Rozdział Siódmy

8.7K 877 92
                                    

Moment, w którym noc spotyka się z dniem był moim ulubionym. Miałam sentyment do podróży po zachodzie słońca, jednak chłód, jakim spowił się zabytkowy samochód Ducha, dawał mi poczucie wyobcowania. Nieczęsto czułam się komfortowo, gdy miałam towarzystwo, ale po tych parunastu godzinach, odkąd uciekłam przed Bradem, porywacz wydał mi się jedną z nielicznych osób, które nie próbują nikogo, ani niczego udawać. Był autentycznie niewzruszony, aż do tej doby, ponieważ nagle coś się w nim zmieniło. Nie znaliśmy się dobrze. Praktycznie nic o nim nie wiedziałam, niemniej jednak, nie miałam trudności w czytaniu z ludzi i mogłabym się założyć, że to jak w jakim spięciu prowadził chevroleta, nie było dla niego naturalnym sposobem wykonywania tej czynności. Nieustannie krążyliśmy w okolicach Nowego Jorku, skupieni na wyciszonym klasycznym rocku, który wybrzmiewał z głośników samochodowych.

– O wiele bardziej lubię noc od dnia – powiedziałam, by wydusić z siebie cokolwiek. – Jest taka kojąca. – Westchnęłam, gdyż tradycyjnie Duch nie chciał brać udziału w dyskusji. – Jednocześnie jest też mroczna i niebezpieczna. Mogłabym powiedzieć, że noc kojarzy mi się z tobą, ale to trochę zbyt poetyckie porównanie, jak na fakt, że praktycznie nic o tobie nie wiem.

Duch uśmiechnął się pod nosem. Gitara elektryczna w każdym, słuchanym kawałku, zaczynała powoli działać mi na nerwy. Przepadałam za zmącaniem milczenia muzyką, lecz ta powoli doprowadzała mnie do szału. Chciałam czegoś więcej, czegoś innego, bardziej magicznego, jak z kadrów starych seriali dla młodzieży. Mogłabym zagrać w brytyjskich Skinsach, choć moje dotychczasowe życie, bardziej pasowało do fabuły Plotkary. Gdybym była w stanie przenieść się do innego świata, wybrałbym jednak jakiś serial, w którym śmierć nikogo nie dziwi i jest opcją.

– Mogłabym umrzeć tej nocy – mruknęłam. – Niebo jest piękne... – Pochyliłam się przy oknie, zerkając przy tym na gwiazdy rozsypane na sklepieniu. – Jeśli będziesz musiał mnie zabić, proszę, zrób to tak, żebym ja też wyglądała pięknie.

– Nie potrafię określić, czy naprawdę się boisz i mówisz mi o tym, aby oswoić się z konceptem śmierci, czy poważnie o niej myślisz.

– To drugie – odparłam od razu. – Nie jestem zbyt dobra, gdy jestem żywa.

– Martwa też nie będziesz dobra – stwierdził. – Zasadniczo w ogóle cię już nie będzie.

– Hm. – Podrapałam się delikatnie po policzku, nie spuszczając wzroku z szyby.

– Też lubię noce. – Ku mojemu zaskoczeniu, Duch postanowił ze mną porozmawiać. – Czuję się podczas nich swobodniej, jakbym należał do tego czasu podczas doby bardziej, niż do dnia. – Uśmiechnęłam się szczerze. No proszę, też potrafił być refleksyjny.

– Nie dziwi mnie to. – Wzruszyłam ramionami. – Jakież to dramatyczne, oboje jesteśmy tacy... odrealnieni. – Zerknęłam na niego kątem oka, a widząc jak mężczyzna bierze zakręt, by chwilę później wjechać w las, zadrżałam. – Naprawdę... Bardzo mi na tym zależy, żebym umarła wyglądając dobrze...

– Nie jadę cię zabić, na litość boską. Przecież ci powiedziałem, że nie na tym polega moja misja. A jeśli kiedyś jednak to zrobię, na pewno nie w lesie.

– To nie jest najlepsze miejsce? – Uniosłam brew.

– Nie, najlepsze miejsce to takie, które wydaje się być dla ofiary naturalne – mruknął, świecąc długimi światłami na alejkę, która prowadziła do wysokiego budynku unoszącego się nad drzewami.

– Och... – Oblizałam usta. – No tak, to ma sens. – Nie wiedziałam dokąd zmierzamy, ale cieszyłam się, że wreszcie przestaniemy krążyć. – Więc gdzie byś mnie zabił, gdybyś miał to jednak zrobić?

Z cukru i szkła {tom I: słodki smak trucizny} +18Where stories live. Discover now