⋆.˚⟡ Prolog ⋆.˚⟡

167 18 17
                                        

Spokojny dzień w Memorial High School. Przynajmniej dla większości uczniów. Dla Cassandry Carter – znanej bardziej jako Casey – ten dzień oznaczał koniec jej szkolnej przygody. Została wydalona, oficjalnie za graffiti na ścianie budynku, ale każdy wiedział, że to tylko kropla, która przelała czarę. Casey od dawna uchodziła za buntowniczkę, która nie liczyła się z zasadami.

Wciąż jednak znajdowała się w szkole, choć już nie na długo. Stała w łazience, opierając się dłońmi o umywalkę. Zimna woda, którą właśnie ochlapała twarz, spływała po jej skórze, orzeźwiając ją nieco. Uniosła głowę i spojrzała w swoje odbicie. Jasne, długie blond włosy, jak zwykle w nieładzie, opadały na jej twarz. Szare oczy wydawały się zmęczone, jakby nosiły w sobie całą gorycz tego miejsca.

— Nienawidzę tego miejsca — wyszeptała do siebie, po czym sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła marker.

Z triumfalnym uśmiechem napisała na lustrze: Casey tu była. Satysfakcja rozlała się po jej wnętrzu. Może i wyrzucali ją stąd na dobre, ale nie zamierzała odejść bez śladu.

W końcu wyszła z łazienki i skierowała się do wyjścia. Miała już opuścić szkolny budynek, do którego nie wróci – ale wtedy na jej drodze stanął Vince. Szkolny łobuz, znany ze swojej złośliwości i wrodzonej zdolności do uprzykrzania życia innym.

— No proszę, proszę — zaczął z fałszywą nutą współczucia w głosie. — Casey Carter wylatuje ze szkoły. Cóż za strata dla naszej społeczności!

Rudzielec uśmiechał się do niej kpiąco, a jego zielone oczy błyszczały złośliwością. Stał przed nią pewny siebie, jakby uważał, że ma nad nią przewagę.

Casey uniosła brew, splatając ręce na piersi.

— Przesuń się, Vince. Nie mam czasu na twoje żałosne przedstawienie.

Ale on nie drgnął, wciąż blokując jej drogę.

— A jeśli nie? Co mi zrobisz, Carter? Już i tak nie masz tu czego szukać.

Casey zacisnęła szczękę. Ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę w tym dniu, było wdawanie się w przepychanki z kimś takim jak Vince. Ale jedno było pewne – nie zamierzała dać mu satysfakcji. Miała lepszy plan.

Nie odpowiedziała na jego zaczepkę. Zamiast tego uniosła głowę wysoko i z chłodnym uśmiechem po prostu go ominęła. Jakby był nikim. Jakby jego prowokacje nie miały znaczenia. To musiało go zaboleć bardziej niż jakakolwiek riposta.

Vince odprowadził ją spojrzeniem, najwyraźniej niezadowolony, że nie dostał reakcji, na którą liczył. Casey jednak nie oglądała się za siebie. Przeszła przez szkolny korytarz, minęła grupki uczniów, którzy szeptali coś między sobą, i w końcu pchnęła ciężkie drzwi prowadzące na zewnątrz.

Świeże powietrze uderzyło ją w twarz, a ona odetchnęła głęboko. To był jej ostatni raz w tej szkole. Ostatni raz w tym miejscu, które przez lata ją przytłaczało. Może i wylatywała na zawsze, ale nie zamierzała odejść po cichu.

Z uśmiechem ruszyła w stronę parkingu, gdzie uczniowie zostawiali swoje samochody. Przeszła między rzędami aut, aż w końcu dostrzegła samochód Vinca z naklejonymi płomieniami. Oczywiście, że Vince miał coś takiego. Pasowało do niego – drogie, krzykliwe, próbujące robić wrażenie.

— Idealnie — mruknęła pod nosem.

Zatrzymała się przy samochodzie i rozejrzała dookoła. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Większość uczniów wciąż była w środku, a ci, którzy kręcili się po dziedzińcu, nie mieli pojęcia, co planuje.

Wyciągnęła z torby puszkę sprayu. Głęboka czerwień. Idealna na wiadomość, którą zamierzała zostawić dla Vince’a.

Z wprawą potrząsnęła puszką i zaczęła malować. Szybkie, pewne ruchy. Kilka minut później na drzwiach pojazdu widniało jej dzieło – karykatura Vince’a z jego wiecznie zarozumiałym uśmieszkiem, ale z oślimi uszami i wywalonym językiem. Nad rysunkiem wielkimi literami napisała:

KRÓL PALANTÓW

I na koniec, jako podpis, wielkie, wymalowane z rozmachem: Casey tu była na przedniej szybie.

Odsunęła się o krok, podziwiając efekt. Było perfekcyjnie. Każdy, kto zobaczy ten samochód, będzie wiedział, że Vince został upokorzony. A ona? Ona odchodziła w wielkim stylu.

Schowała spray do torby i rzuciła ostatnie spojrzenie na szkołę.

— No i to mi się podoba — powiedziała do siebie

— Hej! Mój samochód! — krzyk Vinca odbił się echem po szkolnym dziedzińcu.

Vince stał w drzwiach budynku, jego twarz czerwona ze złości, oczy płonęły gniewem.

— Pożałujesz tego, Carter! — wrzasnął, ruszając w jej stronę z zamiarem pochwycenia jej.

Casey nie czekała ani chwili. Odwróciła się na pięcie i zaczęła biec, jej serce waliło jak młot. Wiedziała, że nie ma czasu do stracenia. Musi uciec, zanim Vince ją dopadnie.

Biegła przez szkolny dziedziniec, mijając zaskoczonych uczniów, którzy patrzyli na nią z niedowierzaniem. Jej oddech stawał się coraz bardziej urywany, ale nie mogła się zatrzymać. Musiała dotrzeć do swojego samochodu.

W końcu zobaczyła go — granatowy Dodge Challenger z 1970 roku, lśniący w promieniach słońca. Jej serce zabiło mocniej na widok ukochanego auta. Wiedziała, że to jej jedyna szansa na ucieczkę.

Dobiegła do samochodu, wyciągnęła kluczyki z kieszeni i szybko otworzyła drzwi. Wskoczyła na siedzenie kierowcy, jej ręce drżały z emocji. Włożyła kluczyk do stacyjki i przekręciła go, modląc się, aby silnik zaskoczył od razu.

Silnik zaryczał, a Casey poczuła falę ulgi. Wrzuciła bieg i z piskiem opon ruszyła spod budynku szkoły, zostawiając za sobą kłęby dymu. Spojrzała w lusterko wsteczne i zobaczyła, jak Vince stoi na środku dziedzińca, machając rękami i krzycząc coś niezrozumiałego.

Ale ona już go nie słyszała. Skupiła się na drodze przed sobą, wiedząc, że musi jak najszybciej oddalić się od szkoły. Jej myśli były chaotyczne, ale jedno było pewne — to był koniec pewnego etapu w jej życiu.

Przyspieszyła, czując, jak adrenalina pulsuje w jej żyłach. Droga przed nią była otwarta, a ona była gotowa na nowy rozdział. Nie wiedziała, co ją czeka, ale była pewna, że poradzi sobie z każdym wyzwaniem.

To był czas na nowy początek.

𝐉𝐀𝐙𝐃𝐀 𝐁𝐄𝐙 𝐓𝐑𝐙𝐘𝐌𝐀𝐍𝐊𝐈 | 𝐓𝐅𝐏Where stories live. Discover now