Sojusz

86 10 4
                                    

Polska czekał. Obserwował powolną podróż Słońca na niebie i jednocześnie wypatrywał samolotu. Wiedział, że przyszedł o kilka godzin za wcześnie, jednak nie miał nic przeciwko temu. Siedzenie w nie swoim domu nie robiło mu wielkiej różnicy w porównaniu do Portu Lotniczego.

Nikt mu tym razem nie towarzyszył. Chciał to załatwić sam, jak personifikacja z personifikacją, bez miast, Becka, ani tym bardziej prezydenta, którego rola sprowadzała się głównie do wyglądania ładnie i głoszenia tego, co mu napiszą wyżej postawieni. Dobrze było od czasu do czasu nie być pod presją innych i podejmować samodzielne decyzję.

Potem nadszedł szum. Znajomy szum, który Polska sam niedawno doświadczył. Otrzepał czarny garnitur oraz poprawił granatowy krawat i skierował się w stronę pasa. Obserwował spokojnie, jak samolot robił się z sekundy na sekundę coraz większy i wraz z tym zbliżał się do ziemi.

Turbulencje zapanowały, samolot zwalniał, aż w końcu się zatrzymał. Po chwili z wnętrza ukazał się Stany Zjednoczone, który przymykał oślepione przez słońce oczy. Jego włosy wyglądały na niemal białe w tak silnym świetle. Jego strój był mniej oficjalny niż to, co włożył Polska, ale wciąż był elegancki. Wszedł niechlujnie po schodach, a kiedy oswoił się już ze światłem, zauważył II RP.

Uśmiechnął się odruchowo i kiedy podszedł bliżej, II Rzeczpospolita odparł. - Witamy w moich ziemiach. Miło mi, że zechciałeś przylecieć. - Uśmiech USA się poszerzył.

- Oczywiście, trzeba uporządkować ten burdel - powiedział, a następnie wyciągnął dłoń w geście powitania. Oczy Polski rozszerzyły się ze zdziwienia, ciało spięło. Natychmiast uderzyła go panika i zaczął szukać wymówek, żeby uniknąć dotyku. Uspokoił się dopiero po kilku sekundach, kiedy przypomniał sobie, że wciąż nosi skórzane rękawiczki na dłoniach.

Ścisnął rękę Ameryki tak szybko, jak było to możliwe. Nawet bez bezpośredniego kontaktu skóry ze skórą, czuł ciepłe mrowienie na dłoni, ale jeśli Stany Zjednoczone zobaczył jego dziwne zachowanie, nie komentował. Potem Polska zaprowadził ich do auta, który miał ich zabrać do domu Poznania.

USA przez cały czas obserwował otoczenie z ciekawością w oczach. II Rzeczpospolita zauważył to i już przygotowywał się na riposty, gdyby chciał w jakimkolwiek stopniu skomentować biedotę jego kraju. Jednak na szczęście to nigdy nie nastąpiło. Drogę przebyli w całkowitej ciszy, a Polska nie mógł zdecydować czy jest to ten rodzaj dobrej ciszy, czy niezręcznej. Nie miał do tego wyczucia.

Poznań mieszkała w bloku. Chociaż wydawało się to mało dyskretne miejsce, to ściany były grube, a sąsiadujące mieszkania puste. Mało prawdopodobne, że ktoś bez ich słuchu byłby w stanie ich usłyszeć. II Rzeczpospolita wyjął klucz i otworzył drzwi. Poznań poinformowała go, że wyjdzie, żeby dać im przestrzeń, więc Polska nie spodziewał się spotkać otwartych drzwi.

Oboje zdjęli buty, wciąż w milczeniu. II RP miał wrażenie, że robi się coraz bardziej niezręcznie, więc zapytał. - Kawy, herbaty? - Stany Zjednoczone pokręcił w odpowiedzi głową. Potem usiedli naprzeciwko siebie na kanapach, które oddzielały się od siebie stołem. Polska już w myślach planował, co zamierza powiedzieć i od czego zacząć, jednak USA wyprzedził go w tym.

- Nie zrozum mnie źle, ale głupio byłoby pić coś od personifikacji, która w ostatnim czasie dokonała masowych otruć - stwierdził Ameryka. Ton jego głosu był żartobliwy i nie było w nim urazy ani groźby, jednak mimo to II Rzeczpospolita się spiął, a jego oczy stwardniały. Zastanawiał się przez chwilę czy grać głupiego, jednak zrezygnował z tego ze względu na tak pewny siebie ton USA.

- Skąd wiedziałeś? - zapytał Polska chłodno.

- Hej! Nie rób takiej miny, jakbyś chciał mnie zamordować. To naprawdę nic niezwykłego, że mam paru ludzi, którzy obserwują sytuację na świecie - tłumaczył Stany Zjednoczone najwyraźniej urażony tą wrogością.

Ród Przeklętej Krwi Where stories live. Discover now