Rozdział 1

3.1K 143 3
                                    

Dean z ciężkim westchnięciem zatrzasnął grubą księgę. Kurz uniósł się w górę. Winchester zakaszlał, machając przed twarzą ręką. Był zły i zmęczony. Nadal nie znalazł nic przydatnego.
- I co? Masz coś?
Dean spojrzał nad stosem ksiąg i papierów. Do pokoju wszedł Sam. Z wysiłkiem włożył na półkę wielką książkę.
- Nie. - Nie wysilił się nawet na ironiczną odpowiedź. - A ty?
Młodszy brat przecząco pokręcił głową.
- A więc jesteśmy zdani na jego łaskę? Świetnie.
Dean ze złością uderzył w stary stół, aby zaraz krzyknąć z bólu. W dłoń wbiła mu się drzazga. Klnąc na cały świat, złapał sie za dłoń. Już trzeci dzień szukał z bratem jakiegoś sposobu na przywołanie Castiela. Nie znaleźli jednak niczego, co podpowiedziałoby im, jak wezwać anioła.
- Nic nie znajdziemy, Dean. Twój anioł stróż przyjdzie, jak będzie miał czas albo ochotę, a Bóg jeden wie, kiedy to nastąpi. - Z jakiegoś powodu Sam położył szczególny nacisk na słowo "twój". Dean przewrócił oczami.
- Odpuść sobie.
- Ty sobie odpuść. Zamiast siedzieć na dupie i czekać na Casa, kontynuujmy poszukiwania. Jo nas potrzebuje. Nie odeszłaby przecież od tak, bez słowa. Coś musiało jej się stać.
- Ach tak? - zakpił Dean. - Ty jakoś robiłeś to wiele razy. Uciekałeś "bez słowa" i po jakimś czasie wracałeś. I nie życzyłeś sobie, żeby ktokolwiek cię gonił.
- Ale to był błąd, Dean. Nie rozumiesz? Byłem wiele razy w potrzebie. Z resztą, po co ja się z tobą kłócę? Ona by tego nie zrobiła i tyle.
Starszy Winchester nie odpowiedział. Próbował wyjąć sobie drzazgę zębami. Klął po cichu, gryząc bok dłoni. Sam skrzywił się.
- Sukinsyn - Dean wypluł kawałek drewna z obrzydzeniem. - No! - dodał raźniej. - Zakrzątnij się trochę. Jestem głodny. Marzy mi się ciepła pieczeń, jak na Święto Dziękczynienia. - zauważył minę brata. - No co?
Ten nie odpowiedział. Kręcąc głową, wyszedł z pokoju. Zamierzał zadzwonić do Bobby'ego, może on zdobył jakieś informacje na temat zniknięcia Jo. Co działo się z dziewczyną? Sam odepchnął złe myśli w najdalszy kąt swojego umysłu i zaczął szukać telefonu.

~~~

Dean oparł się o maskę ukochanej Impali. Spojrzał w gwieździste niebo, po czym wgryzł się w hamburgera. Co się działo z Casem? Dlaczego nie odpowiadał? Może coś mu się stało? Myśl o tym, że anioł mógł zginąć, przerażała go.
- Nie, on żyje. Wszystko z nim okej. - nawet nie zdał sobie sprawy że powiedział to na głos. - No nie, mała? - z troskliwością poklepał Chevroleta. Potem jego myśli pobiegły w innym kierunku. Patrzył tak nieobecnym wzrokiem przed siebie, kiedy poczuł nagłe zmęczenie. Sprawdził, czy samochód jest zamknięty, po czym wszedł do domu.

Postać obserwująca go zza drzewa uśmiechnęła się złowróżbnie.

It's a Terrible Life || SPNWhere stories live. Discover now