Rozdział 8

5.1K 458 55
                                    

#natchnionamelodiawatt na twitterze


Aria

Otworzyłam drzwi i wpuściłam przed sobą Mayę. Dziewczynka uparła się, że po pierwszej lekcji baletu nie zdejmie z siebie tiulowej spódniczki i przymaszerowała w niej do domu. Zaśmiałam się, gdy pierwszą rzeczą, jaką zrobiła po zdjęciu butów, okazał się mały piruet.

– Czyli lekcja udana, tak? – zapytałam, jakbym nie przyglądała się jej przez ostatnią godzinę.

– Tak! – zakrzyknęła wesoło, po czym podbiegła do moich nóg i mocno się do nich przytuliła. – Dziękuję, że namówiłaś tatę. Było super!

Zmarszczyłam brwi, gładząc ją po włosach. Patrzyła na mnie z iskierkami w oczach i już wiedziałam, dlaczego Hunter dał jej właśnie takie przezwisko.

– Ja nie przekonałam do niczego twojego taty. Sam podjął taką decyzję.

– Nieprawda. Powiedziałaś mu, że to dla mnie ważne. Dziękuję. Gdyby nie ty, tata by się nie zgodził – nalegała.

Nie chciałam myśleć, że moje marudzenie miało jakikolwiek wpływ na decyzję Huntera. Zapewne widział to, co ja, czyli zaangażowanie, z jakim mała podchodziła do baletu. Przecież on zawsze robił mi na złość.

– Raczej sama sobie na to zapracowałaś. Ile piruetów zrobiłaś w ciągu weekendu? – zapytałam i pstryknęłam ją w nos. Maya uśmiechnęła się szeroko i odskoczyła do tyłu.

– Dużo, bardzo dużo! – oznajmiła, po czym zaczęła mi pokazywać, ile mogło ich być.

– Tylko niech ci się nie zakręci w głowie. Nie chcę, żebyś zwymiotowała – zaśmiałam się.

Przeszłyśmy do kuchni, gdzie zabrałam się za przygotowywanie obiadu. Naprawdę nie miałam za dużych umiejętności, ale potrafiłam zrobić najprostsze potrawy i przekąski. Na szczęście dla mnie Hunter zawsze zostawiał mi przygotowany wcześniej posiłek, więc wystarczyło go tylko podgrzać.

Skubaniec całkiem nieźle gotował. Ucieszyłam się, gdy zobaczyłam warzywne chili w lodówce. Maya zdążyła umyć ręce i wrócić do kuchni w podskokach, a ja podgrzałam danie i postawiłam dwie parujące miski na stole.

– Uważaj, bo jest trochę gorące – uprzedziłam ją, obserwując, jak brała się za jedzenie. Trochę podmuchała na łyżkę i ostrożnie wzięła ją do ust, a potem lekko się uśmiechnęła. – Dobre? – zapytałam, po czym sama skosztowałam chili.

O mało nie jęknęłam, bo ciepły posiłek rozgrzał moje wnętrze i zachwycił mnie idealnie wyważonym smakiem.

Cholerny kucharz-policjant.

– Pycha. Tata bardzo dobrze gotuje, chociaż czasem nie pozwala mi jeść fajnych rzeczy. Wtedy jestem na niego zła – przyznała, kontynuując jedzenie.

– To musisz go wziąć na litość – rzuciłam, a mała od razu się zaciekawiła.

– Na litość? A co to znaczy?

– No wiesz, musisz go trochę zbajerować. Powiedzieć, że jest ci bardzo przykro, zrobić te twoje piękne smutne oczka, a nawet udać, że płaczesz. Tylko nie tak od razu wylewać morze łez. Raczej pociągnąć parę razy nosem i odwracać od niego wzrok. Jakbyś nie chciała, żeby zauważył twoich „łez" – wykonałam cudzysłów przy ostatnim słowie.

Natchniona melodia | Tom IVOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz