Rozdział 1

17K 582 319
                                    


Pogoda mogłaby zachwycić największego pesymistę. Słońce obejmowało ziemię delikatnym, przedpołudniowym blaskiem, wiatr wiał figlarnie, unosząc w powolnym tańcu włosy i ubrania. W tle ptaki śpiewały z wakacyjną jeszcze werwą, a rośliny zachwycały swym pięknem, zielenią i zapachem.

W ów zachwycający dzień pociąg mknął przez lasy i pola śpiesząc się na rozpoczęcie roku. A w jednym z jego przedziałów szóstka przyjaciół.

- Mówiłam ci, Luna. George czuje się dobrze - Warknęła Ginny Weasley, nieczuła na wszechobecną sielankę.

- Luna po prostu się martwi - Neville bronił swojej dziewczyny.

Harry Potter, siedzący w tym samym przedziale, wymienił znaczące spojrzenia z Ronem i Hermioną. Jechali dopiero godzinę i już musieli wysłuchiwać kłótni wybuchowej Ginny oraz nietypowej pary. Chociaż trzeba było przyznać, że samą Lunę niewiele obchodziło. Uśmiechała się melancholijnie do Neville, bawiąc się jednocześnie ze swoim nowym zwierzakiem, kotem o imieniu Trampek. Był to czarny dachowiec, którego przygarnęła w wakacje.

Hermionie boleśnie przypominało to o Krzywołapie, który najprawdopodobniej zginął. Nadal żywiła nadzieję na odnalezienie go, jednak szanse były małe, zważywszy na fakt, że Voldemort zbierał siły do ponownego ataku. Przegrał słynną II Bitwę o Hogwart, ale nie zamierzał odpuścić. Szukał teraz zwolenników, na miejsce tych poległych. 

- Co ty taka smutna ? - Spytał Ron, swojej dziewczyny.

- Po prostu się martwię. Widziałeś na peronie jak mało osób wraca do Hogwartu? Albo nie żyją, albo chowają się w swoich domach. Nie ma Dumbledora... On może znowu zaatakować.

- Nie będzie aż taki głupi. Mamy po swojej stronie Harry'ego - Zaśmiał się Ron.

Nadal nie dawał spokoju swojemu przyjacielowi za sposób w jaki wykiwał Voldemorta. Hermiona tylko przewróciła oczami. W tym samym momencie Neville wstał biorąc za rękę Lunę.

- Przesadziłaś Ginny. Luna, idziemy stąd, zanim jeszcze bardziej cię obrazi - Sykną i wręcz wybiegł z przedziału. Wielka Trójka spojrzała na rudą z wyrzutem.

- Nareszcie sobie poszli - Warknęła, lecz szybko się zreflektowała. - Przepraszam, ale ona ciągle wspominała o Fredzie.

Istotnie był to drażliwy temat wśród Weasley'ów, choć Ginny wydawała się najbardziej podatna na zgubne wpływy żałoby. Dlatego Hermiona ze zrozumieniem ją przytuliła i razem wyszły z przedziału, aby ruda mogła ochłonąć. Rzadko płakała i z pewnością nie pozwalała sobie na to w towarzystwie chłopców.

- No już, Ginny. Fred nie chciałby żebyś cały czas chodziła smutna. Zapewne chciałby, żebyś cieszyła się każdą chwilą! 

- Ju-u-uż go nie ma.

Hermiona westchnęła i dalej próbowała pocieszyć pannę Weasley. Siedziały tak pod ścianą, na korytarzu, dopóki nie przerwał im zniecierpliwiony głos.

- Gryfoni to jak widać straszne beksy.

Dziewczyny uniosły głowy, by spojrzeć na Draco Malfoya nonszalancko opartego o drzwi przedziału. 

Nie przypominał zupełnie tego ulizanego synka tatusia, którego widziały ostatni raz na polu bitwy. Zmienił się. Niemal białe włosy pozostawił w nieładzie (niestety niesamowicie atrakcyjnym nieładzie), pozwalając, aby kosmyki opadały mu luźno na czoło. Duże oczy nabrały koloru mocnej szarości; zniknęła gdzieś nijaka barwa wodnistego błękitu. Szczęka rysowała się nieco ostrzej, ale i męsko. Wdodatku wysoka, umięśniona sylwetka i czarna szata podkreślały bladość skóry. Gryfonki nie mogły się doszukać we wzroku chłopaka szyderstwa, czy kpiny. Wyglądał na... zmęczonego.

Dramione |Potrzebuję Zmian|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz