Rozdział 22

38 3 11
                                    


Tymczasem w wanie, Hank i Jay wsłuchiwali się w prowokację Meghan. Kobieta nie była pewna na początku tego co ma robić, ale potem jakby przyszło wszystko naturalnie. Zaczęła atakować swojego ojca, ale tak, że Jay poczuł coś w rodzaju dumy. Meg była dobra w docieraniu do sedna problemu. Wiedziała jaką strunę szarpnąć by załagodzić lub eskalować sytuację. Tym razem musiała sprowokować ojca. Robiła to wyjmując najbardziej adekwatną kartę, wojsko. Każdy kto był żołnierzem choć przez chwilę, zareaguje na wspomnienie tego czasu. Nie inaczej było z ojcem Meg. Zdenerwował się gdy rzuciła w niego obelgą i wspomniała o jego heroicznym czynię. Ale potem...

- Kto z tobą jest? - zapytał pewnie. Meg zamilkła. Sierżant i detektyw synchronicznie spojrzeli na siebie, po czym bez słowa ruszyli do budynku. Wiedzieli, że to koniec prowokacji i nie ma co ryzykować życiem panny Heath.
- Sierżancie, może zaczekamy? - głos Upton rozległ się w radiu.
- Wy czekajcie w wozie, załatwię to z Jayem - odpowiedział podwładnej.

Chwilę później byli już na odpowiednim piętrze, przed właściwymi drzwiami. Jay złapał za gałkę po czym z impetem otworzył drzwi. Meghan od razu na nich spojrzała. Wyglądała na zaskoczoną, nie przypuszczała, że zjawią się tak szybko.
- Zostaw nas - powiedział zachrypniętym głosem do kobiety. Chciał się jej pozbyć z pola rażenia.
- Sierżant Voight. Oj, po co ten pospiech, moja córka może zostać - zaśmiał się Rolland Heath wstając i zapinając marynarkę.
- Meg - Jay wyciągnął do niej dłoń. Chciał aby wyszła, tak jak poprosił sierżant. Dziewczyna zerknęła tylko na ojca, który arogancko uniósł brew. Był pewny, że jego uparta córka nie opuści pomieszczenia. Jakie było jego zaskoczenie, gdy zobaczył ją idącą w kierunku policjanta.
- Same niespodzianki dzisiaj mnie spotykają - rzucił sam do siebie. Jay wyprowadził Meg z gabinetu i poinstruował by wyszła z budynku. Miał się nią tam zaopiekować Ruzek.  Sam Jay wrócił do biura radnego Heatha. - Halstead, dobrze pamiętam. Ranger, Afganistan... tak?
- Tak - odparł. - Pułkownik Heath - kiwną do niego głową jakby chciał się z nim przywitać.
- Wykorzystujesz moją córkę do tego by mnie dopaść... niskie zagranie.
- Tak jak wykorzystywanie żołnierzy z traumą do załatwiania brudnych spraw - odparł Hank.
- Nikogo nie wykorzystuje - powiedział pewnie. - Macie dowody?
- Jak tylko znajdziemy żołnierza, który do mnie strzelał...
- Więc to ciebie uratowała moja córeczka. Ha - zaśmiał się szyderczo. -  Zawsze lubiła mundurowych, po mamusi to ma.
- Dobrze, przynajmniej nie wdała się w ojca - odszczeknął się Jay. Drażniła go postawa Pułkownika. Był zły, że jeszcze kilka dni wstecz skoczyłby za nim w ogień. Nie takim go znał.
- Nie wiem co wam powiedziała Meghan - ewidentnie urażony zaczął wychodzić zza biurka. - Jednak póki nie zobaczę nakazu aresztowania i twardych dowodów nie chce was widzieć w moim otoczeniu. Jasne? - dodał pewnie. - A teraz wynoście się, muszę zadzwonić do adwokata zapytać, czy wasze zagranie nie jest aby nadużyciem siły. - Drwił z nich wiedząc, że ma przewagę. Hank klepną Jaya w ramię po czym opuścili gabinet, a potem cały Ratusz.
- Nie udało się - zawód na twarzy Halsteada dostrzegła panna Heath siedzącą w aucie z oficerami. - To moja wina.
- Hey! - Kevin odwrócił się do kobiety. - Zrobiłaś co mogłaś. - Heath podziękowała mu skinieniem głowy i bladym uśmiechem.

Dom Meghan

Jay odwożąc Meg nie odezwał się do niej ani słowem przez co kobieta myślała tylko o tym, że znów zawiodła przyjaciela. Chciałaby jakoś to wszystko naprawić, ale mętlik w głowie nie pozwalał jej racjonalnie myśleć. Przed oczami stał jej obraz ojca, który przejrzał jej zamiary. Czy przez te kilka lat tak dobrze nauczył się czytać ludzi? Czy może ona stała się zbyt przewidywalna? Może i jedno, i drugie. Fakt był taki, że ona poległa, a wydział dalej nie ma dowodów na to, że wojskowi są wykorzystywani do brudnej roboty. Gdy podjechali pod jej dom Meg spojrzała na Halsteada.
- Przepraszam - szepnęła. - Zepsułam wszystko.
- Nie koniecznie - wyznał. - Odsłonił się mówiąc, że mamy znaleźć dowody. To znaczy, że są jakieś. Teraz musimy tylko odszukać tych żołnierzy. - Zerknął na Meg, która ewidentnie załamana siedziała na miejscu pasażera. Bez zastanowienia złapał jej dłoń. - Nie przejmuj się tym - rzucił pewnie. Po czym przypomniał sobie słowa Rollanda. - Czy jest coś jeszcze co musimy wiedzieć o twoim ojcu?
- Muszę Ci coś pokazać - wyznała.

Po wejściu do domu najpierw sprawdzili czy jej matka jest w środku. Blondynka nie chciała by jej rodzicielka dowiedziała się co zamierza. Gdy znalazła notkę na lodówce o spotkaniu z przyjaciółkami w atelier odetchnęłam z ulgą. Zabrała Jaya do piwnicy. Tam na regałach obok stosu niepotrzebnych gratów stały kartony opisane wojskowymi symbolami i pieczęciami TOP SECRET.
- Co to? - zaciekawiony sięgnął po jedno z pudeł.
- Ojciec od lat zbierał akta personalne żołnierzy odesłanych do domu. Przez nasze życie przewinęło ich się setki. Gdy jeszcze służył pomagał im w odnalezieniu się po służbie. Załatwiał pracę, organizował spotkania i takie tam. Po tym jak odszedł z wojska, a właściwie jak po ciuchu uciekł, zaczął kontaktować się z niektórymi oficerami, ale nie mówił po co - wyznała. - Myślałam nad tym gdy byłeś w jego gabinecie. Mówił, że nie ma na niego dowodów. Ale wiem także, że zostawił te akta tu, bo nikt by ich nie szukał w tym miejscu.
- Myślisz, że znajdę tu nazwiska tych, którzy dla niego zabijali?
- Myślę, że znajdziesz tu dużo więcej niż tylko nazwiska - wyjaśniła.

Mimo, iż Meg zaproponowała przewiezienie tego na komisariat Jay nie chciał czekać. Zabrał się za przeglądanie kartonów z takim zaangażowaniem, że kobieta nie chciała mu przeszkadzać. Pomogła mu czytając niektóre z nazwisk i powodów zwolnienia. Detektyw lepiej wiedział kogo szukają niż ona sama.
- Jesteś pewny, że dasz radę ogarnąć to sam? - zapytała niosących mu kawę. Było już po czwartej. Siedzieli nad tym dobre pięć godzin. - Może jednak zadzwoń do Voighta.
- Zostały trzy pudełka - powiedział trzaskając o jedne z nich aktami kolejnego wojskowego. Większość z nich była Rangerami. Rozejrzał się dookoła zabierając kubek z dłoni Meg. - Jeśli pozwolisz skończę to tu. Ty możesz iść na górę.
- Jay - uśmiechnęła się do niego. - Nie przeszkadzasz mi w niczym. Po prostu widzę jak zaangażowany jesteś w to wszystko. Martwisz się każdym niepasującym oficerem - dotykając jego ramienia chciała okazać swoje wsparcie. - Daj sobie na wstrzymanie. Odetchnij głęboko i pomysł, czy nie lepiej będzie jak Ruzek lub Burgess przyjadą ci pomóc? - patrząc na łagodna twarz kobiety serce detektywa zabiło mocniej. Jej uśmiech był jak promienie słońca wpadające do tej ciemnej piwnicy. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Poczuł się zakłopotany. Spojrzał na jej dłoń, która spoczęła chwilę temu na jego barku. Odsunęła ją natychmiast po tym, a sama zalała się rumieniem. - Przepraszam.
- Nic się nie stało - odparł. - Masz rację. Zadzwonię do Hanka. - Dumna z siebie usiadła na stole wyjmując kolejne dokumenty. - Meg - czekając na jej reakcję kilka razy zrezygnował z tego co naprawdę chce powiedzieć. Gdy jednak podniosła na niego swoje szare oczy odwaga przyszła sama. - Dziękuję.

Godzinę później rozległo się głośne pukanie do drzwi. Meg zeskoczyła ze stołu odkładając akta na stos tych, które były zbędne.
- Mówiłeś żeby nie pukali? - spytała. Jay potwierdził. - Pewnie nie chcą być niegrzeczni - dodała z uśmiechem. Otrzepała się z kurzu znikając za drzwiami. Jay sięgnął po kolejne akta czytając przebieg służby i nazwisko kolejnego wojskowego. Uwagę przykuł mały znaczek obok nazwiska oficera Barry'ego Portera. Była to gwiazdka narysowana czarnym długopisem. Gdzieś wcześniej widział już taki znaczek. Zajrzał na stos akt jakie odrzucił i przekopał by znaleźć to jedno nazwisko. Steve Cornell. Przy jego nazwisku także była narysowana gwiazdka. Zbieg okoliczności? Nagle w eterze rozległ się stłumiony dźwięk strzału, a po nim jakby upadające na ziemię bezwładne ciało.
- Meg - szepnął i ruszył na górę.



No to zaczynamy równie pochyłą! 
Zostawcie po sobie ślad! 

Ordinary LOVE - Chicago PD Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon