Na granicy nicości

59 9 0
                                    

W pomieszczeniu było duszno. Zbyt dużo ludzi zebrało się w za małym pomieszczeniu. Wspólnymi siłami wypuszczali z płuc dwutlenek węgla, który powoli zatruwał powietrze, zanim te zdążyło się przefiltrować. Jednak tym razem ich obecność nie przeszkadzała Rzeczpospolitej. Tylko na skraju jego mózgu, istniała panika zbyt mała, żeby zdołała przebić się przez apatię i żałobę, która ciąży obecnie w kraju.

Korona nigdy nie był mu najbliższy. Nie ronił za nim łez i nie błagał niebiosa, żeby zwróciły mu ojca, tak jak to zwykli opisywać poeci. Jednak nie życzył Królestwu Polskiemu śmierci. Był jego rodzicem i kochał go, nawet jeśli nie była to typowa więź ojca z synem. Jednak nie był w stanie zrobić nic innego, niż stać w ciszy i wpatrywać się w prochy Korony. Nawet przemowa duchownego ucichła w tle nieprzyjemnego stanu derealizacji.

Poczuł rękę na ramieniu. Automatycznie zwrócił wzrok w stronę dotykającej go osoby. To była jego matka. Patrzyła na niego ze smutkiem w oczach. Wiedział, że kochała Koronę, inaczej oboje by się rozwiedli, jak to zwykle bywa u personifikacji. Rzeczpospolita pozwolił sobie oprzeć się na jej dotyku i dać sobie wzajemne pocieszenie. Chciał korzystać z jej obecności, póki jeszcze ją ma. Nie był głupi. Wiedział, że niedługo będzie musiała wrócić na front. Samo przyjechanie do Wawela, żeby zobaczyć, jak jej mąż jest chowany, było samo w sobie ryzykowne.

Wiedział, że będzie teraz polować na Wielkie Księstwo Moskiewskie bardziej zacięcie niż zwykle. Było oczywiste, że on zabił Koronę. Obaj walczyli, więc musiało skończyć się to śmiercią jednego z nich. WKM z jakiegoś powodu zaprzeczał faktowi, że zabił Królestwo Polskie. Mówił coś o jakieś czarnej krwi, jednak zanim ktokolwiek zdołał zbadać ciało Korony, te rozsypało się w proch. A co było bardziej prawdopodobne? Że nagle zagnieździła się w nim jakaś dziwna substancja, która go udusiła, niż że został zabity w pojedynku, podczas wojny, który obaj zorganizowali?

Rzeczpospolita czuł pewien niesmak, że Wielkie Księstwo Moskiewskie kłamał na tak delikatny temat. Jednak to samo w sobie nie miało już sensu. Korona nie żył. To jeszcze do niego nie dotarło. Widział prochy ojca przed sobą, a jednak nie mógł uwierzyć w jego śmierć, jakby zaraz miał zmaterializować się obok, żeby powiedzieć wszystkim, że to był żart. Nic takiego się nie wydarzyło. On nie żył. Nie żył, nie żył, nie żył.

Nie mógł przełknąć ani kęsa na stypie. Jego żołądek wydawał się całkowicie zamknięty i był pewien, że gdyby wziął coś do ust, natychmiast by to zwrócił. Więc jedynie obserwował rozmawiających ludzi i nie rzucał się w oczy, jak to miał w zwyczaju. Przynajmniej teraz nikt nie zwracał na niego uwagi. Wszyscy byli zbyt skupieni na śmierci Korony, żeby myśleć o jego zhańbionym synu.

Kiedy tylko upewnił się, że nikt nie zwraca na niego uwagi, wymknął się. Nagle Wawel wydawał się zbyt tłoczny, a jego zwykle wszechstronne ściany, przytłaczające. Miał wrażenie, że się w nich dusi. Potrzebował świeżego powietrza. Strażnicy go nie zatrzymywali, gdy wychodził z zamku na cywilne ulice. Był środek nocy, a księżyc rozświetlał mu drogę. Głęboko nabierał powietrza do płuc. Teraz gdy nie był tym wszystkim przytłoczony, był w stanie pozbierać myśli.

W jego głowie niespodziewanie narodziła się pewna kwestia. Skoro Korona nie żył, czy oznacza to, że teraz Rzeczpospolita go zastąpi? Oryginalnie miał władać narodami Polaków i Litwinów, więc również Rusinów. Czy to oznacza, że jego matka osunie się w cień, żeby dać mu władze? Automatycznie zadrżał ze strachu na tę myśl. Jeśli tak się stanie, to RON, zamiast niej będzie przyjmować większe ilości dafanis, co najpewniej szybko ją zabije. Nie chciał tracić drugiego rodzica. Jednak naprawdę nie wiedział, jak zamierzają to inaczej rozwiązać.

Niespodziewanie poczuł gwałtowne szarpnięcie w bok. Zamyślony, nie był w stanie zareagować wystarczająco szybko, zanim został wepchnięty w ciemną uliczkę. Jego krzyk szoku stłumiła ręka, która znalazła się na jego ustach. Kiedy próbował się wyrwać, ku jego zdziwieniu, ramiona obejmujące go nie ustąpiły. - Hej, hej! Spokojnie! To ja! - Rzeczpospolita natychmiast zamarł, słysząc znajomy głos. Dopiero teraz był na tyle przytomny, by dostrzec Imperium w świetle nocy. Jego twarzy była beznamiętna, ale oboje znali się na tyle długo, żeby RON rozpoznał w jego oczach zmartwienie. To one były zwierciadłem jego emocji i być może nawet sam Moskal nie zdawał sobie z tego sprawy.

Ród Przeklętej Krwi Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz