Rozdział Trzeci

11.4K 1.1K 196
                                    

Brearley School była szkołą prywatną z tradycjami. Nie dotyczyły one tylko mundurków, stawiania futbolu na równi z religią oraz świętowania każdej, najmniejszej okazji, na bankietach dla inwestorów. Jak w każdej placówce tego typu, plotki roznosiły się tam niesamowicie prędko. Uważałam, że szepcząc sobie do ucha ubarwione historie, uczniowie Brearley School, oddają swoisty hołd fikcyjnej Constance Billard St. Jude's School z Plotkary. Spodziewałam się zatem, iż jeśli ktoś zauważył, jak wsiadam do chevroleta z dorosłym mężczyzną, po weekendzie dowiem się nie tylko o tym, że zostałam zawieszona w prawach ucznia za zaburzanie porządku, ale przede wszystkim – że się puszczam.

Wciąż byłam lekko zdyszana po ucieczce przed piłkarzykiem. Próbując uspokoić oddech, obserwowałam zmieniającą się przestrzeń za oknem i choć powiedziałam nieznajomemu, pod jaki adres ma mnie odwieźć, wcale nie kierował się do posiadłości Van Der Biltów najkrótszą, możliwą trasą.

Wyglądał na małomównego, niemniej jednak był dostatecznie atrakcyjny, abym mu to wybaczyła. Poza tym w aucie pachniało detergentami, przez co uznałam, że musi być porządnym człowiekiem. Miał też wyjątkowo czyste ręce. Zauważyłam to, gdy zmieniał biegi. Drobne siniaki na jego kostkach, najpewniej pojawiające się od chłodu, wybijały się na skórze, którą mężczyzna musiał szorować przynajmniej kilkanaście razy dziennie. Na jego palcu środkowym znajdował się wyłącznie jeden tatuaż. Małe, czarne „x". Może jest lekarzem?, pomyślałam, a później przypomniałam sobie, że widziałam już gdzieś taką dziarę. Bardzo dawno temu...

– Dzięki za ratunek – powiedziałam w końcu, aby przerwać ciszę. – Ten chłopak, który mnie gonił, Brad, najpewniej zaciągnąłby mnie do swojej dziewczyny, która zrobiłaby mi z twarzy jesień średniowiecza.

Rozsiadłam się wygodniej w fotelu i poprawiłam pas. Kierowca nic nie odparł.

– A szkoda by było, bo mam naprawdę ładną twarz – dodałam. To stwierdzenie również nie spotkało się z odpowiedzią. – Wiesz, jesteś bardzo zamknięty w sobie, jak na obiektywnie przystojnego faceta, w designerskim, starym aucie. Tacy są, co do zasady, bardziej wyszczekani – pociągnęłam temat.

Dopiero wtedy uśmiechnął się pod nosem, nie zdejmując z niego ciemnych okularów, które założył, gdy usiadł za kółkiem. Nawet na mnie nie spojrzał. Powstrzymałam westchnienie spowodowane nagłą frustracją.

Właśnie uświadomiłam sobie, co zrobiłam. Bezpardonowo wepchnęłam się do wozu kogoś, kto obserwował mnie w podejrzany sposób, a zamiast zaniepokoić się wonią środków żrących, uznałam, że kierowca musi pracować jako medyk. Ten tatuaż... Mój poprzedni porywacz miał bardzo podobny.

– Jesteś jakimś psychopatą? – Uniosłam brew.

Odpowiedziała mi wymowna cisza.

– Okej, nie chcesz, to nic nie mów – prychnęłam.

Nie miałam planów na weekend, Railey nie było nawet w Stanach, dlatego widocznie wszechświat zesłał mi rozrywkę. Odrobina stresu związanego z ekscytacją związała mój żołądek. Może to było idealne rozwiązanie moich problemów? Nie musiałabym mierzyć się z Bradem, Kelsy, Jessicą i dyrektorem w poniedziałek, gdybym do tego czasu została brutalnie zamordowana. Ironizowanie tego typu sytuacji stało się moim mechanizmem obronnym. Krzyczenie, płakanie oraz błagania o litość nigdy nie okazywały się skuteczne. Przesłuchałam zbyt wielu podcastów kryminalnych, aby się teraz rozkleić. Miałam też doświadczenie w porwaniach. Zresztą... Nie skłamałam mówiąc mężczyźnie, że jest przystojny. Był taki. A jego chevrolet naprawdę mi się podobał.

Każda niebezpieczna, odrealniona sytuacja, była też dla mnie promyczkiem nadziei na to, że w końcu dowiem się, co tak naprawdę stało się w moim domu, gdy byłam dzieckiem. Nie szlajałam się po Nowym Jorku wyłącznie dla zabicia czasu. Wierzyłam, że mimo powszechnie panującej opinii, moi rodzice zostali zamordowani z jakiegoś powodu. Chciałam go poznać, dowiedzieć się, kto zlecił to zabójstwo, albo dlaczego w ogóle do niego doszło. Jako, że byłam tylko nastolatką, nikt nie chciał podzielić się ze mną informacjami w tym zakresie. Policja uważała, że zginęli z ręki psychopaty, który ich sobie upatrzył. Lecz nie obrabowano domu, nie porwano mnie wtedy, nic innego się nie wydarzyło, a niewiedza wykańczała mnie bardziej, niż spodziewałam się, że uderzy we mnie prawda. Dzięki niej mogłabym zaznać spokoju. Wolałam zginąć próbując rozwikłać zagadkę, niż przez całe życie bać się, że on po mnie wróci. Wybrałam zatem czekanie na niego, albo na kogokolwiek, kto mógłby rozwiać moje wątpliwości.

Z cukru i szkła {tom I: słodki smak trucizny} +18Where stories live. Discover now