Rozdział VIII Brak wiary

1.4K 71 17
                                    

"Brak wiary w siebie jest chorobą. Jeśli stracisz panowanie nad tym, wątpliwości staną się twoją rzeczywistością"

John Flanagan

Nick chyba nie mógł zbłaźnić się bardziej. Ani jeszcze mocniej zaczerwienić. Chciał jakoś odwdzięczyć się chłopakom za to, że byli w stanie wytrzymać z nim ten cały tydzień, a w pakiecie otrzymał największe zażenowanie świata. Chociaż... Ta cała sytuacja była nawet zabawna. On na stole tańczący jak opętany... Wymachujący rękami na wszystkie strony... Tak to zdecydowanie należało do śmiesznych momentów.

- Dobry wieczór - powiedział do gości, zeskakując ze stołu i stając naprzeciwko nowoprzybyłych. - Nick - przedstawił się i wyciągnął dłoń w stronę tajemniczego blondyna, którego widział już na kilku zdjęciach w pokoju Sophie.

- Jim. - odpowiedział tamten i oddał uścisk.

- Mam małe pytanko. Co robiłeś na stole? - zapytała Sophie.

- Tańczyłem?

- A ja myślała, że próbujesz powybijać zęby osobie, która choć odrobinę się do ciebie zbliży - odparła.

- Ha ha ha. Bardzo śmieszne panno Underwood. Cześć Grace - przywitał się.

- Ojejuniu. Pamiętasz moje imię! - wykrzyknęła uradowana dziewczyna, prawie skacząc z radości.

- Jak mógłbym zapomnieć?

- Jako że już chyba wszyscy są, zadam podstawowe pytanie: Co robimy? - zapytał Thomas.

- Mam pomysł - oznajmił Jim i wyciągnął z kieszeni telefon. Po chwili z głośników wydobyły się dźwięki „Uptown funk", a Sophie i Grace zaczęły się śmiać. Całą trójką ustawili się „gęsiego" i zaczęli tańczyć tak jak w teledysku. Nick spojrzał na przyjaciół, a potem uśmiechnął się i dołączył do gości. Zaraz stanęli za nim Thomas i Micheal, a Evan zaczął nagrywać ich wygłupy.

Gdy piosenka dobiegła końca, wszyscy rzucili się na kanapę. Nagle Nickowi wpadł do głowy pewien pomysł. Bez słowa wybiegł z salonu, by pojawić się w nim po chwili z kablami, ponieważ chciał pokazać wszystkim obecnym swoje ostatnie nagrania wideo. Czuł zdziwione spojrzenia skierowane na jego plecy. W głowie wyobrażał sobie co reszta myśli: „Co on robi?" „Co planuje?" „O co biega?" Pewnie i tak się nie domyślą.

Gdy wszystko było gotowe usiadł na fotelu, a nie na sofie ponieważ: po pierwsze nie było już na niej miejsca, a po drugie chciał widzieć reakcje wszystkich zgromadzonych i nacisnął play. Po chwili na ekranie pojawiła się postać Sophie na scenie, trzymającej oburącz mikrofon. W tym samym momencie rozbrzmiała muzyka, a po kilku sekundach głos. Ten zapierający dech w piersiach głos, brzmiący tak odlegle, a zarazem tak blisko. Te dźwięki przynosiły ukojenie a równocześnie sprawiały, że mózg pracował na wyższych obrotach. Analizował wszystkie spostrzeżenia, obserwacje, a także wyłączał się, dryfował jak łódka na spokojnym morzu, ale gdzieś w głębi duszy czaiła się ta bojaźń, ta obawa, że te bezkresne wody kiedyś przestaną być takie ciche i bezpieczne, a staną się głośnym tajfunem, pożeraczem, niszczycielem. Czułeś, że to tylko chwila, że Posejdon śpi, ale zaraz się obudzi i sprawi, iż łódka zatonie i pójdzie na dno, a ty razem z nią. A to był tylko głos, a może aż? Był jak huragan, a po sekundzie jak ćwierkanie słowika. Zmieniał się jak w kalejdoskopie. Ze skrajności w skrajność.

I nagle po tej całej udręce i ekstazie Nick wpadł na pomysł, trochę szalony pomysł, który musiał zrealizować w tempie natychmiastowym, bo to co chciał przygotować nie dało się zorganizować w przeciągu dnia, a co najmniej kilku.

Po zakończeniu nagrania jeszcze długo nikt nic nie mówił. Micheal siedział z rozdziawionymi ustami, a Thomas i Evan bez słowa wpatrywali się w czarny telewizor. Grace spoglądała na ekran, Nicka, następnie na Sophie, potem na Jima i od nowa. A Sophie... ona siedziała skulona z podkurczonymi, nogami, z głową wciśniętą między kolana. Jakby chciała się ukryć albo żeby nikt jej nie znalazł, nie przypomniał sobie o jej istnieniu. Dlaczego uważała, że nie ma talentu? Dlaczego tak źle o sobie myślała? Człowiek powinien mieć o samym sobie dobre mniemanie, wysoki poziom własnej wartości, a jej było na wielkim minusie. Pewnie jego była pani z matematyki oznaczyłaby jej ego jako minus nieskończoność i narysowała do tego funkcję liniową, by jeszcze lepiej to zobrazować i pokazać, że jej ulubione powiedzenie jest prawdą: „Matematyka to królowa nauk".

Pozwól sobie pomócOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz