Rozdział 10.1

51 13 8
                                    

 Powstrzymała chęć sięgnięcia po nóż i dźgnięcia ciężaru na jej piersi, który szczypał ją boleśnie w policzek.

- Gniewku, zrób to jeszcze raz, a zmienię cię w pierzastą miotłę do zbierania kurzu i w końcu posprzątam te pajęczyny na strychu- zamruczała wciąż we śnie.

Sroka jednak na nie wzięła sobie jej groźby i mocno chwyciła ją za ucho, po czym z niebywałym okrucieństwem przekręciła. Morana z wrzaskiem podniosła się z łóżka.

- O ty franco! Niech cię tylko złapię, to ci nogi z kupra powyrywam!- spróbowała uchwycić jego ogon, on jednak z gracją uciekła poza zasięg jej rąk i usiadł na parapecie. Zakrakał z drwiną.

Morana potarła bolące ucho, mamrocząc cicho przekleństwa pod nosem. Łypnęła na niego z irytacją.

- Po cholerę mnie budzisz? Słońce nawet nie wstało. Chors wciąż jest na niebie- wskazała oskarżycielsko na niebo. Ale Gniewek nie wydawał się przejmować jej narzekaniem. Postukał jedynie dziobem w rozbitą szybę, w miejscu gdzie widać było złote Lustro Niebios na szczycie góry.

Morana westchnęła ciężko. No tak. Zapomniała o swojej karze. Miała przecież pozamiatać całe schody prowadzące do pałacu cesarzowej. Szykował się długi i niezbyt przyjemny dzień. Na szczęście jej plecy nie bolały jej tak jak dnia poprzedniego. Nie wiedziała co zrobił Nadar, ale dokonał cudu. Oczywiście wciąż czuła ból, ale o wiele mniejszy. Nie mogła być bardziej wdzięczna.

Gdy imię Nadara i wspomnienie wczorajszego wieczora przemknęło jej przez umysł, Morana czuła jak jej uszy czerwienieją. Ona i jej niezdolność do poprawnej komunikacji. Po tej żenującej sytuacji wczoraj szybko przeniosła się na dach wieży i czekała na zimnym powietrzu, aż młody uzdrowiciel opuści jej mieszkanie. Zbyt wielki wstyd czuła by móc się z nim zmierzyć.

Nagle z myśli wyrwało ją muśniecie czegoś o jej nadgarstek. Spojrzała w dół i zobaczyła jak Gniewek delikatnie w jej dłoni składa kwiat, który szybko rozpoznała. Czerwony mak.

Poczuła jak coś porusza się w jej wnętrzu. Delikatnie pogłaskała płatki kwiatu, niemal go nie dotykając. Wydawało się jakby samym dotknięciem miała zniszczyć wrażliwy kwiat.

- Piękne maki w tym roku wyrosły- szepnęła w rozmarzeniu.

Po chwili jednak odłożyła kwiat na stolik obok i już więcej na niego nie spojrzała.

- Nie wiedziałam, że Tęsknota odwiedziła nas wczoraj. Przykro mi, że nie mogłam się z nią spotkać. Długo jej nie widziałam... Dobrze jednak wiedzieć, że wciąż jest bezpieczna. To najważniejsze- z tym słowami wyskoczyła z łóżka.

Chłód przebiegł po jej odsłoniętych ramionach i zadrżała. Mimo początku lata w Keranie otoczonym przez góry zwykle panował chłód. Stolica była zimna jakby przypominając swoją władczynię i ród nim panujący. Szykował się chłodny dzień. Dodatkowo gdy pociągnęła nosem, poczuła zbliżający się deszcz. Nie minie wiele czasu gdy krople deszczu zaleją stolicę.

Potarła zimną stopę w zamyśleniu. Czyżby Diarmud sobie to wszystko wykalkulował? Był z pewnością do tego zdolny.

Ignorując tą myśl, chwyciła ubrania wiszące na jedynym krześle w pokoju. Metodycznie zaczęła ubierać się w mundur Chwasta. Jako członek Chwastów na część jej munduru letniego składała się maska wraz z czarną koszulka oraz długi płaszcz, który miał ochraniać przed częstymi atakami zimna. Zimowy mundur wyglądał inaczej, choć czerń nigdy go nie opuszczała. Ubrania były nieco grubsze, a płaszcz był obszyty futrem, by nie tracić ciepła w ciągu mroźnej zimy. Choć było lato, szybko wciągnęła płaszcz na trzęsące się ramiona. Ich mundurom brakowało wszelkich zdobień ze względu na charakter ich ściśle tajnych misji. Mieli być jak cienie- niewidoczni nawet w świetle dnia.

Taniec CesarzowejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz