za starszego brata i tak każe mi się traktować. Ha. Najfajniejsze jest to, że od teraz mieszkam z moją ukochaną dręczycielką Stellą i jej bratem Williamem. Cóż, nasze relacje polegają na unikaniu się jak tylko się da i można powiedzieć, że mam z nią niepisane porozumienie odnośnie wiedzy Torida o jej "małym" dręczycielstwie /już wspomniałem, że nie jestem jedyną ofiarą?/ i jej rządach w szkole. Ona zostawiła mnie w spokoju, a ja nie zamierzam o niczym mówić jej bratu. Mi taki układ pasuje. To tyle jeśli chodzi o nią. A jeśli chodzi o Williama to wydaje się strasznie obojętny. Nie zaczepia mnie i nie próbuje nawiązać żadnej znajomości, ale też nie mogę tego nazwać traktowaniem jak powietrze. Uh... ciężko to określić. Olewa mnie i jednocześnie nie olewa. Wyraźnie ma to już opanowane do perfekcji mimo iż to się wyklucza. Zdążyłem zauważyć, że traktuje tak większość osób.
To tyle jeśli chodzi o moją "nową rodzinę". A jeśli chodzi o miejsce to jest dla mnie za duże. Oni zajmują trzy najwyższe piętra najwyższego budynku w mieście! I po co im tyle miejsca skoro większość pokoi stoi pusta? Nie mam ochoty opisywać całego tego miejsca, sam luksus jak na moje standardy. Dziwi mnie tylko, że Stella narzekała, że zajmę za dużo miejsca i trzeba będzie na mnie coś wydać. Cóż zająłem AŻ jeden pokój, który jest dla mnie za duży, ale Troid nie słucha mnie w tej kwestii i uważa, że się przyzwyczaje. A pieniędzy wydadzą na mnie tyle co na jakiegoś czworonoga(trafne porównanie malutki/what?/dowiesz się w swoim czasie^^). Nie licząc książek do szkoły. Taki drobny szczegół. To chyba wszystko co się zmieniło. Szkoła ta sama, ludzie nadal się mną za bardzo nie przejmują /całe szczęście/...
...
...
...
Jednak jest coś co jest dla mnie nowe. Oni zawsze jedzą wspólnie co najmniej jeden posiłek. Niby nic takiego, ale nie potrafię się zachować w takich okolicznościach i jakby tego było mało to czuje się jak piąte koło u wozu. Przeze mnie oni mają problem ze swobodnym rozmawianiem. Cóż... jestem dla nich obcą osobą tak jak oni dla mnie zresztą.
Tak więc wygląda teraz moja sytuacja.

Dzisiaj jest piątek i jestem już po szkole. Aktualnie zamierzałem zabrać się za lekturę "Stary człowiek i morze", ale po dwóch rozdziałach byłem tak znudzony, że zasnąłem na fotelu w salonie. /Aby dostać się z przed pokoju do kuchni trza przejść przez salon, więc każdy domownik się tam co jakiś czas kręci/.
Miałem sen, co ostatnimi czasy nie zdarza mi się często. Ale był jakiś dziwny. Byłem w nim lisem i czułem, że ktoś mnie obserwuję. Nie trwało to długo bo obróciłem się i... zobaczyłem Williama. Ale był jakiś inny. Ubrany w strój tak jakby z innej epoki. Nie pamiętam już szczegółów ubioru, ale pamiętam wycelowany we mnie łuk. Nie był to zwykły kawałek wygietego patyka. On lśnił, świecił ciepłym błękitnym światłem, które sprawiało, że byłem nim równocześnie oczarowany, jak i przerażony. Łuk był bardzo, ale to bardzo zdobiony, prawdopodobnie elementy były złote, wydawał się masywny, ale równocześnie kruchy. Nie widzialem cięciwy, ale za to strzała była aż nadto dla mnie widoczna. Ona również miała wokół siebie to błękitne światło. William mierzył do mnie z niego, a ja miałem pewność, że nie strzeli. Nie wiem skąd, ale wiedziałem, że mi to obiecał, że nie użyje tej broni przeciwko mnie. Patrzyliśmy sobie w oczy. W jego był smutek, a zaraz po nim nastąpiła rozpacz, pokrecił głową i strzelił... widziałem strzałę biegnącą wprost do mego serca i łzy Williama. W tle słychać było jakiś upiorny śmiech. Obudziłem się gwałtownie, przy okazji zwalając książkę z kolan. W pokoju nie było nikogo oprócz mnie, ale i tak czułem się jakby ktoś mnie obserwował. A może to tylko uczucie ze snu?
Dlaczego był taki realistyczny?
Dlaczego był tam William?
Dlaczego czułem jakby to było coś ważnego?
Nie wiem, ale było to co najmniej niepokojące.
Wstałem i poszedłem umyć twarz, przy okazji książka została porzucona na stole w salonie. Straciłem ochotę na odrabianie lekcji.
Już chciałem wyjść z łazienki, gdy usłyszałem jak Troid rozmawia przez telefon. Nie chciałem podsłuchiwać, no ale stało się.
- Nie musisz mi tego cały czas wypominać! - warknął mój nowy opiekun do telefonu.
- Tak, tak zdaje sobie z tego sprawę, ale dzieciak o niczym nie wie. Przecież jakby wiedział to by tutaj z nami nie siedział - uh dzieciak, czyli, że ja? O co chodzi? Troid przez chwilę słuchał tego co ktoś do niego mówił.
- Czyli ma NIE wiedzieć tak długo jak się da? - odpowiedział - Dobra do zobaczenia na zebraniu.
Troid stał przez chwilę patrząc na telefon, westchnął i ruszył w kierunku salonu. A ja starając się by nikt mnie nie widział pobiegłem do swojego pokoju. Musiałem przemyśleć to co się do tej pory wydarzyło...

~ C.D.N.

Autorka ~ Ej...? Rozszyfrowałes mój szyfr?
Alex ~ *patrzy na mnie jak na idiotkę* serio myślisz, że mi się chciało?
~ *lekki foch*
~ byłem zajęty!
~ czym? Myśleniem nad sensem życia?
~ Tak!!! To lepsze od twojego obijania się z rozdziałami!
~ Wcale się nie obijam!
~ Wcale, wcale tylko masz "ważniejsze" sprawy na głowie. Jak oglądanie tego twojego anime.
~ ...
~ ...
~ Dobra jest w tym troszkę racji. Ale co ja poradzę, że jest to ciekawsze od klikania w klawiaturę telefonu? *foch* A ty się nawet z zadania domowego nie wywiązaleś!
~ Bo za dużo się u mnie dzieje! ... A tak właściwie o co chodzi z...?
~ NIE!!!!!!
~ co?
~ Nie zaspojleruje ci niczego!!!
~ Ale to nie fair! Czytelnicy też pewnie chcą wiedzieć!
~ musicie zaczekać. Wracaj do lektury.
~ Nie zamiarzam czytać czegoś tak nudnego.
~ * chwytam książkę ("Stary człowiek i morze") i podtykam mu przed twarz *
~ *Stara się na mnie spojrzeć*
*trwa to dłuższy czas, aż w końcu zaczyna czytać*


~ To tyle na dzisiaj :3

Biały LisekWhere stories live. Discover now