11. Annabeth rozwala pokład

5.8K 410 76
                                    


Lecieliśmy już godzinę, a ja w tym czasie przeszłam cały statek. Ogólnie to był on bardzo duży. Na samym dole były stajnie (oczywiście bez koni), niedaleko zbrojownia i kuchnia, a trochę dalej kajuty.

W swoim pokoju już poukładałam ciuchy i ramkę ze zdjęciem. Obok mnie był pokój Annabeth, a na przeciwko moich drzwi znajdowała się kajuta Piper. Pokoiki chłopców były trochę dalej.

Leżąc na łóżku i myśląc jak wykorzystać resztę podróży, usłyszałam krzyk i coś w rodzaju uderzenia o ścianę. Szybko wybiegłam z pokoju, w międzyczasie zmieniając pierścień na miecz. W przedpokoju stał juz Percy i Piper, trzymając w rękach miecze.

Pokazałam gestem żeby być cicho, odliczyłam do pięciu i wkroczyliśmy do pokoju.

Widząc Annabeth boso, z jedynym butem w ręku nie rozumiałam co się dzieje. Percy oraz Piper mieli tę samą minę co ja - zdezorientowaną.

Blondynka patrzyła się w jeden punkt w rogu pokoju, a ja podążyłam wzrokiem w tamtym kierunku. Zauważyłam, że leży tam but. Podeszłam do niego i kiedy chciałam podnieść go mieczem Annaberh krzyknęła.

-Cassie, proszę nie! -dziewczyna krzyknęła i pobiegła za Percy'ego.

Zawahałam się, ale w końcu podniosłam ostrzem miecza but. Pod nim był, już nieżywy, pająk. Spojrzałam na dziewczynę, nie rozumiejąc jak można się bać pająków. Rozumiem, jeśli ktoś ma chorobę Arach... Aaa! Już rozumiem!

Przecież Atena, matka Annabeth, miała pojedynek tkacki z księżniczką Arachne, który przegrała. Tamta się powiesiła, ale Atena ją ożywiła i ukarała, zamieniając ją w pająka!

Szybko wzięłam stworzenie na rękę, prawie wymiotując, i wyrzuciłam za okno. Zamykając szybę, zauważyłam jak ktoś leci. Były to dwie „kobiety" z nietoperzymi skrzydłami oraz długimi szponami.

-Um... Percy, dziewczyny? -zapytałam z przerażeniem w głosie.

-Co się stało Cas? - zapytała Piper.

Spojrzałam na przyjaciół, czując niemały strach.

-Mamy towarzystwo.

Wybiegliśmy z pokoju Annabeth, w stronę górnego pokładu. Gdy już dobiegliśmy na górę zauważyliśmy Leo, Jason'a i Nico'a jak trzymają w rękach miecze, przygotowują się do ataku. Szybko dobiegliśmy do nich stając ramie w ramie.

Po chwili dwie stare babcie wylądowały z hukiem na deskach pokładu.

-Witam panią Dodds! -zaśmiał się Percy celując główką miecza w starą nietoperzycę.

Tamta tylko ryknęła, po czym wleciała w powietrze i zaatakowała Percy'ego.
Nie wiem, skąd oni się znali i czemu nazywa ją "pani Dodds". Przecież to erynia, a nie jakaś pani!

-No heroski. Teraz my się zabawimy. -powiedziała głosem przesiąkniętym jadem.

Gdy zamachnęła się swoim pazurem, zrobiłam szybki unik.
Nico pomagał Percy'emu, a Annabeth i Piper pomagały nieprzytomnemu Leo. Ktoś do mnie podbiegł i powiedział z rozbawieniem w głosie.

-To co siostra, do ataku?

Kiwnęłam głową i ruszyliśmy do ataku. On atakował lewą stronę, a ja prawą.

Nagle kątem oka zauważyłam jak ktoś zbliża się do Percy'ego od tyłu. Była to trzecia erynia. Szybko uchyliłam się przed kolejnym ciosem i podbiegłam do przyjaciela.

-Percy uważaj!

Krzyknęłam po czym rzuciłam się, żeby go ochronić. Ochroniłam go... własnym ciałem. Pazury potwora rozcięły mi skórę na brzuchu, przez co krzyknęłam. Skuliłam się, trzymając się za brzuch.

Po chwili poczułam, jak obok mnie ląduje piasek. Jeden potwór pokonany!

-Cas! -usłyszałam znajomy głos, jednak nie otwierałam powiek. Za bardzo wszystko bolało. -Spokojnie. Wytrzymaj.

Poczułam, jak ktoś bierze mnie na ręce i szybko zanosi pod pokład.

-A...reszta? - zapytałam z wysiłkiem.

-Spokojnie, odpoczywaj. Poradzą sobie- stwierdził chłopak. -Co ty sobie myślałaś skacząc przed potwora?!

-Ja... chciałam... go uratować- oznajmiłam.

Dalej już nic nie pamiętam. Zapadła ciemność.

Nie wiem, ile tak leżałam. Co chwile się budziłam, na parę minut i podawano mi jakiś budyń (tak w ogóle bardzo dobry!), jednak nic nie pamiętałam.

Podczas mojego wypoczynku śnił mi się sen. Był on bardzo dziwny.

Ten sam gigant, co widziałam go parę dni temu, jednak bez starca. Tym razem mogłam się bardziej przyjrzeć jego twarzy i postury. Był cały ze złota, na twarzy miał złowrogi uśmiech. Siedział na tronie wykonanym z niezidentyfikowanego przeze mnie materiału, a ja sama stałam na czerwonym dywanie. Dookoła nas świeciły się pochodnie.

-Cassie Aurelie Lighting. Witaj w moich progach - oznajmił gigant.

-Sk...

-Skąd wiem, jakie jest twoje pełne imie? -przerwał mi pytanie. -Wiem wszystko o dzieciach mojego wroga. A także jego rzymskiej osobowości. W greckiej "wersji" -nakreślił cudzysłów palcami- ma jeszcze córkę Thalię, która została Łowczynią Artemidy, a o rzymskim dziecku nie muszę ci mówić, prawda?

Nie odezwałam się, tylko wpatrywałam się w giganta, próbując odgadnąć czy to co mówił, jest fikcją.

-Och... A gdzie moje maniery?

Wstał i powolnie skierował się w moją stronę. Serce zaczęło mi szybciej bić. Chciałam uciec, ale nie mogłam się ruszyć.

-Zaraz się zbudzisz... -odezwał się w moją stronę.

-Jak ci na imię? -zapytałam drżącym głosem. Mam taką nadzieję, że ta informacja choć trochę nam pomoże.

Złoty gigant uśmiechnął się i schylił się na wysokość mojej głowy.

-Nazywam się Porfyrion*.

No i mamy dość długi rozdział. :) Taka mała niespodzianka <3

*Chodzi o to, że nigdzie nie znalazłam nic na temat Porfyriona więc uznałam, że sama go stworzę poprzez wyobraźnie. :) Mam nadzieje, że taki obraz wam się podoba :)
(PS. Jak ktoś nie wie jest on Anty-Zeusem)

Komentujcie, gwiazdkujcie, motywujcie!




Percy Jackson: Historia Nieznana  || ZakończoneWhere stories live. Discover now