Deszcz

45 8 0
                                    

Padało, kiedy Polska czekał na samolot. Krople wody odbijały się od jego parasola w nieprzerwanym tempie. Mógł iść i schronić się na lotnisku, a mimo to stał tutaj, otoczony wodą. W deszczu było coś uspokajającego, czego nie mógł zignorować. Gdyby nie fakt, że właśnie ma lecieć do Stanów Zjednoczonych i nie chce wyglądać przed ich personifikacją, jak mokry szczur, w ogóle nie miałby parasola. W końcu nie jest z cukru, a poczucie wody na skórze było odświeżające, nawet jeśli ta była lodowata. I tak najpewniej by nie zachorował, ale jeśli już, to siedziałby w swoim łóżku, przykryty nadmierną ilością koców, z łzawiącymi oczami, drapiącym gardłem i zatkanym nosem, ale z poczuciem, że było warto.

Od kiedy odwiedził grób Rzeszy, zrobił się bardziej nostalgiczny. Myślał, że przeszedł swój etap żałoby i przestał wspominać przyjaciela, jednak zobaczenie jego miejsca pochówku, wydawało się ponownie uruchamiać ten nieznośny proces. Zbyt wiele razu ostatnio przyłapał się na nuceniu pieśni granych przez Niemca. Poza tym został zalany wspomnieniami o nim i jego ciało wydawało się podświadomie szukać jego ciepła. To było okropne na wiele sposobów, jednak nie mógł pokonać własnego mózgu. Mógł z nim walczyć, owszem, ale nigdy by nie wygrał, więc na razie pozwalał sobie na te krótkie momenty nostalgii.

Zmarszczył brwi, patrząc w niebo. Było całe szare, jakby chciało zabrać całą radość z tego świata. Na szczęście nie zapowiadało się na burze. Po prostu padało. Westchnął. Również padało, gdy znajdował gazety w domu Cesarstwa Niemieckiego, które informowały o niespodziewanych morderstwach, dokonywanych w Berlinie. Kiedy sprzątał, patrzył na nie kątem oka. Zbrodnie miały niejednolity charakter. Ktoś został uduszony, ktoś inny pobity na śmierć, ktoś zadźgany. Nie wydawały się mieć żadnego schematu. Ofiarą mógł popaść każdy, niezależnie od płci czy wieku. Nie doszukano się również żadnej przemocy seksualnej.

Morderca zawsze znikał bez śladu, nie pozostawiał po sobie żadnego DNA, żadnego przesłania. Po prostu martwe ciała, ukryte w kątach ciemnych uliczek. Zawsze, gdy Polska o tym czytał, padało. Być może dlatego, że była to jesień, ale II Rzeczpospolita lubił sobie tłumaczyć, że kiedy nadchodzi deszcz, morderca jest na łowach i pozwala reszcie świata ujrzeć swoje działania, pod deszczową osłoną. Tak też okoliczni mieszkańcy zaczęli na niego mówić. Deszcz.

Często, kiedy padało, Rzesza znikał. Może nie byli z Polską połączeni silną więzią, ale na tyle silną, że II Rzeczpospolita szukał go wzrokiem, gdy przechadzał się po upiornych korytarzach. Czasami rozmawiali. Rzesza często narzekał na Weimara, matkę, ogólnie na życie. II RP wtedy głównie przytakiwał i od czasu do czasu dodawał coś od siebie. Rzadziej dotykali się, gdy Polska o to poprosił. Sam Niemiec nigdy nie inicjował dotyku, ale też nigdy go nie odmawiał. Można więc uznać, że Rzesza nie zabije go za samo zapytanie o jego powiązania z Deszczem.

II Rzeczpospolita nie był głupi. Wiedział, że schadzki w deszczu Rzeszy i morderstwa mają związek. Wiedział, że Niemiec był do tego zdolny. Nigdy nie wykazywał się szczególnie silnym kręgosłupem moralnym. Sam Polska podczas ich pierwszego spotkania został prawie uduszony, więc tożsamość Deszczu wydawała się jednoznaczna. II RP na początku próbował używać metod perswazji, aby wymusić odpowiedź. Jednak każda jego sugestia, spływała po Rzeszy jak po kaczce. Wydawał się kompletnie obojętny na wszystko, co dotyczyło Deszczu. Być może nawet udałoby mu się udawać niewiniątko, gdyby nie fakt, że Polska go znał i widział, kiedy wymykał się z rezydencji w pochmurne dni.

Sprawa Deszczu nie dawała mu spokoju, choć doskonale wiedział, że nie powinien się zajmować tego typu rzeczami. Był niewolnikiem, jeńcem wojennym ograbionym ze zdania i wolnej woli. Jednak to wszystko nie zmieniło jego ciekawości, chęci zdobywania wiedzy, a przecież CN nigdy nie powiedziała, że nie wolno mu rozwiązywać kryminalnych zagadek w trakcie mycia okien.

Ród Przeklętej Krwi Where stories live. Discover now