Rozdział 13

63 11 18
                                    



- Co się stało, do cholery?! – Diarmud krzyknął rozwścieczony i natychmiast podbiegł do okna. Prędko jednak cień wyprzedził go i zatrzymał.

- Panie, nie zbliżaj się do okna. To może być niebezpieczne. Pozwól mi sprawdzić- Morana już trzymała w dłoni wibrujący Samu. Nie czekając na odpowiedź cesarzewicza, podbiegła do tarasu i bez wahania wyszła na zewnątrz, gotowa spotkać zagrożenie twarzą w twarz.

Spojrzała w ciemne niebo szukając zagrożenia. Ale nic nie ujrzała. Nie było śladu stwora, który wydał ten przerażający ryk. Zdążył uciec.

Zmarszczyła brwi i machnęła Samu przy boku. Poprzedni ryk mógł wydać tylko Żmij. Jednak każdy z latających gadów był na rozkazy cesarzowej oraz Diarmuda i nie odważyłby się przeszkadzać tak późno w nocy bez powodu. Żmije często walczą między sobą, ale robią to tylko w pobliskich górach, z dala od pałacu.

Słysząc jednak pogarszający się dziecięcy płacz, Morana porzuciła te myśli. Musiał jakiś młody, nieostrożny Żmij robić żarty. Gdyby rzeczywiście groziło im niebezpieczeństwo, w powietrzu roiłoby się od tych gadów, gotowych do ochrony rodziny cesarskiej. Cesarzewicz musiał dojść do tych samych wniosków, ponieważ rozsiadł się w fotelu, a w ręku trzymał kolejny kielich z winem. Masował w zmęczeniu bok głowy palcami. Nie zwracał uwagi na przerażony płacz dziecka zza ściany.

- Pieprzony Żmij... nie mógł wybrać lepszej chwili ...- mamrotał do siebie.

- Panie, mały książę Setanta płacze- Morana ośmieliła się zauważyć. Krzyki dziecka pogarszały się z każdą chwilą i Moranie wydawało się, że słyszy tupot małych stópek na korytarzu.

Diarmud spojrzał na nią z brakiem zainteresowania.

- I? – z grymasem wziął długi łyk wina.

Morana westchnęła, ale nim zdążyła coś powiedzieć rozległ się donośny łomot, gdy małe pięści uderzyły drzwi do komnaty, a szloch stał się wyraźniejszy.

- Tatusiu, boję się! – dziecięcy szloch przerywany czkawką dobiegł za drzwi.

Dziecko szlochało i płakało, ale Diarmud nie zwracał na nie wciąż uwagi. Jego ciało nawet nie drgnęło na rozdzierający serce płacz dziecka. Tylko grymas na jego czole powiększał się, a w jego oczach pojawiło się więcej irytacji i urazy.

- Panie, twój syn płacze tuż przed twoją komnatą- Morana powiedziała cicho.

Diramud wykrzywił wargi i spojrzał na nią groźnie.

- To zajmij się nim. Skończyliśmy na dzisiaj- złapał książkę leżącą na stoliku obok i pogrążył się lekturze, głuchy na płacz własnego dziecka. Morana kiwnęła głową i nie tracąc czasu podeszła do drzwi. Odesłała Samu z powrotem do komnaty.

Gdy tylko Morana otworzyła drzwi, w jej ramiona wpadł mały chłopiec. Miał może sześć lat, a jego twarz była zalana łzami. Całe jego małe ciałko drżało z przerażenia. Wyglądał w ośmiu częściach podobnie do ojca. Tylko rysy miał delikatniejsze po matce. Miał w twarzy łagodność, którą tak brakowało jego ojcu.

Natychmiast wpadł w ramiona Morany, która przygarnęła go do uścisku i podniosła w znanym geście. Prędko zamknęła za sobą drzwi, znając stosunek Diarmuda do syna. Mały książę znał ją, bo już nieraz wcześniej zajmowała się nim. Przywarł do niej drżąc.

- Kukułko, boję się! Za oknem jest potwór! Nie chcę być sam!- Setanta wypłakując łzy wtulił główkę w jej klatkę piersiową. Jego małe pięści zacisnęły się na jej ubraniu, niezdolne do puszczenia.

Taniec CesarzowejTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang