Rozdział 12.

44 5 6
                                    


Kilka dni później.

Od spotkania z przystojnym policjantem w cukierni, Meg nie mogła przestać o nim myśleć. Była zła za to, że ją okłamał, ale to nie zmieniło faktu jak dobrze się czuła w jego towarzystwie. Widziała go raptem trzy razy w życiu, w tym raz leżącego na schodach chwilę od śmierci, ale to wystarczyło by to jego twarz znalazła się w jej pierwszej myśli po przebudzeniu. Zdając sobie sprawę z tego, iż detektyw jest żonaty, nie robiła sobie nadziei na cokolwiek. Próbowała nawet zdusić w sobie to co poczuła, ale ciężko było jej znaleźć odpowiednie argumenty.  Sama karciła się za jej ostatnie zdanie wypowiedziane tamtego dnia do detektywa. Zachowała się źle, ale co mogła poradzić. Chciałaby po prostu zobaczyć go jeszcze raz by zapytać go osobiście, dlaczego ukrył przed nią swój stan cywilny, gdy ona opowiedziała mu o sobie prawie wszystko. Liczyła na racjonalną odpowiedz. Może na taką, która pozwoli jej skreślić Halsteada na zawsze. Policjant jest żonaty, a w dodatku zna jej ojca i uważa go za porządnego człowieka. Czy to już nie powinno jej odstraszyć? Czy jakiś porządny facet mógłby znając jej ojca powiedzieć coś takiego o nim? Zastanawiała się czy to wojskowa solidarność, a może Jay był mężczyzną  podobnym do jej ojca. Może był gotów zdradzić żonę ze swoją wybawicielką bez wyrzutów sumienia?

Wiele teorii zrodziło się przez ostatnie kilka dni w głowie Meghan. A w dodatku koledzy detektywa, którzy zjawili się w jej progu któregoś sobotniego poranka sprawili, że jej psychika całkowicie legła w gruzach. 


Zmęczona dniem poprzednim chciała odespać spędzone na wybieraniu kolejnego cateringu i ozdób na przyjęcie urodzinowe matki. Niestety, ktoś głośnym pukaniem przerwał jej sen. Kobieta miała co raz mniej czasu na przygotowanie imprezy, a co rusz coś się nie składało w całość w dodatku teraz została pozbawiona sny. Zaspana otworzyła drzwi tylko po to by wyzwać przybysza od idiotów, a potem wrócić do łóżka kontynuując sen.

- Oszalałeś? - warknęła otwierając drzwi na oścież. Stała za nimi parka. Kobieta o kasztanowych włosach spiętych w wysoką kitkę, oraz mężczyzna z blond czupryną i kilkudniowym, zaniedbanym zarostem. - A państwo w jakiej sprawie?

- Meghan Heath?  - spytała brunetka.

- Tak.

- Oficer Ruzek i Burgess. Chicago PD. Jesteśmy w sprawie strzelaniny na Wabash. Mamy nagrania jak wybiega pani z cukierni nieopodal miejsca przestępstwa. Chcemy zadać kilka pytań - dodał mężczyzna.

- Oh - zaskoczona wpuściła gości do środka. - Dacie mi chwilkę, ogarnę się i zejdę do państwa. - policjanci zgodzili się. Nie mieli podstaw podejrzewać, że kobieta ucieknie. W czasie gdy Meg poszła na górę się przebrać oni rozejrzeli się po parterze. Dostrzegli kilka zdjęć na komodzie w tym jedno kobiety z ojcem.

- To naprawdę córka radnego - szepnął Adam myśląc że robi to dyskretnie.

- Zostaw to - westchnęła Kim. - Nie po to tu jesteśmy.

- Tak wiem...

- Jestem. Dziękuję za cierpliwość. - Meg całkowicie w innej odsłonie pojawiła się na dole jak mówiła po kilku minutach. - Kawy?

- Nie dziękujemy, Pani Heath. - Burgess chciała przejść do rzeczy. - Proszę odpowiedzieć na kilka pytań.

- Oczywiście, słucham.

- Była pani w Cukierni "Słodko-Słono" dwunastego sierpnia?

- Chodzę tam prawie codziennie - zaśmiała się. - Tak byłam tam wtedy.

- Była tam pani w godzinach rannych, popołudniowych?

- Trochę przed południem, nie pamiętam dokładnie. - odparła - Ale mówili państwo, że mają nagranie, więc wiecie o której, kiedy i gdzie byłam.

Ordinary LOVE - Chicago PD Where stories live. Discover now