Rozdział Dwunasty

Zacznij od początku
                                    

Z drugiej strony chevroleta wysiadł mężczyzna nieco niższy od Ducha. Wciąż był jednak postawny i wydawał się groźny. Jego śniadą skórę – od dłoni, przez ramiona do samej szyi – przyozdabiały tatuaże. Gęste, ciemne włosy opadały na jego czoło, a oczy tak brązowe, że śmiało mogłabym określić, iż są czarne, świdrowały postać Brandy.

Zabójczyni puściła moją rękę, po czym bezceremonialnie otworzyła drzwi i wyskoczyła z pick-upa. Lekkim krokiem ruszyła w stronę chłopaków, którzy fizycznie znacznie ją przerastali, ale wydawali się jednocześnie darzyć dziewczynę niemałym szacunkiem.

Złapałam oddech, po czym również wyszłam z samochodu. Rozczochrana, brudna od ziemi i kurzu oraz naprawdę wściekła, wyglądałam przy nich zabawnie. Miałam to jednak gdzieś, ponieważ chciałam, aby stan niewiedzy, w której tkwiłam, wreszcie się zakończył. Ruszyłam na Ducha, niczym buldożer, albo raczej zabawkowy buldożerek dla dzieci. Zanim jednak uniosłam rękę, aby spoliczkować go za to, że mnie zostawił, ugięłam się pod mocą jego spojrzenia.

– Jeśli mnie uderzysz, oddam ci – odpowiedział z wkurwiającym, stoickim spokojem w głosie.

– Spróbowałbyś tylko – fuknęłam.

– Jeśli kobieta podnosi na ciebie rękę, to znaczy, że chce się bić – rzucił żartobliwie facet, którego imienia nie znałam. – Oczywiście robię sobie jaja, Xander w życiu by cię nie skrzywdził. Może gdybyś była choć trochę podobna do Brandy...

– Mówił ci ktoś kiedyś, żebyś zamknął ryj, Calum? – Dziewczyna zmroziła go wzrokiem.

– Calum Torres. – Wskazałam na mężczyznę palcem, a później znów zerknęłam na Du... Xand... Alexandra. Duch miał na imię Alexander i to on kazał Brandy odwieźć mnie do domu. To był najgłupszy sposób, w jaki mogłam dowiedzieć się, jak nazywa się mój porywacz, ale byłam wdzięczna, ze w końcu wiem, dlatego nie narzekałam.

– We własnej osobie. – Calum ukłonił się prześmiewczo, ignorując fakt, że Du...Alexander ewidentnie się teraz wścieka. – Ella Van Der Bilt. Złote dziecko.

– Nie jestem dzieckiem – odparłam. – Poczekaj... Nazwałeś mnie...

– Cicho bądź. – Brandy nadepnęła stopę Torresa, aby naprawdę się przytkał.

– Auć, dlaczego zawsze to robisz?! – jęknął niezadowolony Calum, po czym złapał ramię dziewczyny. Już mieli zacząć szarpaninę, kiedy Duch stanął pomiędzy nimi i odciągnął ich od siebie za włosy.

– Bliźniaki! – zagrzmiał. No tak. Brandy i Calum wyglądali bardzo podobnie. Dopiero kiedy Alexander ich tak nazwał, uświadomiłam sobie, że są spokrewnieni. – Spokój.

Rozdzielone rodzeństwo ciskało siebie nawzajem piorunami z oczu. Tym czasem mój porywacz czekał aż wreszcie przestaną wierzgać, a gdy to się stało, puścił ich z realnym obrzydzeniem, które wymalowało się na jego doskonałej twarzy. Co z tego, że był piękny, skoro był też parszywym dupkiem? Skrzyżowałam ręce na piersiach, wpatrując się w całą trójkę wyczekująco. Uważałam, że są mi winni wyjaśnienia. Zwłaszcza po tym, jak Brandy dosłownie zabiła człowieka, który znajdował się mniej niż metr ode mnie.

– Co się tu dzieje? – zapytałam bez ogródek.

– Ja też chciałbym wiedzieć. – Duch spojrzał na swoich przyjaciół(?) z ogromną dozą irytacji. – Ty. – Wskazał na Caluma. – Powiedziałeś, że Brandy zadzwoniła z informacją, że ma trupa, którego musi się jak najszybciej pozbyć, dlatego będziemy po niej sprzątać.

Z cukru i szkła {tom I: słodki smak trucizny} +18 ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz