Rozdział 26

20 6 24
                                    



Morana spojrzała na mężczyzną stojącego przed nią, po czym spojrzała za siebie, czy przypadkiem ktoś za nią nie stał. Kiedy nikogo nie zauważyła, zwróciła się ze zdziwieniem do osoby przed nią.

- Przepraszam, do mnie mówisz?- zapytała wciąż nie pewna, czy młody lord przed nią był tym samym młodzieńcem, który towarzyszył jej przez cały dzień.

Mężczyzna w czerni i złocie roześmiał się krótko, ale melodyjnie. Wyciągnął swoją dłoń, którą dotychczas trzymał ukrytą za plecami i Morana zauważyła, że trzymał w niej coś. Gdy zerknęła po raz pierwszy na przedmiot w jego dłoni, nie mogła zrozumieć, dlaczego mężczyzna pokazuje jej mokre glony z rzeki. Dopiero później zauważyła błysk bieli pomieszanej z błękitem i z przerażeniem zdała sobie sprawę, że para przemoczonych i potarmoszonych chwastów przed nią, były jej nieudolnie zrobionym wiankiem. Widok mógł doprowadzić do depresji największego optymistę.

- Mówiłem, że spotkamy się podczas obrzędów. Możesz zawsze wierzyć moim słowom. Świat cię okłamie i oszuka, lecz ja nie złamię swojej obietnicy- uśmiechnął się lekko do Morany- Wierzę, że ten wianek jest twój. A więc zgodnie z tradycją jestem twoim przyszłym mężem- jego oczy błysły gdy wypowiedział te słowa, a na ustach pojawił się uśmieszek samozadowolenia.

Zawstydzona Morana podniosła rękę do karku i potarła go. Jakie szaleństwo ją naszło, kiedy myślała, że jej wianek wygląda ładnie?

- To rzeczywiście mój wianek. Niestety nie jest on aż tak ładny, jak wieńce innych dziewcząt, więc nie spodziewałam się, że ktoś go wybierze. Jeśli chcesz to mogę odwrócić uwagę grupy i możesz wyrzucić go do rowu. Jeszcze jest kilka spóźnialskich dziewczyn, które nie zdążyły wyrzucić wianka na wodę. Masz jeszcze szansę znaleźć swój kwiat.

Ale mężczyzna tylko uniósł brwi. Podniósł wianek bliżej oczu, przyglądając mu się uważnie. Przeniósł go nawet nieco bliżej światła pobliskiej pochodni, by móc mu się dokładniej przyjrzeć. Delikatnie jakby głaskał skrzydło rannego ptaka, dotknął róży w centrum bukietu, a w jego oczach mignęło coś, gdy zobaczył niezapominajki.

- Szukałem bardzo uważnie i skrupulatnie, ale niestety nie znalazłem to o czym mówiłaś. Musiałaś się pomylić- powiedział zamyślony, spoglądając na nią z góry.

Morana zdziwiona patrzyła to na niego, to na wianek. Wydawało się, że młodzieniec urósł od ich ostatniego spotkania.

- Ale czego nie znalazłeś?

Uśmiechnął się do niej i mrugnął figlarnie spod dzikiej grzywki.

- Brzydoty. To najwspanialszy wianek ze wszystkich, których widziałem tego wieczoru. Widzę tyle kwiatów wokół mnie, że dla mnie wydają się chwastami. Mówiłem ci, że szukam dzikości. Ten wianek jako jedyny jest godny bycia moją koroną- i zamaszystym gestem jakby wkładał prawdziwą koronę, założył go na głowę. Morana przerażona wstała szybko z ziemi i wyciągnęła do niego swoje ręce by go powstrzymać.

- Zaczekaj!- ale było już za późno.

Obawiała się, że przemoczony wianek zmoczy ciemne włosy mężczyzny i popsuje jego nieskazitelny wizerunek. Ku jej zdziwieniu oraz nie małej uldze, wieniec zdążył już wyschnąć i mężczyzna pozostał suchy. Choć Morana spodziewała się, że przystojny mężczyzna przed nią w najlepszym wypadku będzie wyglądał śmiesznie z zielskiem na głowie, to efekt pozostawił ją bez oddechu.

Wieniec na głowie mężczyzny naprawdę wyglądał jak korona. Już wcześniej wydawało się Moranie, że czegoś brakuje jego dumnej i nieugiętej postawie, która sprawiała, że przypominał jej nieco Diarmuda. Chodził i unosił się, jak prawdziwy król. Jego karmazynowe spojrzenie z dumą opadło na Moranę, która właśnie zdała sobie sprawę, że się na niego gapi.

Taniec CesarzowejWhere stories live. Discover now