Rozdział 15

1 1 0
                                    

- To co? Sztama?- pyta mnie hiszpan. Oboje staliśmy już przed budynkiem klubu na parkingu. Oboje zaparkowaliśmy swoje auta. W całe to nie tak, że Ramos cały czas jechał za mną.

- Tylko w klubie- odpowiedziałem od niechcenia i uścisnąłem rękę rozmówcy, który pierwszy mi ją wystawił.

Przeszedł mnie lekki dreszcz, ale chyba to z ekscytacji czy też motywacji do walki o miejsce w pierwszym składzie.

Nie sądziłem, że nadejdzie dzień, w którym będę musiał walczyć o minuty na boisku. W PSG jest wielu dobitnych piłkarzy ściąganych i opłacanych przez arabów. Mimo tego łatwo było dla mnie o miejsce. Przechodziłem łatwo selekcję naturalną. Wśród najlepszych, prawie emerytów oprócz umiejętności trzeba mieć też klasę. Odkąd gram w Hiszpanii jestem bardzo plastyczny i dostosowanie się do gry to najmniejszy problem. No chyba, że dostajesz karę. Powrót do pierwszego składu jest najtrudniejszy, dlatego najlepiej z niego nie wypadać.

Od wejścia do środka panowała między nami cisza, według planu. Na trening również weszliśmy beż słowa i aby uniknąć zbędnych słów nasza komunikacja głównie polegała na wymachiwaniu rękami. Cały czas zaciekawionym wzrokiem obrzucał nas Marquinhos.

Przy opuszczaniu pola treningowego trener skwitował dzień dzisiejszy słowami:

- Dobra robota chłopaki- nie odezwał się co do naszej sytuacji.

Musieliśmy się zatem uzbroić w cierpliwość. Chodź brak automatycznej relacji przyprawiał mnie o szewską pasję, zaciskałem zęby by się nie odezwać. Proste, że chciałem efekt od razu, powstrzymanie się od niewybrednego komentarza, kiedy hiszpan źle mi podał wymagało wyjątkowego wysiłku.

Właśnie szedłem już przebrany Razem z Ramosem. Nasze auta stały zaparkowane obok siebie.

- Wkurwił mnie trener- mówił zirytowany.

- Jak raz się z tobą zgodzę.

- Mam nadzieję, że trzyma nas w niepewności i ma to na uwadze, że się staramy.

- Jak w ogóle zauważył.

- Nie da się nie zauważyć podejrzanej ciszy.

- Sergio! Krycha!- woła za namową znany mi głos kapitana.

Odwracamy się w jednym momencie.

- Dobra współpraca, utrzymacie to tak dalej, a będzie dobrze.

- Pogadasz z trenerem.

- Nie martwcie się, chyba nawet nie będę musiał, jak taktyka zacznie się sypać to sam was wpuścić i szybko się ta kara skończy.

- No i dobrze.

- Byłybyście utrzymali ten stan i trzymali gęby na kłódke.

- Chamsko.

- To będzie najlepsze rozwiązanie, najlepiej wam zrobi nie odzywanie się, będąc szczery.

Ramos już miał coś dodać, ale go ubiegłem.

- Taki jest plan. Przynajmniej póki nie wróci wszystko do normy albo chuj mnie strzeli- dodałem.

Pożegnaliśmy się z kolegą i wsiedliśmy do aut.

Do końca tygodnia, bo mecz miał być w niedzielę utrzymywaliśmy ciszę, która kończyła się w domu. Jak się do siebie odzywaliśmy to głównie było obgadywanie trenera i obwinianie go za wszystkie grzechy w klubie. Lub przy śniadaniu o trywialnych sprawach.

Odnalezienie wspólnego wroga wspomagało przygaszaniu konfliktu. No cóż, sam sobie na to zasłużył.

Wczoraj z nieoficjalnego źródła doszła nas wiadomość o romowach z trenerem na nasz temat, ale wciąż nic z tego nie wynikało, utrzymaliśmy zatem względnał cierpliwość.

Nastał dzień meczu.

W szatki trener tłumaczył standardowo taktykę, wybrał skład, w którym kto by się spodziewał nie zagramy. Ramos, kiedy usłyszał, że zastąpi go jakiś ławkowy Mukiela z kwaśną miną wyszedł z szatki. Prawie trarzaskając drzwiami. Rozumiałem jego furię, zrobił w sumie najlepsze co mógł. Przynajmniej nie zrobił awantury. Mnie też zastąpił jakiś rezerwowy co mnie nie zaskoczyło, lecz wyglądało żałośnie. Byłem spokojny.

Wedle zapowiedzi graliśmy ławę. Z poważną miną obserwowaliśmy murawę.

- Spokojnie, zaraz bez was wszytko pieprznie.

- Mhm- przytaknąłem spójnie.

- Przecież zamiast Emeriego i Mukieli wy powinniście tam biegać. Przecież na to się nie da patrzeć- wzdycha unosząc ręce.

- Powinniśmy, ale to decyzja trenera- dodałem lekceważąco.

Schodzimy na przerwę przegrywając 0:1, świetnie, oby tak dalej. Ze zirytowaną miną zarówno słuchałem pierdolenia trenera siedząc na ławce podczas przerwy, jak kontynuując siedzenie na meczu.

Z perfidnym uśmiechem oglądałem załamanie psychiczne trenera, gdy darł się do zawodników po kolejnej chujowej akcji.

W końcu po tym jak przetarł twarz z żałością i ruszył w stronę ławki rezerwowych.

- Krychowiak, Ramos, wpuszczę was. WARUNKOWO- podkreślił- Nie myślcie, że kara was nie obowiazuje, jeżeli będzie w porządku rozważę przywrócenie was do składu. Robię to dziś w ostateczności. Proszę, na rozgrzewkę, zaprosił nas ruchem ręki.

Przytaknelimy, a ja uśmiechnąłem się zwycięsko. Założyliśmy koszulkę treningową. Wymachiwalismy trochę rękami, potym się przebraliśmy i czekaliśmy na zmianę. Standardowo przybite piątki i wbiegamy na pozycje.

- Rozszerzmy akcje, rozegramy bokiem, przejdę środkiem do przodu- krzyczeć do kolegów, bo mogę się rządzić i chuj- Ramos, zagrasz mi z prawej- zawołałem do niego.

Skrzywił się, koledzy patrzyli na jego reakcje jakby obawiając, że zgasił moje polecenie.

- Dobra- przytaknął krótko.

I tak przeleciało, perfekcyjnie. Za pierwszym razem udało się z zaskoczenia. Poprzybijaliśmy sobie tylko krótkie piątki po wyrównaniu wyniku i kontynuowaliśmy. Myślałem, że za drugim razem nie złapią się na tą samą sztuczkę, ale rozegraliśmy tak samo i Mbappe wbił piłkę dosłownie identycznie. Potym jeszcze raz i ostatni wykorzystaliśmy chaos pod bramką przeciwnika.

Obejmowaliśmy się w radości na środku boisku. Podbiegł do nas trener z gratulacjami i ławka rezerwowych.

Potym jeszcze podziękowania od kibiców i zeszliśmy z wesołymi okrzykami do szatni.

Nienawiść to podstawa | Ramos x Krychowiak Where stories live. Discover now