~ Rozdział Siódmy ~ Początek problemów

3.3K 269 14
                                    

Alternatywny tytuł "Jak przekazać, że chce czekoladę?"

~ Ciąg dalszy...

Po tej pół godzinie wychyliłem nosek zza skał i rozejrzałem się po okolicy. Byłem lekko zaskoczony całą sytuacją i naprawdę nie wiedziałem co mam zrobić. Zbliżyłem się do jeziora i spojrzałem na swoje odbicie. Byłem bielusieńkim liskiem o srebrnych paczydełkach. Ciekawe połączenie nawet, od bieli głowa może rozboleć. Gdy już się obejrzałem to ruszyłem po cichu w stronę lasu. Po drodze przechodziłem koło miejsca gdzie rozmawiali członkowie rodziny Cargo. Od razu rozpoznałem ich zapachy i wiedziałem, aby nie kierować się wzdłuż brzegu, pachniało tam Stellą, w drugą zaś stronę czuć było Troida, do którego aktualnie nie miałem ochoty się zbliżać. Więc został Will. Jego zapach ciągnął się w stronę lasu, pachniał nawet przyjemnie, ale nie potrafię dokładnie /"na ludzkie"/ określić jak pachnie. Zresztą mniejsza o to. Ruszyłem kierując się jego zapachem. Najpierw powolutku, a po chwili usłyszałem jego głos, wołał mnie po imieniu. Zacząłem biec. Nie zajęło mi dużo czasu dotarcie do miejsca gdzie szedł. Schowałem się za drzewem.
- Alex!!!! Gdzie jesteś???!!!! - krzyczał na całe gardło - Jak wyjdziesz dam ci czekolaaaaaade!!!!!!
Czekoladę? Naprawdę? Ale taką całą? Wytknąłem nosek zza drzewa i wpatrzylem się w niego. Poczuł że ktoś na niego patrzy. Przez chwilę się rozglądał po czym mnie dostrzegł. Patrzyliśmy sobie w paczydła*
- Alex? - zapytał cicho. Zapiszczałem cichutko zbliżając się do niego. Nachylił się i wpatrywał we mnie.
- Alex... chodź do mnie - wyciągnął dłoń - nic ci nie zrobię - mówił cichutko - chodź wrócimy do domu - powoli zacząłem się do niego zbliżać. Nie bałem się go, ale mimo wszystko podejście do człowieka wydawało mi się niewłaściwe. Ale mimo to podeszłem, Will wyciągnął rękę, a ja po chwili wahania pozwoliłem się pogłaskać.
- Jesteś... śliczny - wyszeptał, jeśli byłbym teraz w ludzkiej postaci moja twarz była by koloru wyjątkowego czerwonego pomidora. Zaczynam doceniać futro. Will wziął mnie na ręce. Zapiszczałem próbując uciec.
- Alex przestań, nie zrobię ci krzywdy - powiedział uspokoajająco starając się trzymać mnie tak abym go nie podrapał, z mizernym skutkiem. Na jego rękach już były czerwone, niektóre krwawe ślady po moich pazurkach - Spokojnie! - chwycił mnie za pod łapkami i przytulil do siebie, mocno ale nie na tyle by zrobić mi krzywdę. Moje ciałko drżało, taka pozycja była wyjątkowo nie wygodna, ale przestałem się szarpać.
- Alex - powiedział cicho - mógłbyś się nie wykręcać? Chce Cię tylko zabrać do domu... - wydawał się zrezygnowany. Spojrzałem na niego wielkimi paczydłami.
- Zaraz chwycę Cię inaczej - mówił dalej - trochę jak kota, dobrze? Tak będzie nam wygodniej - przekrzywiłem łepek i pozwoliłem mu wziąść się na ręce w taki sposób, żeby mnie nie upuscil i w miare komfortowo mógł mnie nieść.
Po ponad pół godziny szybkiego marszu dotarliśmy do domu. Will cały czas mnie niósł, a ja się tak jakby w niego wtuliłem, po prostu tak było wygodniej. Stella stała na tarasie razem z Troidem, stwora nie było nigdzie widać, i patrzyli na nas lekko zaskoczeni. Troid jako pierwszy odzyskał głos.
- Lis? - spytał cicho - to na pewno Alex?
- A czy inny, na przykład dziki lis pozwolił by mi nieść się na rękach? - mruknął Will. Po czym zostałem zniesiony do miejsca, które służyło za coś w rodzaju sali szpitalnej, takiej domowej. Położył mnie na jednym z łóżek (było ich około 12), a ja sobie usiadłem wpatrując się w moją niedawno "zdobytą" rodzinę. Will obiecał mi czekoladę, ale wyraźnie nie szybko ją dostanę.
- To nie jest on - powiedziała Stella wpatrując się we mnie z pewnością siebie. Wyciągnęła rękę aby mnie pogłaskać. Podskoczyłem w miejscu i zacząłem cicho na nią warczeć, grożąc, że jak zbliży tą swoją łapę do mnie to stracic przynajmniej jeden palec.
- A ja uważam, że to on - Will lekko się uśmiechał - przyszedł do mnie na słowo "czekolada" - wbiłem w niego wzrok i zapiszczalem cicho szturchając go łapką / jak lis może przekazać, że chce czekoladę? ;-; /
Troid się cicho zaśmiał. A Will nie miał zielonego pojecia o co mi chodzi.
- Skoro już jesteśmy prawo pewni, że to nasz Alex to trzeba coś zrobić by się przemienił - powiedziala Stella, o patrzcie Państwo zdarza jej się powiedzieć coś mądrego. W końcu.
- Racja. Ale jak to zrobić? - wypowiedź Willa. Patrzył na mnie jakbym mógł wiedzieć. Próbował mnie pogłaskać. Zawarczałem Co zdziwiło wszystkich. No co!? Ja chce moją czekoladę!!!!! A oni nie rozumieją!!!! (Spokojnie Malutki) / a-ale ja chce czeekooladeee *piszczy* daj mi plooose/ (dostaniesz jak skończę rozdział ok?) / TAAAAAAAAAK!!!!!!!!!! ^^/
- Myślę - powiedział po chwili zastanowienia Troid - że w tej sprawie nic nie możemy zrobić.
Zaskoczył nas wszystkich. Trzy istotki dostały delikatny wytrzeszcz paczydełek.
- Jak nic nie możemy? - zapytał Will.
- To zależy tylko od niego - tu wskazał na mnie - tylko on może to zrobić, a u każdego "zmiennego" działa to inaczej. Spróbuję się skontaktować z kimś kto będzie w stanie go chociaż naprowadzic.
- Ktoś z Rady? - zapytała Stella. Jakiej Rady? Czo? O co im chodzi?
- Myślę, że tak.
- Nie pozwolimy przecież IM go zabrać! - krzyknęła Stella, wait what? Stella? What? Musiałem dziwnie wyglądać, bo na mnie spojrzała jak na idiote jakiegoś, jak wygląda lisi idiota? Odpowiedź jest prosta! Jak ja! Samozachwyt, normalnie!
- Spokojnie nie pozwolimy - powiedział Troid - teraz wybaczcie ale muszę zadzwonić.
I zostawił nas samych.
- Chodź Alex, zjemy coś - powiedział Will ruszyliśmy do kuchni.





* paczydła, tak od dzisiaj określam oczy. Przynajmniej przez jakiś czas ^^

Ja~ Łap czekoladę!!!! *rzucam*
Alex~ *łapie i zaczyna wcinać*
~ * podchodzę i glaskam go po lisim łebku* będzie dobrze Mały.

Koniec jak na razie ;3

Biały LisekWhere stories live. Discover now