Rozdział 1

1K 38 10
                                    

Wszedłem do szkoły jak zwykle w dobrym nastroju. Ostatnio wszystko było dobrze. Nathalie i ja się dogadywaliśmy, a nowa klasa wydawała się być miła. Jest już początek października, więc zdążyłem się do nich przyzwyczaić.

Oni chyba do mnie też.

- Cześć. - rzuciłem do Jake'a, podając mu rękę. Uścisnął ją i uśmiechnął się.

- Cześć, Hill. Coś nowego? - zapytał, zerkając na zeszyt, który trzymał na kolanach.

- W sumie to nie, a jak u Ciebie?

- Angielski. - westchnął, pokazując mi swój zeszyt, zapełniony notatkami na zajęcia z literatury.

- Będzie pytała?

- Nigdy nie pyta, ale kartkówka może być. - wzruszył ramionami i zatopił się w lekturze.

Spojrzałem w bok. Moja klasa. I ta jedna jedyna grupka. Jessica, Alex i ta, która ciągle ubiera się na czarno. Jak ona się nazywała? Isabelle? Chyba tak. Nie jestem pewny. Jak zwykle miała na sobie za duży sweter i legginsy. Zawsze tak przychodzi. Nigdy nie widziałem jej w czymś innym. Zdarzało się już, że było 25-30 stopni, a ona i tak była w tym samym zestawie. Jednak nie widziałem, żeby swetry się powtarzały. Może po prostu miała ich strasznie dużo. Złapałem jej spojrzenie, kiedy piła z kubka termicznego, który jest jej nieodłącznym elementem. Zawsze ma go w ręku. Zawsze. Spojrzała mi w oczy i szybko opuściła wzrok na swoje Vansy. Uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem do Kathy, która w dużej grupie rozmawiała o czymś, co wydawało się wszystkich interesować.

Lubiłem Kathy. Miałem pewność, że nie będzie mnie podrywała, bo sama była w ponad rocznym związku. Poza tym, jej chłopak chodził do tego samego liceum, więc nawet nie ma co startować. No i ja mam Nathalie. Nie żebym myślał, że zaraz wszystkie będą mnie podrywać. Nie chciałbym tego. Jeszcze raz zerknąłem na grupkę dziewczyn. Isabelle coś mruknęła i wszystkie się na mnie spojrzały. Jessica pierwsza odwróciła wzrok i powiedziała coś, przez co Isabelle musiała ukryć uśmiech. Opuściła wzrok tylko po to, by znowu na mnie spojrzeć. Zarumieniła się chyba, kiedy uśmiechnąłem się do niej przez chwilę, po czym wróciłem do spraw dużej grupy, która rozmawiała na temat nadchodzącej kartkówki z historii.

Przez cały dzień nie widziałem już uśmiechu na twarzy Isabelle. Ani uśmiechu, ani spojrzeń w moją stronę. Przyjaciółki też ją zostawiły. Siedziała sama i na zmianę wpisywała i czytała coś na telefonie.

Kiedy po religii ksiądz wypuścił nas do domu, wybiegła z klasy pierwsza. Zazwyczaj ja wychodzę pierwszy. Kiedy dobiegłem do szafek, ona była już przy drzwiach. Wcześniej też się tak zachowywała? Pożegnała się, ale zanim zdążyłem odpowiedzieć, nie było jej już na korytarzu. Otworzyłem szafkę i wypadła z niej malutka karteczka. Podniosłem ją i przeczytałem zawartość.

Nie znam Cię, a Ty nie znasz mnie. Ale Ty nawet nie chcesz mnie poznać. Bo kto by chciał?
I.

Zamknąłem szafkę z niemałym hukiem i wybiegłem ze szkoły. Mimo, że wyszedłem kilka sekund po niej, nie zobaczyłem jej już.

**

Wszedłem do domu z lekkim grymasem na twarzy. O co chodzi z tą Isabelle? Wygląda, jakby czegoś ode mnie chciała, ale jednocześnie nie mogła tego chcieć. To idiotyczne.

Przywitałem się z mamą i poszedłem prosto do mojego pokoju. Rzuciłem plecak na podłogę i usiadłem przy biurku. Poruszyłem myszką, a komputer przywitał mnie otwartym rano Facebook'iem. Przescrollowałem kilka postów i wyjąłem książki z plecaka. Przejrzałem te, z których powinienem się czegoś nauczyć na jutro i schowałem je na półkę. Wsadziłem ręce do kieszeni bluzy i znalazłem jakiś papierek. Wyjąłem go i odkryłem, cóż za odkrycie, że jest to liścik od I. Nie sądzę, żeby Isabelle, go wyrzuciła, chociaż nie zdziwiłbym się.

Bo kto by chciał?

Ta część zastanawia mnie najbardziej.

Przecież ma przyjaciółki.

Nie jest sama.

To nie może być ona.

Isabelle jest szczęśliwa. To pewnie maturzyści robią sobie ze mnie żarty albo chłopaki z klasy. Isabelle jest szczęśliwa. Nie jest na tyle zdesperowana, żeby pisać do mnie takie dziwne, pozbawione sensu rzeczy. A przynajmniej mam taką nadzieję. Nie zapytam jej o to, bo jeśli to nie ona, to wyjdę na idiotę. Wzruszyłem ramionami na karteczkę i wrzuciłem ją do kosza.

To tylko głupie żarty.

Nikt nie potrzebuje uwagi.

Wstałem z krzesła i zszedłem na obiad, ukrywając emocje pod codziennym sztucznym uśmiechem.

Barrry xx

Infinity✔Where stories live. Discover now