Rozdział 5

4 2 0
                                    

- To nigdy nie było neymarne.

Znów na trening, czekam na wolne. Ale to jeszcze nie ten czas. Słonko jednak świeciło zachęcająco przepowiadając, że to będzie dobry dzień.

Wszedłem do szatni, ale tam zostały tylko pojedyncze osoby, bo pojawiłem się na ostatnią chwilę. Przebrałem się i gadając ze spóźnionym jak ja, Dembele. Spóźnienia zostały mu do dziś po mieszkaniu w Hiszpanii. A mi się po prostu nie chciało.

Weszliśmy do siłowni, ja miałem siłowy plan na trening, więc wskoczyłem na rowerek.

Po chwili podszedł do mnie kapitan drużyny, Marquinhos.

- Cześć, rozmawiałem wczoraj w obecności sztabu szkoleniowego z Sergio o jego zachowaniu na wczorajszym treningu- słuchałem kiwając głową, przy tym nadal pedałując- powiedział, że się uspokoi i przestanie prowokować.

Prychnąłem na to stwierdzenie.

- I myślisz, że to coś da?- zapytałem z irytacją.

- Nie, jeśli Ty też będziesz go prowokował.

- Ja nie prowokuje!- wściekam się.

- Wiesz o czym mówię- obwieszcza i odchodzi.

Ja krzyżuje ręce obrażony. Z milion mieliśmy takich rozmów ze sztabem, z trenerami, trenerami personalnymi i mentalnymi, razem i osobno. I nic to nie dało. Wiem, że mają taki obowiązek, ale to bezsens, lepiej się przyzwyczaić. Ponad to, ja nie prowokuje! To on wiecznie mi wchodzi pod nogi.

Rozejrzałem się po sali czy jest tu obiekt mojej rozmowy z kolegą. Czy przysłuchował się tej rozmowie. Był, ćwiczył na macie z gumą. Skrzywiłem się widząc tę parszywą mordę. Ale i tak nie rozumiał, nie mówił po francusku.

Trening na siłowni skończył się spokojnie, ja byłem zagadywany przez Dembele, a Ramos gadał z Solerem.

Wyszliśmy cała drużyną na pole treningowe, żeby rozegrać standardowy mecz. Znów wylądowałem w drużynie z hiszpanem, ale nikt się nie odezwał, nawet on. Ja również milczałem czekając na reakcje.

Dziwnym była spokojna gra. Ramos normalnie podawał mi piłkę nie dzywając się ani słowem, darzył mnie tylko krzywymi spojrzeniami, co najmniej jak jakieś pospulstwo. I się człowieku domyśl czy on podaje mi czy komu, jak nic nie mówi. Nawet jak się nie odzywa to potrafi człowieka wkurwić.

Potraktowałem to jako cichą wojnę.

Kiedy któryś raz z kolei się odwróciłem, a gen obdarzył mnie miną srającego buldoga postanowiłem się odezwać.

- A tobie co? Skrzywiło Ci ryj jakby ci kot nastał do butów- na to stwierdzenie skrzywił się tylko bardziej. Brwi to chyba bardziej mu na oczy zejść się mogły, ale nic się nie odezwał. Brak reakcji.

Poczułem satysfakcję z faktu obrażenia go. Do tego nic nie powiedział, czyli w ciszy przyjął to co powiedziałem. Piłeczki nie odbił jak zazwyczaj.

Jakoś szczególnie mnie nie zdenerwowało, że się nie odzywał. Trening był spokojniejszy i nikt mnie nie denerwował. Nawet drużyna zauważa, że jest jakoś spokojniej i byli z tego powodu zadowoleni. Ja też.

Po treningu spokojnie zeszliśmy do szatni, bez żadnych sprzeczek, myślałem, że to cicha wojna chwilowa i już na następnym treningu ten hiszpan pierwsze co zrobi to mnie zwyzywa.

Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Kilka następnych dni było równie spokojne i ciche, jak ten.

Nienawiść to podstawa | Ramos x Krychowiak Where stories live. Discover now