Rozdział 4

9 2 0
                                    

Wciąż zdenerwowany, ale już trochę mniej wróciłem do swojego wygodnego apartamentu. Rozsiadłem się wygodnie na kanapie z buteczką mojej ulubionej wody figi ówcześniej wyciągniętej z lodówki i włączyłem mój ulubiony serial pod tytułem "Barwy szczęścia".
Pora się odprężyć po tym ciężkim dniu.

Dni spędzane w pracy z tym osobnikiem wykańcza mnie nerwowo. Niedawno była świąteczna przerwa, na której udałem się na wakacje. Dopiero co z nich wróciłem, a już wyjechałbym na kolejne. A do przerwy reprezentacyjnej jeszcze kawałek. Może to nie to samo co wakacje w Dubaju, ale w polsce na pewno jest ciekawiej.
Tymczasem męczę się tu dalej.

Skoro już trochę się opreżyłem to może opowiem wam dlaczego właściwie Ramos tak mnie irytuje, z resztą ze wzajemnością.

A wszystko zaczęło się, kiedy zmieniałem ponownie klub, to był rok 2014, gak do końca nie pamiętam. W każdym razie przenosiłem się z Reims do Sevilli. Jeszcze w tedy nie wiedziałem, że będzie to wielki błąd, bo tam właśnie poznałem największą zmorę swojego życia. W tym klubie właśnie wtedy grał Ramos. Może nie znienawidziłem go od pierwszego wrażenia, ale od kiedy zacząłem tam grać tym bardziej rywalizowałem z tym człowiekiem. Nie sprzeczaliliśmy się o miejsce w pierwszym składzie, bo to inna pozycja, ale nie umiałem się dogadać z Hiszpanem na boisku. Mój kompletnie odmienny rodzaj gry sprawiał, że dochodziło do konfliktów. Hiszpanie mieli o wiele elastyczniejszy styl gry pozycyjnej, w przeciwieństwie do mnie. Ale to wciąż nie powód by mnie lekceważyć! Szybko dostosowałem się do panujących warunków i nauczyłem się języka. Jednak wciąż Ramos denerwował mnie na boisko, ale to dopiero wierzchołek góry lodowej.

Już w tedy interesowałem się modą. To były moje solidniejsze początki. Zatem starałem się ubierać dobrze i zgarniać komplementy od środowiska. W tedy zaczeła się właśnie kolejna platforma, na której rywalizowałem z Ramosem. Kto zgadnie więcej komplementów lub aprobaty na zdjęciach pod postami klubu. Strasznie się denerwowałem gdy fit Ramosa zgarniał więcej pochwał niż mój. I vice versa. Zacząłem równie spotykać hiszpana na okolicznych pokazach mody, na które chodziłem. To też doprowadziło mnie do szewskiej pasji. Najbardziej wkurwiłem się, gdy zobaczyłem go na pokazie w Paryżu, na który specjalnie pojechałem biorąc wolne.

Wszystko zaczął odemnie odganiać, jak pieprzona papuga, ale czara goryczy przelała się nieco później. Gdzieś, chyba sezon przed moim odejściem z Sevilli wyjechałem z narzeczoną, w tedy moją dziewczyną, do Dubaju na wakacje. To miał być idealny wypoczynek. Szliśmy właśnie na plażę, kiedy ujrzałem opalającego się na piasku nie kogo innego jak pierdolonego Ramosa. Był tak zadowoly z siebie w beznadziejnych kompielowkach z goci, że myślałem, że go rozniosę. Nawet wakacje potrafił odemnie odgapić! Oburzające.
Tym razem nie puściłem mu tego płazem. Rozpętaliśmy awanturę na plaży. Potym wściekły wróciłem do hotelu, w którym on też do kurwy, nędzy mieszkał.

Od tamtej pory nasz konflikt nie był już cichy. W zupełności jawnie i głośno okazujemy sobie jak bardzo się nieznosimy. Jeszcze ten w ogóle nie krył się z satysfakcją, że wszystko odwmnie odgapia.

W tedy Ramos nie grał już w Sevilli. Ja rozegrałem jeszcze jeden sezon i poszedłem dalej. Przeniosłem się do Psg. Tu rozwijałem się zupełnie w swoim żywiole. Zarówno piłkarskim, jak i modowym. To w końcu stolica mody. Na pokazach bywałem bardzo często. Niestety czasami Ramos też tam był. Ale to nezguście, które w wtedy grało w Realu, bez odganiania odemnie nie umiało się ubrać. Założyłem też w tym czasie firmę odzieżową, zacząłem projektować ubrania własnej marki.

Grałem tak kilka sezonów, aż do teraźniejszego. Bo w letnim okienku przyszedł znowu on i znów zaburzył mój spokojny żywot. I historia zaczęła zataczać koło.

Nienawiść to podstawa | Ramos x Krychowiak Where stories live. Discover now