Rozdział 22

5.6K 541 72
                                    

#natchnionamelodiawatt na twitterze


Aria

Filadelfia zaczęła się powoli zamieniać w raj dla miłośników jesieni. Maya namówiła mnie nawet na spacer po parku i zbieranie liści. Podpowiedziałam jej, że możemy z nich zrobić kolorowe bukieciki, co bardzo jej się spodobało. Po drodze kupiłam nam też po gorącej czekoladzie i rogaliku z jabłkami. Zdecydowanie uwielbiałam tę porę roku, choć najlepiej czułam się wiosną.

Nadal dziwiłam się, że spędzanie czasu z Mayą przychodziło mi tak naturalnie. Jeszcze nigdy nie byłam zmuszona, by poświęcać tyle czasu dziecku i nie narzekałam na tę sytuację nawet przez moment. Maya była niezwykłą dziewczynką z ogromną wrażliwością, którą chciałabym ochronić przed całym światem. Nie chciałam myśleć o momencie, w którym ją kiedyś zostawię, a przecież było to nieuniknione.

– Robimy bukieciki! – Z zamyślenia wyrwał mnie rozochocony głos dziewczynki. Uśmiechnęłam się lekko, zdejmując z siebie płaszcz i wieszając go w przedpokoju.

– Najpierw myjemy rączki i jemy obiad, ale potem zrobimy najpiękniejsze bukiety na świecie, dobrze? – Uwielbiałam to, że zawsze znajdywałyśmy wspólny język. Nieporozumienia między nami były sporadyczne i nigdy nie wykraczały poza normy. Rozumiałam, że Maya była malutką dziewczynką, która miewała swoje momenty buntu, jednak miałam na to całkiem dobre sposoby i potrafiłam się z nią dogadać.

– Zjem bardzo szybko – zapowiedziała, a potem uciekła w stronę łazienki.

Z uśmiechem na ustach odłożyłam jej ubrania na miejsce i skierowałam się do kuchni. Sama również umyłam dłonie, a potem zajęłam się podgrzewaniem zupy, a raczej rozmrażaniem jej, bo tym razem poratowałam się awaryjnym rosołem z zamrażarki Huntera. Mężczyzna zapowiedział, że nie udało mu się niczego przygotować przez kocioł w pracy.

– Może się nie potrujemy – mruknęłam pod nosem, gdy zabrałyśmy się do jedzenia. Maya zmarszczyła uroczo nosek, wąchając zupę.

– Możemy się zatruć? – zapytała, więc zganiłam się w myślach za zbyt długi język.

– Nie, kochanie. To taki żart. Zresztą chyba nie taki śmieszny jak myślałam – wytłumaczyłam. Niestety po raz kolejny musiałam przyznać, że Hunter gotował całkiem dobrze. A szkoda, bo mogłabym się z tego ponabijać. Tak dla sportu.

– A jeśli zjem całą zupę, to zagrasz dla mnie na skrzypcach? Proszę, proszę, proszę – zaczęła powtarzać jak mantrę, składając dłonie w geście modlitwy.

– Zagram ci bez względu na to, czy zjesz zupę, Maya. Skoro sprawia ci to przyjemność...

– Tak! – zakrzyknęła radośnie, a potem i tak wsunęła tę zupę tak szybko, że nie zdążyłam porządnie zamrugać.

Cieszyło mnie, że mała lubiła moje koncerty. Miałam trochę za mało czasu na ćwiczenie, więc chwytałam się każdej wolnej chwili, a ona dużo mi ułatwiała. Nie przeszkadzało jej, nawet gdy fałszowałam, szukając dobrego dźwięku. Taki słuchacz to skarb.

– Dziękuję! Skończyłam – oznajmiła wesoło, po czym odsunęła się od stołu i pobiegła do salonu. – Przygotuję liście!

Zaśmiałam się w głos, również kończąc posiłek, a następnie odłożyłam naczynia do zmywarki, wyciągnęłam resztę potrzebnych przedmiotów z szafek i ruszyłam do tego szkraba. Tak jak zapowiedziała, znalazłam ją na dywanie przed mniejszym stolikiem. Rozkładała wszystkie liście kolorami i kształtami, ze skupieniem wyrysowanym na jej słodkiej buźce.

Natchniona melodia | Tom IVOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz