Rozdział 2

6.7K 426 28
                                    

#natchnionamelodiawatt na twitterze


Aria: siedemnaście lat

Hunter: trzydzieści lat


Aria

Nie skupiałam się na lekcji. Pani Martens zapewne mówiła coś ciekawego dla reszty klasy, bo nie słyszałam nawet jednego szeptu, ale ja byłam w moim świecie. Zamiast robić notatki, słuchałam uderzeń zegara wiszącego nad tablicą i liczyłam kolejne takty. Przekartkowałam zeszyt do samego końca, po czym nakreśliłam szybko pięciolinię z kluczem wiolinowym. Miałam wrażenie, że przez myśl przeszła mi odpowiednia kombinacja nut i nawet się ucieszyłam, ale gdy przyszło do przeniesienia ich na papier, zamarłam.

Zgubiłam je. Albo nigdy ich tak naprawdę nie miałam. Znów słyszałam jedynie szum klimatyzacji i łagodny ton nauczycielki.

Cholera jasna!

Kiedy zabrzmiał dzwonek, wszyscy zaczęli w pośpiechu zbierać swoje rzeczy. Pani Martens podeszła do biurka i odłożyła na nie czarny marker, którym przed chwilą pisała jakieś wzory na tablicy.

– Przypominam o pracy domowej na poniedziałek – powiedziała na koniec. – Życzę wam miłego weekendu.

Każdy z nas mruknął pod nosem odpowiedź i pożegnanie, a potem skierowaliśmy się do wyjścia. Podczas gdy większość moich rówieśników udała się do domów, ja skręciłam na salę gimnastyczną, ponieważ miałam dzisiaj zajęcia z szermierki.

Powitałam w drzwiach mojego instruktora, po czym przeszłam przez salę, na której ćwiczyło już paru uczniów i przebrałam się w biały strój w szatni. Za każdym razem, gdy zakładałam nylonową bluzę, spodnie oraz wszystkie elementy służące do obrony, czułam się jak płatny zabójca. Wyciszałam się, wchodziłam w trans skupienia i rozwagi.

Przymierzyłam w dłoni mój floret wykonany w stylu belgijskim. Zacisnęłam uścisk na krótkiej rączce, która została wyrobiona do kształtu ręki i wzięłam głęboki wdech. Gdy wyszłam z szatni, od razu skierowałam się na matę. Byłam lekko spóźniona – jak zwykle. Nie robili mi problemów, bo byłam naprawdę dobra w tym sporcie i często reprezentowałam akademię na zawodach.

Wykonałam parę ćwiczeń rozluźniających mięśnie i poćwiczyłam pchnięcia w samotności, a kiedy już dobrze się rozgrzałam, poproszono mnie na sparing. Stanęłam naprzeciwko jednego z moich najczęstszych rywali i uśmiechnęłam się pod maską.

– Jesteś gotowa na przegraną, Astor? – zapytał mnie chłopak, podpierając obie dłonie na lewym biodrze. Moim zwyczajem uniosłam maskę, obrzuciłam go lekceważącym spojrzeniem, po czym prychnęłam i znów zasłoniłam twarz.

– To nie ja ostatnio płakałam na podłodze.

– Bo to nie ty dostałaś w krocze, co przypomnę ci, że jest zabronione – odpyskował mi z kpiarskim wyrzutem.

– Każdemu może się zapomnieć – rzuciłam słodko, co skwitował jedynie gorzkim śmiechem.

Simon West potrafił zirytować człowieka. W akademii uchodził za złote dziecko. Uzyskiwał bardzo dobre wyniki w nauce, parał się kilkoma sportami, a do tego był niebrzydki. Dziewczyny ustawiały się do niego w kolejkach, co z resztą bardzo często wykorzystywał. Nie mogłam odmówić mu umiejętności. Za każdym razem, gdy razem ćwiczyliśmy, trudno nam było doprowadzić grę do końca z przewagą jednego gracza. I tutaj pojawiała się rzecz, która nas łączyła. Nie lubiliśmy remisów, dlatego graliśmy do wyczerpania sił. Obecnie prowadziłam jednym meczem i lubiłam mu o tym przypominać.

Natchniona melodia | Tom IVOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz