23. I'll be lost.

4.5K 387 17
                                    

Czasami słowa, które wypowiadamy mają o wiele większą moc i znaczenie niżbyśmy mogli się spodziewać. Kruszą wysoko postawione mury. Wyznaczają nową jakość relacji. Otwierają oczy zamknięte od tak wielu lat. Wstrząsają naszym wnętrzem. Wzruszają pokłady emocji, których wyparliśmy się lata temu. Łagodzą nasze temperamenty, by po chwili zamienić nas w jedną wielką falę niepohamowanych uczuć. I choć obserwowałam wszystko z szokiem malującym się w moich dużych zielonych oczach, wiedziałam, że nie mogę cofnąć czasu i chyba po raz pierwszy w swoim życiu, nie chciałam tego uczynić. Czerpałam z chwili spokoju przed kolejną bur całymi garściami, jakbym podświadomie wiedziała, że to nie potrwa długo. Nie byłam głupia. Nic nie mogło potrwać długo w związku jak ten. W burzy jak ta. W toksyczności i upadłości, której smakowałam każdego dnia. Ale mimo wszystko było w tym wszystkim niezaprzeczalne piękno. Odnaleźć coś tak cennego i jasnego w tym całym cholernym mroku. Może patrzyłam jedynie na drobną iskrę w nieprzeniknionej ciemności, ale czy to miało dla mnie wtedy znaczenie? Raczej nie. Bo byłam całkowicie i niezaprzeczalnie zaślepiona i choć mnie to przerażało, nie miałam zamiaru się wycofywać. Bo taka już byłam. Szalona, uparta i oddana sprawie całą sobą. Niezbyt mądre podejście biorąc pod uwagę fakt, że nie mogłam wyjść z tego w całości, prawda?

I choć patrzyłam teraz na wszystko z odrobinę innej perspektywy, nie mogłam uniknąć tego, w co sama się wpakowałam. Nadal byłam w świecie rządzącym się swoimi własnymi regułami. Żywiącym się kłamstwem i obłudą. Połykającym naiwnych biedaków żywcem. Widziałam jak potwór zwany sławą i blichtrem, patrzy na mnie swoimi wygłodniałymi oczami, ale nie postanowiłam uciekać przed nim z krzykiem. Miałam dać mu się pożreć z własnej i nieprzymuszonej woli. Patrząc mu prosto w oczy z wysoko zadartą głową. Bo taka właśnie byłam. Dumna i pewna siebie aż do końca. Choć skazywałam się na pewną śmierć. Nazwijcie mnie więc mimo wszystko wariatką, kobietą, która straciła głowę. Choć raz mnie to nie obchodziło.

- Wszystko w porządku? - dotarł do mnie cichy głos jednej z moich pomocniczek w niedoli pisarskiej. - Na chwilę odpłynęłaś.

- Wszystko gra – powiedziałam odruchowo, patrząc na swoje pociemniałe od tuszu gazet palce. Przeglądałam je od wielu godzin. Porównywałam fakty. Szukałam klucza do tej całej zagadki. I choć mogłam spytać wprost co jest prawdą, a co nie, to ja sama chciałam ją poznać. Na tym polegała przecież moja praca. To miało być moim zadaniem. Nigdy nie wybierałam łatwych rozwiązań. Nie żywiłam się gotową papką wkładaną do naszych głów. Może to właśnie było moją największą wadą? Czasami przecież lepiej nie wiedzieć i pławić się w słodkiej niewiedzy. Jaka szkoda, że nie potrafiłam iść prostą i niewyboistą drogą. Niech mnie cholera.

- Czy to wszystko czego potrzebowałaś? - spytała młoda kobieta u mojego boku, patrząc mi prosto w zmęczone oczy.

- Chyba tak. Choć nadal nie widzę w tym żadnego sensu.

- Czasami go po prostu niema. Wymyślone fakty i zdarzenia.

- Każda plotka ma w sobie ziarnko prawdy. Warto o tym pamiętać – powiedziałam, patrząc na wycinki w moich dłoniach. Skandal. Seks. Obłuda. - I choć są okrutne, większość z nich jest prawdziwa.

- Skąd ta pewność?

- Przeczucie.

- Nie zagłębiaj się w to wszystko zbyt mocno – powiedziała jedynie i zostawiła mnie samą z masą starych gazet.  Ich nagłówki krzyczały w moją stronę z każdej strony. Każdy z nich obrzydliwszy od poprzedniego. Schowałam twarz w dłoniach i westchnęłam głośno. To było chyba moim najgorszym zadaniem. Być filtrem do tego całego gówna. Nie byłam na to gotowa, choć tak wiernie udawałam, że jest zupełnie inaczej. Chyba chciałam być silniejszą kobietą, niż było to w rzeczywistości.

Powrót Złośnicy.Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora