Rozdział 39

Mulai dari awal
                                    

- Ratunku! - krzyknął znany mi głos.
- Pupetter? - zatrzymałam się gwałtownie i rozejrzałam. Do żółtookiego chłopaka podchodziło z każdej strony, kilkunastu mężczyzn z karabinami w rękach. Puppet nie miał najmniejszych szans na wygranie z nimi. Pod wpływem impulsu pobiegłam w ich stronę i skoczyłam na pierwszego lepszego mężczyznę, który celował w mojego przyjaciela. Z kieszeni wyciągnęłam jeden z tasaków, które w domu dał mi Jack i wbiłam go w plecy mężczyzny. Dokładnie w literę "U". Po chwili wytrysnęła z tego miejsca krew, a część agentów skierowała celowniki na mnie.
Popatrzyłam na Puppeteera. On skinął dyskretnie głową i oboje rzuciliśmy się na mężczyzn. Albo właściwie ja się rzuciłam, bo on do walki wykorzystywał swoje sznurki. Owijał nimi tak mocno brzuchy mężczyzn, że mogłam usłyszeć gruchot ich kości. Rzuciłam tasakiem w jednego agenta. Trafiłam w nogę. Niezbyt dobry cel, lecz lepiej coś niż nic. Od razu reszta moich napastników popatrzyła na swojego... żołnierza, wijącego się z bólu. Wykorzystałam ten moment. Natychmiast podbiegłam do nich i "wysunęłam" pazury jak Laughing Jack. Zanim dwójka agentów zorientowała się, gdzie jestem, mieli wybite moje pazury w gardła. Zostało tylko trzech. Widziałam w ich oczach strach. Zaczęli do mnie strzelać. Ja zrobiłam to co zwykle w takiej sytuacji. Po prostu przeteleportowałam kule spowrotem, do ich właścicieli.
Jeżeli ktoś da radę, trzeba spróbować wykonać nasz początkowy plan!
Slender powiedział to bez składu. Jakby nie był sobą lub był czymś niesamowicie zajęty. Nie dziwię mu się.
- Idziemy? - zapytałam Puppeta kończącego swoją "robotę". On otworzył usta mi miał coś powiedzieć, lecz nie czekałam na odpowiedź. Od razu pobiegłam do siedziby P.M.U. Zapamiętałam kilka tajnych wejść, które pokazywał nam Jason przed bitwą. Dziwne było to, że nikt ich nie strzegł. Pobiegłam na drugą stronę budynku. Oczywiście nie obyło się bez kilku dość szybkich morderstw i wielkiego rozlewu krwi.

Gdy Puppet i ja upewnilismy się, że nie ma nikogo w pobliżu, podbieglismy do jednego z kanałów wentylacyjnych.
- Raz się żyje- uśmiechnęłam się i wskoczyłam do środka. Za mną Puppeteer. Było tam strasznie ciasno i brudno, lecz na szczęście po kilkunastu metrach, pojawiło się małe wyjście. Od wyjścia z wentylacji i jednecześnie rzucenia się na kolejne grupy agentów dzieliły mnie tylko centymetry. Dopiero w w tej chwili pomyślałam o tym, że jestem strasznie głupia. Tylko ja i Puppet w bitwie przeciwko całej armii... Nagle usłyszałam krzyk nikogo innego, niż Laughing Jacka.
- Pop, uważaj! - tak, to na pewno on. I sądząc po kilku innych głosach domyśliłam się, że zaraz dołącze do dość dużej grupy creepypast.

