cloud.

992 166 18
                                    

Okej, jakby tu zacząć...

Czuję, jakby wszystko w moim życiu się kruszyło. Nic nie idzie dobrze i mam dość zatrzymywania tych myśli dla siebie, więc postanowiłem to tu napisać.

Szkoła jest do bani.

Rodzina jest do bani.

Nie posiadanie przyjaciół jest do bani.

Moje życie jest do bani.

Mama i tata znowu się kłócą, bo tata przeleciał jakąś 20-latke, która była prawdopodobnie zawodową obciągaczką. Jak głupi może być? Ma najlepszą kobietę przy sobie, ale jest za bardzo zapatrzony w swoje potrzeby by to zauważyć.

Mama jest najlepsza. Zasługuje na cały świat i mam nadzieję, że pewnego dnia będę mógł jej to dać.

Lauren mnie ignoruje. Zauważyłem, że gdy pewnego dnia przyszła do domu, zaczęła płakać. Zapytałem co się stało, ale ona tylko powiedziała mi żebym się odczepił i poszła do swojego pokoju.

Harry nie chce się nawet do mnie zbliżać i nie wiem dlaczego. Dlaczego moja rodzina tak strasznie mnie nienawidzi?

Moja rodzina ma ciasny portfel, Lauren i Harry potrzebują rzeczy, ale praca mamy nie jest na tyle płatna, żeby mogła to wszystko pokryć. Ojciec jest chujem, który nic nie robi. Więc w ogóle nie pomaga.

Wystarczy o rodzinie. To nie jest jedyna rzecz, o której chce się wyżalić. Chce się także wyżyć z mojej samotności. Nie mam przyjaciół. W sumie mam jednego. Ma na imię Michael. I jest najlepszym przyjacielem jakiego mogłem sobie wymarzyć. W sumie... jest jedynym przyjacielem jakiego mam wię to jasne, że jest najlepszy.

Ale tak naprawdę nie jest najlepszy. Wyżywa się na mnie. Ale jest moim jedynym znajomym i nie mogę pozwolić mu odejść...

Szkoła jest beznadziejna. Wyśmiewają się ze mnie, że zostałem wyrzucony z drużyny piłkarskiej. Zostałem wykopany, bo opuściłem za dużo treningów, gdyż musiałem pilnować Lauren i Harry'ego kiedy moja mama pracowała nadgodziny.

Nienawidzę być w szkole. Nienawidzę tego, że Michael nigdy się za mną nie stawia kiedy może. Zamiast tego, on też się ze mnie wyśmiewa. To sprawia, że czuję się nawet gorzej, ale co poradzę.

Nie ma wyjścia na żadne z tych rzeczy.

Właściwie...

Jest jedno.

Mógłbym się zabić. To rozwiązałoby wszystkie moje problemy.

Moja mama nie musiałaby wydawać na mnie pieniędzy, więc mogłaby je przeznaczyć na Lauren i Harry'ego. Nie musiałbym się zmierzać z codziennym dręczeniem i Michaelem. Oboje cieszyli by się, że już nie mają głupiego starszego brata, a Michael już nie byłby mną obciążony.

To jest pewna droga Ash. Mógłbyś uciec z tego codziennego piekła. To koniec.

To rozwiąże wszystko.

Nie wiem jak to zakończyć.

Drogi? Pa? Do widzenia? ok pa.

Ashton.

Ashton przeleciał ręką przez dokończony list. Nie wiedział, że nawet płacze, dopóki nie poczuł mokrego miejsca na kartce. Oparł się o drzewo i spojrzał przed siebie. Było pięknie. I cieszył się, że ten widok będzie jedną z ostatnich rzeczy jaką zobaczy.

Piękne żółte słońce, świecące wysoko na niebie z białymi chmurami ułożonymi tak by słońce nie oślepiało.

Ashton zamknął oczy, biorąc głęboki oddech, akceptując to, że postanowił umrzeć. Czuł jak łzy wydostają się spod jego zamkniętych powiek i poczuł jak jego serce pękło. Jak mogło do tego dojść. Czy jego życie naprawdę doszło do punktu, gdzie śmierć jest jedynym wyjściem?

Tak. Bądź silny Ashton. Życie wszystkich będzie lepsze gdy to się stanie. I tak nikt nie będzie za tobą tęsknić. Udoskonalisz wszystkich życie. Bądź dzielny i zrób krok w dobrym kierunku.

Ale to nie był dobry kierunek. Tylko Ashton tego nie wiedział.

Otrząsnął się od uczucia zranionego serca i złożył list w papierowy samolocik. Uśmiechnął się na to jak zwykły papier może zamienić się w coś tak wspaniałego.

Tak, to był zwykły samolocik. Ale to coś, co może latać samemu i przedzierać się przez powietrze. Ma wolność, bo nikt nie może mu powiedzieć gdzie ma lecieć. Mogliby puścić go w jednym kierunku, ale nikt nie wie gdzie by wylądował.

Ashton zazdrościł temu samolocikowi wolności. Też chciałby być taki wolny. I wkrótce będzie. Wstał i podszedł na skraj wzgórza i wypuścił samolot z ręki, obserwując jak zlatuje z pagórka. Uśmiechnął się smutno na swoją latającą notkę pożegnalną. Wziął swój plecak i poszedł, nie wiedząc gdzie.

~~

Samolot przeleciał przed drzewa, ludzi, domy, aż w końcu wylądował u czyiś stóp.

Wylądował na parze czarnych conversów, opalona ręka udekorowana bransoletkami podniosła go. Osoba która to znalazła przeczytała pierwsze zdanie i wzdrgnęła wkładając samolot do kieszeni. Po prostu przeczyta to później.

Paper Planes || Cashton (tłumaczenie pl)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz