Rozdział 36

5.7K 649 215
                                    

#natchnionamelodiawatt na twitterze


Aria

To była jakaś porażka.

Wróciłam do mieszkania, a potem zakopałam się w łóżku i smuciłam przez resztę dnia. Mara wysłała mi wiadomość z pytaniem, jak się mam, bo sama spóźniła się na urodzinowy obiad Ivy i ominęła ją cała kłótnia. Niedługo po tym wróciła do domu, bo w restauracji zrobiła się grobowa atmosfera i nikt nie miał ochoty na świętowanie. Poza tym padło kilka skarg od reszty klientów.

Świetnie, na dokładkę popsułam Ivy urodziny.

Mara leżała ze mną w łóżku i starała się mnie pocieszać, jak na dobrą przyjaciółkę przystało. Miałam na to zbyt wisielczy humor, jednak byłam jej za to wdzięczna.

– Hope jest po twojej stronie, prawda? To już coś.

– Wspiera mnie – przyznałam. – Chociaż myślę, że ona też tego nie rozumie. Nikt nie potrafi spojrzeć na to obiektywnie. Myślą, że Hunter mnie przymusił albo zastawił na mnie pokręcone sidła. To ja byłam prowodyrem. – Chyba nic nie irytowało mnie bardziej niż ten fakt. Dlaczego każdy założył, że Hunter chciał mnie skrzywdzić? Czy oni w ogóle go nie znali? Niby był ich przyjacielem, a w tej restauracji patrzyli na niego jak na przestępcę.

– Wszystko się ułoży, mała. Pomarudzą, pomarudzą i dadzą wam spokój – przekonywała mnie.

– Ich zdanie mnie w ogóle nie obchodzi. To Hunter mi nie odpowiedział.

– Mówiłaś, że chciał, tylko nie zdążyliście, a potem wolałaś pobyć sama – zauważyła.

– Tak. Ale wiesz, że ja to zrobiłam tylko po to, żeby nie mógł mnie od razu zbyć? Chciałam dać mu czas, by też to przemyślał. Nie uroiłam sobie tego, okej?

– Okej. Czyli lubisz-lubisz Huntera Blackthorna. – Strzeliła do mnie sugestywnie brwiami, na co prychnęłam i przykryłam twarz poduszką.

– Czas opuścić ten kraj – podsumowałam. Mara wybuchła śmiechem, a mnie zalała kolejna fala obaw.

A co jeśli mnie odtrąci?


***


Następnego dnia obudziłam się z lepszą energią. Postanowiłam nie zadręczać się tym, co mogło nadejść, a pomóc temu, czego pragnęłam. Wczoraj miałam rację. Nie wymyśliłam naszych uczuć. Przypomniałam sobie słowa babci Mai na temat zakochanego Huntera. Nigdy nie widziała jego lepszej wersji i właśnie to odczuwałam od jakiegoś czasu.

Mało się kłóciliśmy, Hunter zawsze pojawiał się, gdy tylko go potrzebowałam, a wspólnie spędzany czas nie okazał się zmarnowanym.

Bo od kiedy wolałam wieczór w maseczkach przed telewizorem od imprezy do białego rana w klubie?

Najpierw do mojego serca wkradła się Maya. Ta mała, słodka istotka okręciła mnie sobie wokół palca i nie przesadzałam, kiedy mówiłam Hope, że ona jest moja. Tak właśnie czułam i jeśli chciałaby nazywać mnie kiedyś swoją mamą, to byłoby to dla mnie zaszczytem. Tego byłam pewna.

Z Hunterem było trochę trudniej. Nasza wieloletnia nienawiść powoli zamieniała się w tolerancję, a potem było już tylko gorzej. Bliskość, którą dzieliliśmy, zażyłość, z jaką przyszło nam się spotkać, ona powstała niespodziewanie. I choć trudno było mi to przyznać, nie chciałam się od niego oddalać.

Nie wiedziałam, co mógł przynieść nam los, ale chciałam spróbować, bo przy tej dwójce czułam się naprawdę szczęśliwa. A takiego uczucia nie zamierzałam wypuścić tak łatwo z rąk.

Natchniona melodia | Tom IVOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz