Rozdział 2

149 39 23
                                    


 Morana wpatrywała się w splątane ciała zakochanych. Nawet po śmierci ich dusze tęskniły za sobą i pozbawione życia ciała leżały blisko siebie tęskniąc za swoim ciepłem. Poczuła żal, że ich historia zakończyła się w ten sposób. Ale nie było innego wyjścia. Każdy miał do odegrania jakąś rolę w życiu, a w tej chwili ona musiała być mordercą. Potworem. A kim będzie jutro to już nie zależało od niej.

Usłyszała przeciągły gwizd i otrząsnęła się z głupich myśli. Musiała wracać.

Szybko rozejrzała się po komnacie, ale nie dostrzegła żadnego wyjścia oprócz tego, które miała za plecami. Wiedziała jednak, że za dębowymi drzwiami szalał już ogień i nie mogła wrócić tak jak tu weszła. W powietrzu unosił się gęsty dym i coraz trudniej było jej oddychać. Ogień lada chwila dostanie się również do komnaty nowożeńców i pożre swój posiłek.

Usłyszała zirytowane krakanie przed sobą. Jej wzrok powędrował ku oknu i zobaczyła Gniewka, który wpatrywał się w nią z urazą. Niecierpliwy jak w dniu, w którym go poznała i postanowiła przygarnąć. Ale nie złościła się na niego, ponieważ wskazał jej drogę ucieczki.

- Kiedyś ci wszystkie pióra powypadają z tej złości, a wtedy będziesz łysy i brzydki. Jak oskubany kurczak. Trafisz prosto do rosołu- ostrzegła go, ale sroka zakrakała tylko jeszcze głośniej i z większą zaciekłością. Widziała w jej oczach furię, wiec postanowiła nie drażnić jej dłużej.

Wyjęła sztylet z serca mężczyzny leżącego u jej stóp i podeszła spokojnie do okna ignorując jego ciało. Znajdowała się dosyć wysoko, jakieś dziesięć metrów od podłoża. Drzewa były za daleko do skoku i nie było szans, żeby zejść po nich na dół. Rozejrzała się po podwórzu jednak nie dostrzegła niczego co mogło jej pomóc w ucieczce.

Westchnęła. Nie chciała tego robić, ale skoro nie mogła zejść normalnym sposobem to zejdzie własnym. Rzuciła jeszcze okiem na pogrążony w ogniu dwór. Pomarańczowe płomienie sięgały niemal nieba, a w powietrzu unosiły się czerwone iskry. W tej chwili płonął już cały dwór. Płomienie będą widziane z daleka.

Oprócz rozglądania się za drogą ucieczki, Morana szukała również reszty jej oddziału. Kiedy nie zobaczyła ani śladu po nich, wewnętrznie odetchnęła z ulgą. Skoro ich nie było widać to znaczy, że byli bezpieczni i oczekiwali jej skończywszy swoje zadanie.

Jednocześnie przeszyła ją fala niepokoju. Miała dużą nadzieję, że nie czekali zbyt długo. Nie byli zbytnio cierpliwi ani litościwi. Wiedziała to z autopsji.

Rozejrzała się ponownie w poszukiwaniu dobrego miejsca do wylądowania. Nie chciała znowu wpaść do mieszaniny błota, brudnej wody i bogowie wiedzą jeszcze czego, jak to zrobiła kilka miesięcy temu. Ostatnim razem gdy wpadła do błota podczas źle wyliczonego skoku, Elion i Ivel wrzucili ją do pokrytego lodem jeziora. Wciąż pamiętała ich śmiech i krzyki. Po tej kąpieli zachorowała na długo, co dodatkowo zdenerwowało cesarzewicza. Kazał jej później samej sprzątać w królewskich stajniach przez pół roku.

Wyciągnęła lekcję z tej historii.

Weszła bosymi stopami na gzyms okna i spojrzała w prawo. Buty zrzuciła jeszcze podczas walki. Wybrała dogodne miejsce do lądowania na małym dziedzińcu znajdującym się tuż przed wejściem do płonącego dworu. Ziemia wyglądała na w miarę suchą i Morana miała stamtąd kilka kroków do ciemnego lasu, który rozciągał się we wszystkie strony. Był idealny do tego, aby zniknąć bez śladu.

Jedyny problem był taki, że sam dziedziniec znajdował się daleko od niej. Gdyby chciała się do niego dostać, musiałaby przejść kilkanaście metrów po dachu i dopiero wtedy spróbować zejść po murze. Normalnie zrobiłaby to, ale ściana ognia szalejąca na dachu szybko powstrzymała ją przed realizacją tego planu.

Taniec CesarzowejWhere stories live. Discover now