Rozdział 11

2 1 0
                                    

Wstałem rano już zadowolony ze swojej decyzji. Nadal rządziła mną wściekłość ze wczorajszego dnia. Wrzucałem do walizki ostatnie rzeczy. Zapiąłem ją i wymaszerowałem z pokoju.

W salonie siedział już hiszpan siorpiąc kawę. Obrzucił podejrzliwym wzrokiem moją walizkę.

- Gdzie się wybierasz?

- Wyjeżdżam do Włoch- odpowiedziałem beznamiętnie zakładając buty.

- Jak to?- zdziwił się.

Położyłem agresywnie klucze na szafkę w przedpokoju, one wydały z siebie głośny szczęk.

- Krychowiak!- woła mnie, ale ja już opuszczam mieszkanie- a mieszkanie? Treningi?

- Pilnuj mieszkania- rzuciłem tylko na odchodne.

Zamknąłem za sobą drzwi i udałem się do taksówki, aby dojechać na samolot.

Siedziałem w salonie mojego przyjaciela grającego w Juventusie, Szczęsnego.

- Zawisili was?- powtarza zdziwiony Wojtuś.

- Tak, obu, rozumiesz to?

- Nie rozumiem- zaśmiał się dźwięcznie.

- Przez jego głupotę. Nie współpracuje w ogóle.

- On nie współpracował? A mi się wydaje, że pogawędki z Przemkiem też mogły mieć jakiś wpływ.

- Z kolegą porozmawiać nie można?

Na to stwierdzenie Wojtek ponownie się zaśmiał uderzając otwartą dłonią o kolano.

- Nie śmiej się ze mnie! To jest poważna sprawa. On mnie nęka w klubie I po za nim- jęknąłem boleśnie.

- Dobra, dobra, luz uspokajam się- próbuje się ogarnąć z napadu śmiechu.

- Wojtek, potraktuj poważnie sprawę kolegi, widzisz, że jest załamy- żartuje sobie Marinka wskazując na mnie ręką zza wyspy kuchennej.

- O właśnie, posłuchałbyś żony.

- Nie da się tego traktować poważnie. Przecież to jest głupie jak but. Czemu on nie poszedł do kogoś innego?

- No właśnie dobre pytanie- wymachnałem rękami karykaturalnie załamany- Hakimi wciska mi jakiś kit, że powinniśmy przebywać razem żeby się dogadać. Gra mi emocjach i zwalił na mnie cały ciężar.

- No ciężka sprawa powiem ci- powiedział po czym upił łyk kawy.

- Ale to bez sensu, czemu nie poszedł pomieszkać do hotelu, albo nie wynikał mieszkania, nawet gdyby żona faktynie wyrzuciła go z domu?- rozprawia żona mojego przyjaciela opierając łokciami o oparcie kanapy obok męża.

- Nie wiem.

- Nie pytałeś?- zdziwił się Szeczena.

- Pytałem i to ile razy, to nigdy nie odpowiedział. Unika tematu jak ognia i na mnie żeruje.

- Może to ciężki temat dla niego- wykazuje się empatią Marina.

- No ale co go odchodzi?- pyta żony, pi czym zwraca się do mnie- powinieneś go wywalić na zbity pysk, niech sobie koledzy z nim radzą- Marina niezadowoloną na to stwierdzenie kręci głową.

- Ooo to chciałbym zrobić przedewszystkim, ale mam w sobie resztki ludzkiego współczucia.

- To niech Hakimi, skoro jest taki mądry, również wykarze się współczuciem- odpowiada jakby to było oczywiste.

- Jakby to było takie proste- jęknąłem.

- Ale to jest takie proste. Bierzesz za fraki i siup z chałupy- przekręciłem na to oczami.

- Wojtek, nie wywali kolegi na próg- zwróciła się do mojego przyjaciela.

- Wiem- Również jęknął przyznając jej rację.

- Ja z nim nie wytrzymuje, co mam z nim zrobić, żeby nie zwariować- mówię załamany trzymając twarz w dłoniach.

- Nie wiem, skoro Cię tak denerwuje to weź go wykorzystaj do czegoś, na przykład niech Ci ściany wymaluje czy coś.

- Mhm!- przytakneła mu Karinka- do sprzątania na przykład.

- Ja mu znajdziesz zajęcie yo przestanie mu się nudzić, a może będzie miał dość i sam się wyprowadzi- zaproponował szatański plan.

- Przecież to debil. On nie umie ekspresu używać. A ci dopiero miotły. Nie powierzyłbym mu mieszkania.

- A jednak to zrobiłeś- zauważył przyjaciel.

- Co?- Nie zrozumiałem o co mu chodzi.

- Wyjachałeś, a co z nim? Został w mieszkaniu?

- No tak.

- Czyli jakieś tam zaufanie do niego masz, skoro bez zastanowienia zostawiłeś mu dobytek i wiesz, że cię nie okradnie.

- Miałem tak dość, że nawet się nie zastanawiałem.

- No nie wiem, nawet jakbyś był najwścieklejszy na świecie to pięć razu zastanowiłbyś się czy zostawić pod opieką mieszkanie kompletnie obcej osobie- zauważyła mądrze Karina.

Po krótkim zastanowieniu przyznałem:

- Coś w tym jest.

- Czyli jest jakiś cień nadziei na to, że się dogadacie- kontynuowała.

- Mm, no zastanów się, a jakbyście tak ustalili jakiś plan, zasady, nie umiecie ze sobą wytrzymać, ale z tego co rozumiem i tak jesteście na siebie skazani. Więc ogarnięcie się chociaż w klubie, bo raczej chcecie grać w pierwszym składzie- radzi poważnie Szczęsny, po czym dokłada żartem- a potym najwyżej w domu polejcie się po mordach jak prawdziwe małżeństwo.

Zaśmiałem się na to. Po czym kontynuowałem żarty:

- Jezus, mam nadzieję, że robię Karinka bić się nie dzieje przy mężu z takimi poglądami.

- Wojtek to szaleniec, nie wiesz co mu do głowy strzeli- śmieje się kobieta.

- O właśnie! Musze Ci obwieścić jako jednemu z pierwszych skoro już jesteś na miejscu- wyskoczył nagle Wojtek- mogę mu powiedzieć?- zapytał żony, a ja byłem bardzo zaciekawiony.

- Nawet trzeba- przyznała szczęśliwa.

Spojrzałem na nich zaciekawiony.

- Spodziewamy się drugiego dziecka- obwieścił, a ja uśmiechnąłem się szeroko.

- Gratulacje! Liam będzie miał towarzystwo.

- Będzie miał, będzie świetnym starszym bratem, stronie się cieszył na informacje o rodzeństwie.

- Chociaż jedna dobra wieść w tym miesiącu.

Nienawiść to podstawa | Ramos x Krychowiak Where stories live. Discover now