20.

6.2K 509 93
                                    

Wydarzenia zeszłego tygodnia wydawały się być odległe o miliony lat, kiedy Harry i Louis tydzień później umówili się na spacer po parku. Pogoda wcale nie zachwycała i musieli spacerować pod parasolem, jednak przemoczone buty i wyziębione organizmy nie przeszkadzały im w rozmowie. Mieli w końcu czas tylko i wyłącznie dla siebie nawzajem i dużo rozmawiali, a kiedy zaczęło się ściemniać, wrócili do domu Louisa. Dziś Harry postanowił u niego nocować ze względu na wiadomości, które zamierzali przekazać Jay dzisiejszego wieczoru. Czuł, że powinien być na miejscu i być wsparciem dla swojego chłopaka w rozmowie z jego matką, chociaż z drugiej strony chciał dać im prywatność.

Wdrapali się po schodach na górę i w pokoju Louisa zasiedli na kanapie. Naprawdę dziwnie im było leżeć tak beztrosko z myślą, że za chwilę Jay wróci z pracy i będą musieli poważnie z nią porozmawiać. W głębi duszy liczyli na zmianę zdania pani Tomlinson o homoseksualistach i szczerą rozmowę w trójkę, ponieważ starszy chłopak poprosił zielonookiego o towarzyszenie mu. Był nieco strachliwy w obawie, że jego matka znów nazwie go obrzydliwym. To byłoby dla niego za dużo, ponieważ każde takie słowo było ciosem w jego serce.

Kiedy usłyszeli trzask drzwi frontowych wiedzieli, że od rozmowy dzieli ich tylko parę minut. Wykorzystali je na uporządkowanie niektórych spraw w swojej głowie, więc kiedy Jay zdała sobie sprawę, że w ich domu jest o jedną parę butów za dużo oraz na wieszaku wisi płaszcz Harry'ego, zawołała ich do siebie. Szli nieco powolnym krokiem, niezbyt chętni do szybkiego spotkania z starszą od nich kobietą, ale jakimś sposobem wiedzieli, że będzie dobrze kiedy zobaczyli jej pogodną, uśmiechniętą twarz zwróconą ku nim. Kazała im usiąść, mówiąc że chce z nimi porozmawiać i oni naprawdę byli zaskoczeni. Zanim Jay zaczęła rozmowę, w kuchni gdzie byli pojawiła się Lottie, podciągając się na rękach i siadając na blacie, w miejscu, w którym kiedyś Harry pomógł zdjąć Louisowi coś z półki. Spoglądała na nich pytającym wzrokiem, a oni powiedzieli bezgłośne "jasne".

Troskliwe, matczyne i przepełnione winą spojrzenie ogarnęło ich. W oczach pani Tomlinson widoczne były łzy, a ręce lekko się trzęsły. Widocznie przeżywała wszystko w swojej głowie, w końcu gotowa przerwać ciszę.

- Tak bardzo przepraszam. - dało się słyszeć jej roztrzęsiony szept, kiedy przyłożyła swoją dłoń do obojczyków i oddychała głęboko, próbując się nie rozpłakać. - Po tym wszystkim, kiedy emocje ze mnie opadły, zdałam sobie sprawę, że jestem złą matką.

Louis uniósł spuszczoną głowę i wyglądał tak, jakby chciał się odezwać, ale po chwili znów ją spuścił, słuchając.

- Powinnam była zupełnie inaczej zareagować na twoją wiadomość, ale to po prostu spadło na mnie w jednym czasie. Utrata pracy i w jednym dniu wiadomość o tym, że mój najstarszy syn jest gejem. Przytłoczyło mnie to wszystko, nie wiedziałam nawet, co powinnam zrobić. - dłoń Louisa splotła się z jej i zacisnęła na niej mocno, dodając jej otuchy. - Tak bardzo mi wstyd za to, co powiedziałam. Naprawdę żałuję, Louis. Jesteś moim dzieckiem i cokolwiek się stanie, zawsze będę cię kochać. Zawsze będziesz moim oczkiem w głowie i moim kochanym synkiem. - zatrzymała się na chwilę i jej twarz wyglądała tak, jakby próbowała sobie coś przypomnieć. - Wciąż widzę cię tak, jakbyś miał dopiero cztery latka. Tymczasem mam już całkiem dorosłego syna, w dodatku syna, który jest zakochany. To sprawia, że jestem szczęśliwa.

Czuli, że po prostu muszą wstać i przytulić Jay, więc to zrobili. Po chwili do grupowego uścisku dołączyła Lottie, która nie wiedzieć kiedy zalała się łzami. Byli zranieni, ale te rany goiły się, co było najważniejsze. Czuli się naprawdę szczęśliwi, kiedy odsuwali się od siebie i wracali na swoje poprzednie miejsca.

- Jesteś w stanie to zaakceptować, mamo? - zapytał Louis, patrząc jej prosto w oczy. Byli jednocześnie tak bardzo do siebie podobni, a tak różni. Czasem Harry zastanawiał się, do kogo najstarszy Tomlinson był bardziej podobny - do swojej matki czy do ojca, którego prawie nie pamiętał.

Skinęła głową, uśmiechając się.

- Jestem szczęśliwa, że to Harry. Jest naprawdę kochanym chłopcem. Co nie znaczy, że istnieją pewne granice, których macie się trzymać, jak na przykład wracanie do domu o określonych porach czy zabezpieczanie się! - przestrzegła.

Obaj spłonęli rumieńcem. Nie mogli wyobrazić sobie lepszego zakończenia dnia.

# #

Żyję, witam, żyję! Jak tam u was Mikołajki? Dostaliście coś dobrego? Mnie dzisiaj w szkole wysmarowali węglem 'dla niegrzecznych dzieci' :D






Oops! (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz