Rozdział 21

321 20 6
                                    

*Per Hoodiego*
Dochodził ranek. Kolejny dzień. Jeff, Sally i Ookami dalej nie wracali. Co kilka godzin przeczesywano las, ale wiele to nie dawało. Jednakże, około piątej zobaczyłem dziwny widok. W stronę szkoły szły dwa ogromne wilki. Pierwszy był mniej więcej tej wielkości, jak ten o którym wspominały Jane z Clocky. Ten obok był jeszcze nieco większy. Zawołałem wszystkich, a po chwili dojrzałem, że na karku większego stwora siedzi Sally i kiwa do mnie ręką.
-Cześć Kapturku!
Tak, to ona. Tylko jej przyjdzie do głowy nazywanie mnie Kapturkiem.
Wielgachny wilczur podszedł do Slendera i polizał po twarzy. Zdziwiło mnie to. Sally zeskoczyła papie w ramiona i wtuliła się ze szczęściem, upuszczając miśka. A co z Ookami?
*Per Jane*
Mniejszy wilk podszedł do mnie i Clocky. Szczerzył tak jakoś zabawnie szczerząc zęby. Rozpoznałam w nim naszego "zbawcę". Jednakże równie szybko zobaczyłam pewnego durnia na jego grzbiecie. Jeff ujeżdżający wilka? Podobną tezę wysunęła Nina mówiąc o... A dobra, siedzę cicho. Wzeszło słońce i zamiast tego mutanta pojawiła się Ookami, przygnieciona swym zbokiem. Rozkosznie. Następnie spojrzałam w bok, gdzie działo się coś o wiele ciekawszego. Drugi wilczur zmienił się... w ciocię Wolfię? Sally zeskoczyła z rąk papy i odsunęła się. Papcio z ciocią trzymali się za ręce i patrzyli sobie w "oczy". To było wzruszające. W końcu zniknięcie Wolfii spadło na nas jak grom z jasnego nieba. Papa cierpiał. Teraz zrozumiałam to, bo gdy sprawił, że wszyscy zapomnieliśmy, sam pamiętał cały czas. A przecież mijały lata. Patrzyłam na to z pewną satysfakcją, aż w końcu pocałowali się. Wyglądało to niesamowicie. Niemal wszyscy klaskali. Na każdej twarzy zagościł piękny uśmiech.
-Ciociu... Papo... kiedy ślub?-zachichotała Sally.
-Nawet dzisiaj.-mruknęła ciocia.
Kilka godzin później...
Dyrektor szkoły bez wahania, będąc zapewne pod wpływem papcia, udzielił im ślubu. Wszedzie rozrzuciliśmy leśne kwiaty i śmialiśmy się wesoło. W świetlicy rozbrzmiała muzyka i zaczęliśmy tańczyć. Każdy z każdym. Bez wyjątku.
-Chcę przynieść toast!-krzyknęła Sally.
-Chyba wznieść.-poprawiłam ją.
-Oj tam. Za rodzinę!-pokiwała szklanką pepsi.
-Za rodzinę!-odrzekliśmy zgodnie.
Wypiliśmy i tańczyliśmy do białego rana, lecz nie wszyscy.
Tymczasem...
*Per Ookami*
Wyciągnęłam Jeffa ze świetlicy. Szliśmy przed siebie, trzymając się za ręce. Nad Kaczym Stawem przystanęliśmy, spoglądając w wodę.
-Kocham Cię, Ookami.-szepnął mi do ucha.
Wtuliłam się w niego. Nigdy nie czułam się tak szczęśliwa. Całowaliśmy się długo i namiętnie. Jeff wtedy chwycił mnie z tyłu głowy i spojrzał w oczy.
-A dziś?
-Dziś... tak.-szepnęłam z zadziornym uśmiechem.
Niemal sprintem byliśmy w willi, a potem... potem to się działo!
*Per Yami*
Dlaczego wszyscy wmawiają mi miłość do Bena? Lubię go, ale nie w ten sposób! On nie ma macek!
-Yami...-usłyszałam jego głos za sobą.
Odwróciłam się i wymusiłam uśmiech.
-Wiem, że nie podobam ci się, więc nie zamierzam Cię namawiać do związku czy czegokolwiek. Po prostu... i tak nie zapomnę nigdy o tobie.
Słuchałam tych słów jak zaczarowana.
-To.. to bardzo miłe, Ben. Dziękuję.
Spojrzałam na niego. Teraz to on wymuszał na swej twarzy uśmiech. Przytuliłam go.
-Wiesz co... miałam zacząć myśleć racjonalnie. Macki mackami, ale żeby znaleźć kogoś takiego jak ty to dopiero sztuka.-kleiłam losowo zdania, nieco zdenerwowana.
-Do czego zmierzasz?-szepnął.
-Dam ci szansę...-westchnęłam i pocałowałam go lekko.
*Per E. Jacka*
-Kiedyś też będziemy mieli takie wesele, słodziaczku.-wymruczałem do Usy.
-Wspaniale, Ślepuszku.-zachichotała naśladując Sally, po czym pocałowała mnie.

The End!

Tak. To zakończenie. Nie miałam pomysłu na lepsze napisanie zakończenia. Cieszę się, że pomimo niskiego poziomu pisania tego, książka przyjęła się z dużym zainteresowaniem i jeszcze raz dziękuję wszystkim za wenę, gwiazdki i komentarze. Sayonara!~
Kizu.

Szkoła marzeńWhere stories live. Discover now