Wiedziałam, że mój tata był biznesmenem. Inwestował w sieć barów, które znajdowały się w Midwood. Opiekunka zbywała mnie jednak, kiedy pytałam, czy wplątał się w jakieś porachunki z niebezpiecznymi ludźmi. Nazywała mnie gówniarą, dorabiającą sobie ładną bajeczkę do tragicznej historii. Z tej przyczyny nie powiedziałam pani Beatrice, że odkryłam, iż w tamtej okolicy dzieje się coś dziwnego. Nie miałam odwagi, aby wejść na zaplecze baru, w którym zasłyszałam, że co jakiś czas, rozdaje się karty, a w pokera można wygrać albo duże pieniądze, albo przegrać wolność.

Może mój tata ją przegrał?

Póki co ustaliłam, że aby tam wejść i zagrać, trzeba zostać zaproszonym przez barmankę. Niestety jako, że nie miałam dwudziestu jeden lat, ochroniarze nie chcieli wpuścić mnie do baru, a przez fakt, że moje rysy twarzy były delikatne i zaokrąglone, udawanie, że zgubiłam dowód osobisty, nie przechodziło. Zostało mi zatem obserwowanie ludzi kręcących się na tyłach restauracji zza śmietników.

Odepchnęłam od siebie myśli i zerknęłam na porywacza kątem oka, lecz zaraz potem odwróciłam wzrok. Miałam ochotę powiedzieć, że będę grzeczna, jeśli odpowie na moje pytania, ale gdyby okazało się, że to po prostu introwertyk, który zaraz odstawi mnie do domu, a nie żaden złoczyńca, mógłby przerwać ten dziwny, ekscytujący moment pomiędzy nami.

Nie bój się, Ella. Nic nie dzieje się bez przyczyny, zapewniłam samą siebie w głowie.

Gdy stanęliśmy w korku, mężczyzna wyłączył silnik. Postukałam otwartą dłonią we własne udo. Rozejrzałam się po wnętrzu auta, a potem, z braku laku, włączyłam radio, które jak na złość, głośno zapiszczało.

– Nie dotykaj. – Facet odezwał się do mnie po raz pierwszy, strzepując moją rękę z urządzenia. Przeniosłam na niego zaciekawione spojrzenie.

– To jakiś szyfr? Ktoś przekazuje ci informacje? A może jesteś agentem FBI? – wypaliłam pytaniami jak z procy.

Po tych słowach kierowca obrócił się w moją stronę i zsunął okulary po idealnym, prostym nosie. Wreszcie założył je na swoje gęste, czarne, włosy, które tym sposobem odgarnął do tyłu, jeszcze mocniej eksponując jasne oczy. Nie potrafiłam określić czy są szare, czy błękitne. Przypominały zamglone niebo nad jesiennym morzem, a w oprawie ciemnych rzęs, pod czarnymi, regularnymi brwiami, zaginającymi się w ostrym łuku, jeszcze bardziej przyciągały uwagę. Nie mogłam odepchnąć od siebie myśli, że już kiedyś patrzyłam w te tęczówki. Równie namiętnie oraz długo. Z taką samą natarczywością, godną kogoś, kto chce przeniknąć do twojej duszy i zatruć ją na zawsze jednym mrugnięciem. Coś w środku podpowiadało mi, że to on był w moim salonie dziesięć lat temu. Ale tamten człowiek wyglądał okropnie. Był chudy jak szkielet i brzydki jak noc. Przynajmniej tak go zapamiętałam. Mężczyzna siedzący teraz przede mną miał szerokie barki, delikatnie umięśnione ramiona, gładko ogoloną, doskonale ściętą szczękę oraz piękne, wysokie kości policzkowe. Nie mogłam też zignorować jego malinowych, pełnych ust, wygiętych w kpiącym uśmieszku.

Zabrakło mi tchu. Nigdy nie widziałam kogoś tak magnetycznego. Spokój, z jakim wpatrywał się wówczas we mnie, nie przypominał tego, który mają w sobie przedstawiciele organów ścigania, gdy przesłuchują kogoś zamieszanego w brudne interesy. Jego stoicyzm był szczery i pełny akceptacji wobec faktu, że nie jesteśmy w stanie, jako ludzie, przeskoczyć tego, iż wszyscy kiedyś umrzemy. Patrzył na mnie tak, jakby przekazywał mi, że w tym ekosystemie przetrwa tylko najsilniejszy, dlatego można przyjąć albo rolę ofiary, albo oprawcy.

Był oprawcą, a ja byłam ofiarą.

Spotkałam wcześniej mordercę, któremu również patrzyłam w oczy. Potrafiłam rozpoznać wzrok kogoś, kto zabija z zimną krwią. Nie byłam tylko pewna, czy on o tym wie.

Z cukru i szkła {tom I: słodki smak trucizny} +18 ZOSTANIE WYDANEWhere stories live. Discover now