Rozdział Trzeci

Mulai dari awal
                                    

Spojrzałam na przednią szybę, po czym skrzyżowałam ręce na piersiach.

– Masz jakieś płyty, albo tajny kod, który uruchomi w tym radiu muzykę, panie milczący? – zapytałam znienacka.

Wreszcie ruszyliśmy z korku. Nie byłam nawet zaskoczona, gdy ominął zjazd w moją przecznicę, a później opuścił teren zabudowany. Co jakiś czas zerkał na mnie kątem oka, jakby był przygotowany na histerię i wyrywanie mi telefonu z wybranym numerem alarmowym, lecz nic takiego się nie stało.

– To jak będzie z tą muzyką? Posłuchałabym The Rose.

Nieustannie nie uzyskałam odpowiedzi na żadne z zadanych pytań, dlatego wypuściłam powietrze ze świstem i oparłam się łokciem o tapicerkę. Mogłabym mu powiedzieć, żeby sobie odpuścił zgrywanie ważniaka, bo to moje trzecie porwanie i zdecydowanie wolałam poprzedniego porywacza, który chociaż próbował zabawić mnie rozmową. Poza tym, przy wcześniejszym razach, mnie też bardziej zależało – na przetrwaniu, uwolnieniu się, powrocie do domu; jednak żadna z tych rzeczy nie miała już dla mnie sensu. Po co? Spodziewałam się, że dzięki temu zdarzeniu uzyskam więcej odpowiedzi, niż otoczona odpadkami restauracyjnymi, czając się w Midwood.

– Lubię motyw drogi w literaturze – odezwałam się ponownie, nieustannie podziwiając zmieniający się krajobraz.

Nie byliśmy już w mieście, teraz jechaliśmy przez odcinek, który stanowiła wyłącznie jezdnia, z obu stron opatulona przez zalesione tereny, rzucające na nią swoją ciemnozieloną osłonę. W połączeniu z szarym niebem, krajobraz przypominał kadr filmowy.

– Żyję w przekonaniu, że wszystko jest drogą, ponieważ każdy dzień rozpoczynamy z nowym celem, nawet jeśli stanowi go przeżycie – kontynuowałam, mimo że kierowca zachowywał się, jakby wcale mnie tam nie było. – Dziś rano wstałam z myślą, że podejmę jakieś ryzyko. Sądzę, że osiągnęłam cel, ponieważ powiedziałam Kelsy, że Brad i Jessica są fałszywymi zdrajcami. – Spojrzałam na mężczyznę, aby określić jego stosunek do mojego biadolenia. Dalej niewzruszony prowadził chevroleta. – Myślę, że dobrze zrobiłam. – Pokiwałam głową na potwierdzenie swoich słów. – Czasem chciałbym ich wszystkich po prostu zabić.

– Powinnaś to zrobić.

Przeniosłam wzrok na bruneta. Zmarszczyłam czoło i przez chwilę zastanawiałam się, co powinnam odeprzeć.

– Zrobię to – mruknęłam. – Kiedyś po prostu wrócę do szkoły z piłą mechaniczną, rozczłonkuję Barda, Kelsy, Jessicę i każdego, kto stanie mi na drodze, a później poskładam ich w taki sposób, że będą sikali pępkiem – zażartowałam.

– Jeśli ich rozczłonkujesz, nie przeżyją tego. – Głos mężczyzny brzmiał spokojnie i wyważenie. Byłam przekonana, że odebrał mój żart, jako poważną deklarację.

– Będę uważna – sarknęłam.

– Ból sprawi, że stracą przytomność, a później się wykrwawią, musiałabyś zrobić to chirurgicznie. Piła mechaniczna nie jest preferowanym narzędziem. – Przełknęłam głośno ślinę, wsłuchując się w niskość i monotonię jego głosu.

Bezsprzecznie zostałam porwana przez mordercę. O dziwo nie obezwładnił mnie strach. Mogłabym zapytać, co planuje i dlaczego to robi. Czy stanowiłam dla niego zlecenie? A może byłam łatwym celem? Póki co postanowiłam, że przeprowadzę z nim jakąkolwiek konwersację, aby nie marnować czasu na i tak zbędne lamenty, które absolutnie nic nie wniosą do zaistniałej sytuacji.

– Wiesz, to nie jest tak, że nienawidzę Brada, Jess i Kelsy bez powodu – powiedziałam po chwili namysłu. – Albo wszystkich tych ludzi z mojej szkoły. Mam raczej wrażenie, że to oni nie cierpieli mnie jako pierwsi, ponieważ odkąd zaczęliśmy liceum, nie mogą poradzić sobie z faktem, że jestem bardziej pogodzona sama ze sobą, niż oni będą kiedykolwiek. – Obejrzałam swoje dłonie, zdrapując skórkę przy kciuku. Robiłam to zawsze, gdy byłam zestresowana, albo głodna.

Z cukru i szkła {tom I: słodki smak trucizny} +18 ZOSTANIE WYDANETempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang