Rozdział 10.

44 6 8
                                    

Po wyjściu detektywa w Meg pozostał niesmak. Atrakcyjny facet, taki jak Jay, nie zostaje długo sam. Kobieta zdawała sobie z tego sprawę, ale emocje krzyczały mocniej niż rozum. Przez ułamek sekundy miała wrażenie, że zainteresowanie detektywa jest dla niej komplementem. Jednak teraz... Teraz jest jej wstyd za jej myśli i to jak odebrała jego zachowanie. W sekundzie zmieniła zdanie o Halsteadzie. Uznała, że celowo nie zająknął się ani słowem o swoim małżeństwie, bo liczył na coś z jej strony. Ustawiała go na równi z facetami pokroju jej byłego. Przypisywanie detektywowi celowości w tym co robił było przesadne i z tego Meg też zdawała sobie sprawę.  Nie zmieniło to faktu, że postanowiła iż to było ostatnie jej spotkanie z detektywem. Nie chciała więcej mieszać sobie w głowie. Zapłaciła za swoje zamówienie po czym wyszła z ulubionej cukierni.



W tym samym czasie. Miejsce zbrodni.

Ruzek wraz z Burgess przeszukali cały dom, w którym zniknął napastnik. Znaleźli kilka świeżych - czyli kilkudniowych - śladów butów na zakurzonej podłodze, jakiś fragment materiału zahaczony o wystający gwóźdź i jeszcze kilka innych rzeczy. Zebranie wszystkiego zajęło im chwilę, a potem  skrzętnie zapakowali to do auta.

- Pamiętasz tą kobietę z nagrania? - Kim pytając patrzyła w dół ulicy. W miejsce gdzie kawałek dalej mieściło się skrzyżowanie z monitoringiem. - To chyba tam jest ta cukiernia?

- Chcesz to sprawdzić? - Adam niechętnie by to zrobił. Chciał wrócić na posterunek, po drodze podrzucając dowody do analizy. Jednak Kim przytaknęła, więc zamykając bagażnik  podążył za partnerką.

Szli przed siebie wymieniając się poglądami na temat tego co znaleźli. Kilka z śladów było kluczowych, tak im się wydawało. Miejsce gdzie napastnik oparł broń - jak się domyślali karabin snajperski - było najbardziej eksploatowane. Dużo wytartych miejsc i nagranie jakie widzieli wcześniej pozwalało im przypuszczać, że strzelec się spieszył. Dlatego mieli nadzieję, że  popełnił przy tym jakiś błąd i zostawił coś po sobie. Jeśli im się poszczęści może nawet znaleźli jego DNA.
Dochodząc do cukierni Kim nagle przystanęła. Zatrzymała także Adama, na co oficer nerwowo westchnął. We wnętrzu dostrzegła kobietę siedzącą w towarzystwie mężczyzny. Jak jej się wydawało to mogła być ta kobieta z nagrania. To nie było wcale takie pewne, ale co było pewne to to, że towarzyszy jej sam Halstead. Kim poznała przyjaciela mimo iż siedział tyłem. Mógł to być każdy inny podobny do niego gość, ale czy temblak na ramieniu, w które postrzelono detektywa to także przypadek?

- Czy to jest..? - chciała się upewnić, że widzi to co widzi. Ruz także zdążył podążyć wzrokiem za spojrzeniem Kim i odniósł to samo wrażenie.

- Halstead?  - Adam zachowawczo zrobił krok w tył. - Co on tu robi?

- Najwyraźniej rozmawia z naszym potencjalnym świadkiem.

- Co teraz? - Ruzek chciał skonfrontować się z przyjacielem. Nie widział w obecności Halsteada w cukierni nic dziwnego, prócz faktu, że znów nie słucha zaleceń lekarza i biega po mieście zamiast leżeć. Nie był jednak  zaskoczony. Po tym jak dostarczył mu samochód pod dom wiedział, że Jay znów kozaczy. Gdyby miał okazję być z nim szczery powiedziałby mu co o tym myśli.

- Zaczekajmy, albo... - Kim wpadła na inny plan. - Wracajmy na komendę. Powiemy o tym sierżantowi. 

Przed komisariatem, zobaczyli jak Hailey wychodzi z wnętrza z torbą na ramieniu. Pewnie chciała wrócić do domu na lunch. Jay miał siedzieć samotnie w domu, więc nic dziwnego, że jego żona chciała spędzić z nim chociaż pół godziny na wspólnym posiłku. Tyle, że oficerowie wiedzą, że Jaya nie ma w domu.

- Powinniśmy jej powiedzieć? - Kim zmartwiona sytuacją przyjaciółki biła się z myślami. Od czasu gdy dowiedziała się jak zginął Roy i jak długo wszyscy ukrywali to przed nią straciła odrobinę zaufania do przyjaciółki. Do szefa mogła mieć pretensje, ale nie zdziwiła jej jego skrytość. Natomiast Hailey to co innego. Miała jej to za złe, chociaż nie zamierzała się nijak na niej odgrywać. Teraz dostrzegała ile dzieje się między małżonkami i współczuła Upton. 

- Myślisz, że się nie zorientuje gdy wróci do domu? - Ruzek spojrzał na Kim widząc jej zmartwienie. - