Rozdział XIII Zwierzę karmiące się sobą

1.1K 48 21
                                    

"Popularność to zwierzę, które karmi się samo sobą."

- No, no Sophie. Robisz się medialną osobą - powiedziała Julie, stanąwszy nad koleżanką. Sophie oderwała wzrok od książki, którą właśnie czytała i spojrzała na nią zaskoczona.
- O czym ty mówisz? - zapytała, chociaż domyślała się już o co może chodzić.
- O twoim występie w programie Cordena. Jak to się stało, że w ogóle byłaś w tym filmie?
- Po prostu poproszono nas o pomoc. Tyle. Ale denerwuje mnie powoli to, że aż tyle osób go widziało.
- Nie dziwię ci się. Ja bym nie potrafiła oglądać w spokoju telewizji, ani czytać gazet z obawy przed rozmowami o mnie.
- Dlaczego podałaś akurat takie przykłady? Czy coś się w nich...?
- Nie widziałaś? Poczekaj. Zaraz ci coś pokażę. - poszła pod klasę. Suwakiem otworzyła swój zielony plecak i wyciągnęła z niego gazetę plotkarską. Underwood przestała czytać tego typu magazyny, gdy miała trzynaście lat i zrozumiała, że to co tam piszą w niczym jej nie rozwija, nie powiększa jej wiedzy, a tylko zaprząta myśli wymyślnymi perypetiami gwiazd, które w dużej mierze były wymyślone na potrzeby gazety.
Julie podeszła do niej i podała gazetę. Na okładce widniała podobizna Nicka. Sophie zaczęła mieć złe przeczucia.
- Lepiej przeczytaj, gdy już będziesz w domu - poradziła w spokoju, lecz ze smutkiem w głosie koleżanka i podeszła do swojej najlepszej przyjaciółki Alex, zostawiając biedną Underwood z wielkim mętlikiem w głowie.
***
„Przeczytać,czy nie przeczytać?", „Co tam jest, co znajduje się na tych stronach?", „Jezu boję się." ,
„Czego debilko? Ruszże tą swoja mózgownicą?"
„Teraz nie mogę jej wyciągnąć. Jestem na lekcji. Właśnie. Pani Taylor chyba zadała mi pytanie, ponieważ tak jakoś dziwnie na mnie patrzy".
- Przepraszam, pytała pani o coś?
- Tak. W którym roku powstała Wielka Brytania i jakie państwa połączyły się w jedno królestwo.
- W 1707 roku. Wielka Brytania powstała z połączenia unią realną Anglii i Szkocji.
- Chociaż dobrze, że wiesz. Co się tobą dzisiaj dzieje?
- Jej związek z Nicholasem Milesem to się stało. Pewnie myślała, że jej mała tajemnica nie ujrzy światła dziennego - powiedziała Alex z fałszywym uśmieszkiem na twarzy. Sophie popatrzyła na nią ze zdziwieniem, a równocześnie niedowierzaniem. O co do jasnej ciasnej chodziło? Miała coraz gorsze przeczucia, zwłaszcza, gdy usłyszała jak klasa wybucha śmiechem.
***
Lekcja ciągnęła się w nieskończoność. Po dzwonku oznajmiającym koniec zajęć dziewczyna zebrała wszystkie rzeczy i wybiegła ze szkoły. Kiedy szła szybkim krokiem na przystanek, zobaczyła, że autobus, który jedzie w jej okolice właśnie ją mija. Czym prędzej zaczęła biec sprintem, błagając w duchu o to by nie uciekł jej sprzed nosa. Wbiegła w ostatniej chwili. Usiadła na pierwszym wolnym siedzeniu i próbowała utrzymać bicie swojego serca w ryzach.
„Czy ta dziewczyna na mnie patrzy?" -pomyślała Underwood, spoglądając kątem oka na nastolatkę stojącą niedaleko niej. Trzymała w ręce kolorowy magazyn. Zerkała co chwilę na tą sama stronę, a potem w kierunku Sophie. Gdy autobus zatrzymał się na kolejnym przystanku, podeszła do niej i zapytała:
- Mogłabyś mi załatwić spotkanie z Nickiem?
- Przepraszam?
- Nie znasz go? Przecież to ty jesteś na okładce, prawda? Nie może być tak podobnych do siebie osób.
- Pokaż mi to - dziewczyna wzięła od nieznajomej gazetę i spojrzała na wielkie zdjęcie. To była rzeczywiście ona, kiedy dwa tygodnie temu była razem z Nickiem w centrum handlowym i pomagała mu szukać prezentu dla mamy. Na następnej stronie był urywek z filmu, a pod nim ujęcie jej przytulającej go na powitanie obok kręgielni. Skąd oni mieli te zdjęcia?
- Nie to nie ja, wybacz.
- Ale to nie...
- Słyszałam,że na Ziemi istnieje pięć osób które wyglądają tak samo jak ty. Chyba znalazłam swojego sobowtóra. Koszmarne uczucie. Lepiej nie próbuj znaleźć swojego. -odpowiedziała i szybko wybiegła z autobusu. Oczywiście na odpowiednim przystanku.
Po drodze do domu wstąpiła jeszcze do księgarni, by kupić najnowszy magazyn naukowy. Uwielbiali to czytać - ona i tata. Spojrzała na okładkę - podróże w czasie, Kuba Rozpruwacz, wydarzenia, które zmieniły bieg historii... O tak. To było zdecydowanie najnowsze wydanie.
Co dziwne, gdy szła do kasy jej wzrok przyciągnął jeden typowo plotkarski magazyn. Tytuł najważniejszego artykułu brzmiał „Nowa miłość? A może przyjaciółka do kompletu? Kim jest tajemnicza Sophie i co łączy ją z Nicholasem Milesem?". Dziewczyna zerknęła na kolejne kolorowe pisemka. Na każdym z nich było coś o niej wspomniane. Podeszła do kasy, zapłaciła i pobiegła do domu.
Wpadła do środka zdyszana, ciesząc się w duchu, że w mieszkaniu nikogo nie ma. Wbiegła po schodach do swojego pokoju i szybko wyciągnęła z plecaka magazyn, który dostała od Julie. Drżącymi palcami otworzyła go na jedynym interesującym go artykule i zaczęła czytać...
***
- Jezu to było genialne - powiedziała Grace, a raczej próbowała wykrztusić pomiędzy napadami śmiechu.
- Tak, rzeczywiście warto było pójść na ten film - powiedział Micheal, ciesząc się, że jego towarzyszka miło spędziła czas.
- Do tego ten prywaty seans... Jak to załatwiłeś?
- Mój wujek jest kierownikiem tego kina. To nie było takie trudne. Sam nas obsługiwał, więc jest o wiele mniejsza szansa, że ktoś nas widział.
- Wow. No nieźle panie Black - powiedziała z uśmiechem. W samochodzie zaczęło się robić coraz bardziej gorąco i nie był to wynik włączonego ogrzewania, które nawiasem mówiąc było ciągle wyłączone.
- Może włączę radio - zaproponował. Po chwili usłyszeli rozmowę dwóch mężczyzn.
- Dziękuję za miło spędzone popołudnie - podziękowała.
- Tak. Było miło. Może kiedyś to...
- Możesz pogłośnić? - przerwała mu. Micheal poczuł się urażony. Czy jakaś tam audycja była ważniejsza od TEGO? Jednak kilka sekund później zorientował się co przyciągnęło uwagę Grace. Nie słyszeli byle jakiej rozmowy. Była to konwersacja, której głównym tematem był szum jaki wywołał film Jamesa Cordena, a zwłaszcza taniec Nicka i Sophie.
- Micheal, mógłbyś zawieść nie do mojej przyjaciółki?
- Tak, pewnie.- „A ja spotkam się z moim przyjacielem" - dodał w myślach.
***
- To o czym chciałeś ze mną porozmawiać? - zapytał Jim, kiedy razem z Thomasem siedzieli już w kawiarni.
- To dosyć niezręczne... ehm... - „Cholera co się ze mną dzieje?" - myślał Brick gorączkowo
- Czy coś nie tak? - zapytał Jim, widząc zdenerwowanie kolegi.
- E... nie, ja tylko...
- Dzień dobry. Czy wiedzą już państwo na co mają ochotę? - zapytała ładna, młoda kelnerka, która co chwila zerkała w stronę Jima. Thomas poczuł palące uczucie w gardle.
- Wodę - odpowiedział trochę słabo.
- A dla ciebie? - spytała jego towarzysza, przymilając się jak kotka.
- Zieloną herbatę.
- Państwa zamówienie będzie gotowe za chwileczkę - powiedziała jakby kokieteryjnie?
- Coś ci jest Tommy? - zapytał Jim z troska wymalowaną na tej pięknej, opalonej twarzy.
- Nie, tylko coś mnie piecze i uciska w klatce.
- Może to zgaga. Dobrze, że zamówiłeś wodę. Powinno pomóc.
- Ta... Mam nadzieję. - odparł, chociaż czuł, że to wcale nie zgaga wywołuje te nieprzyjemne uczucie.
- Więc dlaczego chciałeś się ze mną spotkać?
- Słyszałaś o tej całej Sophie? Pieprzona gruba zdzira. Jak takie brzydactwo mogło uchwycićtakiego boga? Ciekawe kto jeszcze podziela moją opinie. O... Na samym twitterze tysiąc osób. Może stworzę nowy hasztag. - dziewczyna siedząca przy stoliku obok zaśmiała się kpiąco na swoje własne słowa, a je koleżaneczki pokiwały ochoczo głowami..
- Thomas naprawdę chciałbym pogadać, ale musze sprawdzić, czy Sophie słyszała już jak o niej wszyscy gadają. Nie masz mi tego za złe, prawda?
- Nie no co ty. Sam zaraz pojadę do Nicka. Podwieść cię?
- Jeśli możesz.
- To chodź.
***
- Sophie kochanie! Wszystko dobrze? Sophie? Soph... - Grace i Jim gwałtownie zatrzymali się przed pokojem dziewczyny. Ich przyjaciółka siedziała zwinięta pod kocem, wpatrując się w laptop.
- Skarbie co siędzieje?
- Jakbyście nie wiedzieli - burknęła w odpowiedzi.
- Nie może być aż tak źle - powiedział Jim i siadł koło niej na łóżku - Aj! - powiedział na widok tych wszystkich ohydnych komentarzy.
- Kochana, nie możesz się tym tak przejmować. To tylko okropne zazdrośnice, które chciałyby być na twoim miejscu.
- Tak, ale nie wiecie co się dzieje w szkole. Ludzie, którzy mnie słabo znają albo po prostu nie są w sytuację wtajemniczeni mogą zacząć mnie oceniać właśnie przez pryzmat tego co tutaj jest napowypisywane. Niektórzy mogą zacząć uważać, że jestem „dziwką,prostytutką, laską tylko na pieniądze, suką" . Ludzie mogą w to uwierzyć.
- Aj przestań.Ci, którzy cię znają, wiedzą jaka jesteś.
- Ale ci którzy mnie nie znają to...
- Nimi się masz nie przejmować - dokończyła stanowczo Grace.
- Ludzie zawsze będą o tobie źle mówić. Obojętnie ile dobrego zrobisz. Zwłaszcza teraz zaczną cię krytykować, bo zauważono, że przebywasz z chłopakami z zespołu. -dopowiedział Jim.
- Ale jeśli jestem za słaba, by to znieść?
- Od czego masz nas? - zapytała Grace.
- Już wiem jak się czuł Nick. - powiedziała Sophie cicho.
- Nick! - wykrzyknęła Grace, złapała Jima za rękę i wybiegła z domu, ciągnąc biednego, zdezorientowanego chłopaka za sobą. Sophie uśmiechnęła się delikatnie, widząc jego minę,spojrzała na laptopa, a po chwili zamknęła go z hukiem i odstawiła na biurko.
***
- Nick, chłopie. Czyś ty widział co się dzieje na świecie? - zapytał w drzwiach Thomas.
- Świeci słonce, wieje delikatny wiaterek. - odpowiedział nastolatek.
- Ha, ha, ha.Śmiej się ile chcesz. - odpowiedział już lekko wkurzony Micheal.
- O co wam chodzi? Tylko gadają o wywiadzie u Jamesa. Zresztą tak jak po każdym wywiadzie.
- A widziałeś co gadają? - zapytał Evan. Całą trójką weszli do salonu i siedli na kanapie, a Miles znajdował się na fotelu.
- Nie...
- Jeżdżą po Sophie i to strasznie ostro.
- Co ty wygadujesz Evan?!
- Sam sprawdź.
Nick szybko wyciągnął telefon i zaczął czytać wiadomości pod wywiadem. To co zobaczył zmroziło mu krew w żyłach. Nagle znalazł się z powrotem w swoim pokoju ponad dwa miesiące wcześniej. Przypomniał sobie swoje cierpienie i ból, gdy czytał te bezduszne komentarze skierowane w jego stronę. Teraz na jego miejscu znajdowała się Sophie. Ale jak ona sobie radziła?
- Nicholas! - do pokoju wpadli Jim i Grace.
- Co się dzieje? - zapytał szczerze przestraszony.
- Musisz pojechać do Sophie. Tylko ty wiesz jak ona się teraz czuje i czego potrzebuje, by zapomnieć, przestać się przejmować... Mam nadzieję, że czytałeś co na nią gadają tak? - zapytał trochę niemrawo Jim.
- Jakoś tak wiesz, umknęło mi. To dlatego mam ochotę zabić każdego kto pisze tak o Sophie.
- To musisz jak najszybciej wejść na Internet i... a... no tak. Sorry. - powiedział zmieszany Jim. Co najdziwniejsze to Thomas najgłośniej się zaśmiał. Nick postanowił delikatnie zapytać przyjaciela o jego zachowanie.
- Nie zmienia to jednak faktu, że powinieneś pojechać i porozmawiać z Sophie. Ona potrzebuje wsparcia, którego nawet my nie możemy jej dać - powiedziała Grace.
- Nick pomóż jej. Proszę. Postaraj się. Nie wiemy jak jej pomóc. Ona jest dla mnie jak młodsza siostra. Nie chcę jej widzieć w takim stanie - błagał Jim.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy - obiecał Nick. Zarzucił na plecy jesienną kurtkę i wyszedł z domu, mając nadzieję, że te dzikie bestie, które zostawił na pastwę losu nie rozniosą mu domu.
***
Sophie delikatnie wyjęła skrzypce z futerału i położyła je na kanapie razem ze smyczkiem. Założyła na prawe ucho słuchawkę,włączając same partie fortepianu jednego z jej ulubionych utworów muzycznych.
Powoli podniosła instrument i ułożyła go pod brodą. Przejechała dwa razy smyczkiem po ostatniej strunie. Tak lekko jakby muskała je piórkiem. Kiedy nadszedł właściwy moment zaczęła grać. Najpierw delikatnie, powoli, tworząc całość z pianinem i delikatnym dźwiękiem harf. Następnie z coraz większym napięciem, coraz szybciej przejeżdżała smyczkiem po strunach. Coraz mocniej napierała nim na skrzypce, nagle zwalniając, tworząc melancholijne tony, by po chwili skoczyć o oktawę w górę umacniając wcześniejsze wrażenia. Nuty stały się krótkie, przerywane pauzami.
Znowu wszystko zwolniło, ucichło. Ból odchodził w zapomnienie... Ale nie. On nie chce o sobie do końca zapomnieć. A nawet coraz bardziej przybiera na sile. Ale to wcale nie ból, tylko... cierpienie, bolesne wspomnienia. Uderzają o głowę, dudnią w klatce piersiowej. Coraz głośniej, szybciej, bez przerwy, bez wytchnienia.
Ciągnie przez całe ciało, rozprowadzając go po całym świecie. Marzenia powoli zmieniają się w proch. Człowiek czuje się coraz bardziej samotny. Bez przyjaciół, perspektyw, pasji, hobby, zabrano mu wszystko co tworzy z niego osobę.
Powoli chociaż nieubłaganie obumiera od środka i mimo, że ciało żyje, jest zdrowe, pełne sił to blaknie razem z wnętrzem. Kryje w sobie brzydką niespodziankę.
Umiera, ginie, cierpnie, czuje kolce wpijające się w palcach,czuje strach, gnije, opada, podnosi powiekę,próbuje, usiłuje wstać, przygniata go jednak coraz większy ciężar. Opada przygnieciony, bezsilny, wyzuty, bez tlenu w płucach, bez miarowego tykania. Już widzi przesypaną klepsydrę, ciemność, zniszczenie, pożogę, słyszy krzyki ludzi, dzieci, starców, dorosłych. Huk walących się murów, krwistoczerwone niebo, zniszczenie, popiół, gruz, ręce pomiędzy odłamkami.
Całe ciało błaga o litość, drugą szansę,płacze, jęczy, a dusza razem z nim. To wrzask potępieńców, skazanych nieszczęśników. Chór straceńców. Opada, wznosi się. Ciszej, głośniej. Jakbyś stał tuż obok, a po chwili był kilometry pod ziemią, pod wodą.
Obraz znika, zostaje tylko słuch. To boli, a równocześnie daje ukojenie. Bolesne, smutne dźwięki wzburzają łzy, które spływają głośnymi strumieniami po kremowych wzgórzach. Ale mimo wszystko wspomagają. Czujesz, że nie jesteś sam. Przecież te nuty, dźwięki, brzmienia tworzą twoją duszę. Czyli one też czują to co ty, pokazują, że samotność to pojęcie względne, bo wszędzie można znaleźć kogoś lub coś co nam pomoże, wesprze, pocieszy, podniesie...
Nagle...Nuta urywa się w połowie gwałtownym pociągnięciem smyczka. Następuje kilka sekund całkowitej ciszy podczas której wszystkie mięśnie, ścięgna, tkanki są naciągnięte do granic możliwości, czekając w zniecierpliwieniu na ciąg dalszy, na zakończenie. Słychać ciche, lekkie jak zefirek dźwięki fortepianu, po chwili wspomagane przez delikatne brzmienie smyczka, który brzmi jak wyrzucone, stracone, zapomniane, niespełnione marzenie.
Jednak jest ciąg dalszy. Tak cichy, że prawie nie dostrzegalny. Ale o to właśnie chodzi. Życia nie trzeba zaczynać wysokim c. Wystarczy, że dalsze nuty poprowadzisz tak by stworzyły coś niesamowitego, coś nadzwyczajnego. Wystarczy, że zaczniesz myśleć, kombinować, próbować pójścia w różne strony, rozumieć własne błędy, by stworzyć, przeżyć coś co nigdy nie zostanie zapomniane i wywoła całą gamę uczućw odbiorcy.
Sophie powoli podniosła powieki, czując palące łzy w gardle. Te wszystkie obrazy były tak żywe, tak... prawdziwe, że aż bolało. Nagle coś sobie uświadomiła. Nie miała na uchu słuchawki. A same urządzenie odłączone było od telefonu. Więc jak to możliwe, że do końca utworu słyszała fortepian w tle? Powoli odwróciła się w stronę dużego, czarnego jak heban instrumentu stojącego pod ścianą. Przy instrumencie siedział nikt inny jak Nicholas Miles.
- Jak ty tu...?
- Miałaś otwarty balkon w pokoju. Ta duża wiśnia jest dobrym uchwytem dla rąk
- Włamałeś mi się do domu? Powinnam cię wyrzucić.
- Ale tego nie zrobisz, bo do końca życia będziesz żałować, że nie oblewa cię już blask mej chwały.
- Ta... Jak wolisz. Mam pytanie. Czy to ty ściągnąłeś mi słuchawkę z uszu i zacząłeś ze mną grać?
- No wiem. Jestem zajebistym pianistą.
- Czyli to prawda. Ugr no i co ja mam z tobą zrobić?
- Pójść na łyżwy.
- Co?!
- Tak na marginesie czy ty też widziałaś te wszystkie obrazy podczas grania?
- Masz na myśli płonące miasta, zawodzenie potępieńców, ból, cierpienie, rozpacz...
- Zniszczone marzenia - dopowiedział. - Tak dokładnie o to mi chodziło.
- Tak.
- Wow. Można nas określić wyrażeniem „zhi yin".
- Czyżby ktoś zaczął już czytać „Mechaniczną Księżniczkę"? - zapytała z uśmiechem.
- A jeśli nawet przeczytał, to co wtedy? - odpowiedział pytaniem także z uśmiechem.
- To wtedy twoja wiedza traci na wartości - odpowiedziała słodkim głosikiem.
- Ach ty okropna kobieto - powiedział z udawanym bólem. - Chodź ze mną.
- Gdzie?
- No przecież mówiłem, że na łyżwy. W Londynie przy Natural History Museum otworzyli lodowisko. Musimy przetestować nowy lód.
- Aj... No niech ci będzie.
***
- Nick, ale ja nie... ja nie jeździłam od roku - próbowała wymigiwać się Sophie.
- No nie? Naprawdę? Wiesz ja też nie - powiedział z udawanym zaskoczeniem. - Nie bądź takim dudkiem.
- A ty tak nie chojrakuj - odparła, ale nieprzekonywująco. Nie umiała oprzeć się temu słodkiemu uśmiechowi, a zwłaszcza tym przecudnym dołeczkom w policzkach.
Kilka sekund później znajdowała się już na środku lodowiska. Na początku trochę się chwiała, zresztą tak samo jak jej towarzysz, który próbował zrobić piruet, ale nogi tak śmiesznie nie chciały jechać po okręgu. No chyba, że miały tworzyły dwa oddzielne.
Potem trochę się rozruszali. Chłopak jechał przed nią, twarzą do niej, czyli po prostu tyłem. Następnie zaczęli wygłupiaćsię we dwoje. Robili dziwaczne figury na lodzie, ciągnęli za ręce. Po prostu dobrze się bawili.
Pomagało im otoczenie. Było ciemno, lampy oświetlały całe lodowisko. Niektóre miejsca mocniej, inne mniej. Wyjeżdżało sięz cienia w jasność i na odwrót. Z radia leciała cicha, nastrojowa muzyka.
Sophie zaczęła zastanawiać się jak to sięstało, że wystarczyło, by Nick się pojawił, zabrał ją gdzieś, zaczął się wygłupiać, by sama zapomniała o problemach, tym co rano przeczytała, opiniach ludzi. Liczyła się tylko ta chwila. Obchodziło ja jedynie to co myślał o niej Nick, a wydawało jej się, że nie wygląda najgorzej w jego oczach, co ją bardzo dziwiło. No chyba, że ten uśmiech miała interpretować inaczej.
Nagle poczuła uderzenie w coś twardego. Straciła grunt pod łyżwami, świat się przechylił, zamknęła oczy, przygotowując na spotkanie z zimną pokrywą lodową... ale nic takiego się nie stało.
Wylądowała na czymś twardym to prawda, ale to coś było ciepłe i podnosiło się raz po raz.
Rozchyliła powieki i ujrzała twarz Nicka tuz przy swojej. Jej, pewnie teraz brązowe, oczy spotkały się z tymi szmaragdami. Chłopak delikatnie odgarnął jej włosy z twarzy i zabrał z policzka kawałek skruszonego lodu. Zorientowała się, że owinęła swoje nogi dookoła jego bioder, a dłonie trzyma na jego twardym torsie, a mięśnie które go pokrywały czuła nawet na tylu warstwach.
- Nic ci nie jest? - zapytał dziwnie ochrypłym głosem.
- Nie nic, tylko ja... - uciekła spojrzeniem, by nie widzieć jego oczy.
- Hej, co jest? - zapytał, unosząc jej podbródek, a tym samym zmuszając by utrzymała z nim kontakt wzrokowy. Nie wiedziała, czy było to zamierzone działanie, ale ich twarze z każdą sekundą znajdowały się coraz bliżej siebie. „Mogą zrobić wam zdjęcie" - szepnął głosik w jej głowie. Otrząsnęła się z tego dziwnego stanu i odsunęła tak gwałtownie, że upadła tyłkiem na lód.
- Nic ci nie jest? - zapytał Nick. Wybuchnął śmiechem, gdy zobaczył jej naburmuszoną minę.
- Może byś mi pomógł, a nie tylko tak patrzył pacanie?
- No już, już.- powiedział dalej się śmiejąc. Podał jej rękę i podciągnął ku górze.
- Chyba musimy się już zbierać.
- Chyba.
***
- Daj przeczytać - jęczał Nicholas.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo jest brzydki.
- No, ale...
- Nie.
- Jak nie, to sam go sobie znajdę - oznajmił i zaczął szperać w jej torebce. - Acha! -wykrzyknął tryumfalnie, wymachując jej przed oczami złożona kartką.
- Skąd wiesz,że to on?
- „W wielkim dole/Walczy czerń z bielą/Zaciekle."
- No dobra. To on.
- Ha! Wiedziałem, że napiszesz wiersz o tym co się teraz dzieje.
- No już czytaj i nie marudź.

Pozwól sobie pomócWhere stories live. Discover now