Rozdział Dwunasty

7.9K 832 173
                                    

Wróciłam razem z Brandy do miejsca, w którym porzuciła ciało Vince'a. Byłam w stanie zakodować, że ona, jak i Duch, zabijają ludzi, ale dopiero wtedy uświadomiłam sobie, co to naprawdę oznacza. Wcześniej widziałam tylko dwie martwe osoby. Byli nimi moi rodzice, a obraz ich pustych oczu, nie mógł opuścić mojej głowy przez lata. Śmierć towarzyszyła mi od dziecka. Wydawało mi się, że jestem z nią zupełnie oswojona, lecz kiedy obserwowałam, jak zabójczyni zawija denata w matę, która znajdowała się na pick-upie, a później samodzielnie wciska go na pakę, nie mogłam powstrzymać łez cisnących się do moich oczu. Chłopak wydawał się naprawdę sympatyczny. Miał kilka drobnych piegów na nosie, całkiem miły głos no i jechał odwiedzić babcię. Czy ona dowie się w ogóle, że umarł? Czy ktokolwiek będzie go teraz szukał? Próbowałam usprawiedliwiać tę sytuację. Wmawiałam sobie, że Brandy mnie uratowała i wcale nie zostałam wplątana w porachunki jakichś niebezpiecznych złoczyńców, którzy nie chcą mi o niczym powiedzieć. A jeśli Vince tylko wydawał się sympatyczny? Istniało przecież prawdopodobieństwo, że udawał pomocnego, aby mnie skrzywdzić. Tylko... Po co?

– Wsiadasz? – Pytanie Latynoski wyrwało mnie z letargu. Dziewczyna zajmowała teraz miejsce kierowcy w kradzionym aucie. – Nie powinnyśmy rzucać się w oczy, tak samo jak ten pick-up. Wjedziemy do lasu i tam zaczekamy na moich... przyjaciół.

To w jaki sposób wypowiedziała słowo „przyjaciele" też brzmiało niepokojąco. Przypomniałam sobie, że Duch obiecał, iż nie pozwoli nikomu mnie skrzywdzić. Rozejrzałam się dookoła, jak gdybym go szukała. Skoro jednak człowiek, który zlecił mu porwanie mnie siedział w więzieniu lub był martwy, może i to zapewnienie przestało się liczyć? Porzucił mnie, zabójczyni zdawała się nie odpuszczać, a sama nie potrafiłam się bronić, ani wymyślić lepszego planu, niż próba powrotu do domu na stopa. Chciałam poznać odpowiedzi na swoje pytania. Przez lata kusiłam los. Musiałam przyjąć to, co mi oferowano, zatem po chwili wsiadłam do samochodu ze strony pasażera.

Brandy wychyliła się, by zamknąć drzwi po mojej stronie, gdy szukałam pasu. Wciąż pachniała jak wanilia, ale teraz doszła do tego woń ściółki oraz metaliczny smród krwi. A może go sobie wymyśliłam? Może krew nie pachnie? Nabrałam powietrze do płuc. Kiedy dziewczyna się odsunęła, do moich nozdrzy dotarł tylko kurz oraz swąd choinki zapachowej.

Na polanę w lesie dotarłyśmy w ciszy. Brandy zaparkowała niedaleko strumienia. Spodziewałam się, że wysiądzie z pick-upa, aby utopić zwłoki w wodzie, ale nic takiego się nie stało. Już miałam wrócić do desperackich prób przepytywania jej, lecz kobieta położyła dłoń na moim kolanie.

– Zaczekajmy aż chłopaki do nas dołączą – mruknęła. – Wtedy ustalimy, co się z tobą stanie.

– Mhm. – Poklepałam ją po ręce. Nie zabrała jej, tak jak robił to Duch.

Brandy wyłącznie przeniosła na mnie wzrok, po czym obróciła dłoń tak, że teraz jej kostki opierały się o moje kolano. Uśmiechnęła się zachęcająco. Wydawało mi się, że chce dodać mi otuchy, dlatego niepewnie splotłam nasze palce razem. Dziewczyna zacieśniła ten uścisk. O dziwo poczułam się bezpieczniej. Wiedziała, że się boję i widocznie nie chciała pogłębiać mojego lęku.

Spokój nie tlił się we mnie zbyt długo. Poczułam nagłą salwę złości, kiedy przez przednią szybę wielkiego samochodu, dostrzegłam czarnego chevroleta chevelle, który zwolnił, a później zatrzymał się przed nami. Białe włosy Ducha błysnęły w jesiennym słońcu, gdy wyszedł z auta. Założył ciemne okulary na głowę, a wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Moc jego wzroku była przeszywająca. Dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie. Wydawało mi się, że rzucił na mnie zaklęcie, ponieważ nie byłam w stanie się ruszyć, ale tak naprawdę sparaliżowała mnie paląca wściekłość.

Z cukru i szkła {tom I: słodki smak trucizny} +18 ZOSTANIE WYDANEWhere stories live. Discover now