Wystawiłam głowę przez mały otwór - koniec wentylacji. Na szczęście był wystarczających rozmiarów, żeby się przez niego przecisnąć. Ale i tak coś musiało pójść nie tak. Ten otwór znajdował się przy suficie, a na podłodze, pod nim, leżało mnóstwo zmasakrowanych ciał agentów.
- Czekaj chwilę. - powiedziałam, lecz Pupetter nie chciał na nic czekać i wypchnął mnie z wentylacji porosto na stos ciał. Białe ściany budynku i mocne światło lekko mnie oślepiły. Upadłam na jakiegoś faceta z odciętą głową, przy okazji robiąc niezły hałas. Za mną spadł Puppet. Usłyszałam kroki. Właściwie to bardzo dużo kroków. Wstałam, gotowa do ataku. Czekałam na oddział agentów, wychodzący zza rogu. Na szczęście moje przeczucia nie sprawdziły się. To były te creepypasty, które słyszałam wcześniej. Wsród nich, Laughing Jack.
- Tu jesteś! - krzyknął zadowolony, podszedł bliżej i bardzo mocno mnie przytulił.
- Fajnie, że się odnaleźliście i żyjecie, ale odłóżcie sobie obściskiwanie się na później. - powiedział Jeff, stojący razem z grupką creepypast. Popatrzyłam w ich stronę. Był tam jeszcze Jason, Eyeless Jack, Ben, Candy Pop, Cane, Nina i Jane.
- Yyy... gdzie jest Clockwork? - zapytałam.
- Nie ważne, chodźmy dalej. - ponagliła Jane. Bez zastanowienia razem z innymi pobiegłam przed siebie białym korytarzem.

***

- Z tego piętra wszyscy są zabici. - powiedział Eyeless Jack, gdy dotarliśmy do schodów. - Teraz wchodzimy na samą górę. - Byłam cała we krwi. Zabiłam co najmniej setkę agentów. Nie przesadzam! Myślałam, że ich nie ubywa. Jakby ciągle dochodzili nowi.

Zaczęlismy wchodzić po schodach. Wszyscy byliśmy wyczerpani i pewni tego, że zaraz będziemy musięli podjąc ostateczną, najcięższą walkę.

Usłyszałam huk tuż nade mną. Popatrzyłam w górę, leciały na nas wielkie bryły zniszczonego betonu. Zanim zdążyłam zareagować, poczułam, że ktoś mnie odpycha. Uderzyłam głową w ścianę. Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, co takiego miało miejsce. Ktoś wysadził schody nad nami. Wszyscy wyszliśmy z tego cało. Chwila... gdzie jest Laughing Jack?!
Przerażona rozejrzałam się dookoła. Oszołomione creepypasty leżały na ziemi, obok mnie. Wszyscy, tylko nie Jack. Podeszłam bliżej gruzu. Zauważyłam czarno-biały materiał wystający z pod jednej z brył betonu.
- O mój Boże! - wrzasnnęłam.- Tu jest Jack! - Candy Pop i Jason szybko podeszli do mnie i usunęli beton przygniatający chłopaka. Uklękłam przy nim.
- Jack... - popatrzyłam na niego. Był cały we krwi... swojej czarnej krwi. Chłopak powoli przekręcił głowę w moją stronę. Popatrzył na mnie. Dotknęłam lekko jego klatki piersiowej. Cicho zawył z bólu. Delikatnie, podciągnęłam mu koszulkę, żeby dowiedzieć się, co mu jest. Wolałam tego nie widzieć. Miał brzuch przebity na wylot jakimś prętem. - Szyko, wchodź do pudełka. - powiedzialam przerażona.
- Ch-chyba n-nie dam... ra-rady. - powiedział cicho z trudem łapiąc powietrze.
- Czemu? Co się dzieje? Przecież musisz się zregenerować. - Jack wskazał na malutką sterte popękanych deseczek, obok której leżała zniszczona korbka. Wszystko to było przugniecione betonem.
- T-twoje pudełko. Jest-jest zniszczone! - uświadomiłam sobie, co to znaczy. Koniec pudełka, to koniec Jacka.

-----------------------

Macie rozdział na ponad 1500 słów!

Wysiliłam się ^^

Ale i tak nikt tego nie doceni, po tym co zrobiłam Jackowi... hehehe... no dobra... rycze...

I nie... to nie jest koniec książki.

Hahaha tak więc do następnego :)

Want to be my candy?-Laughing JackTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang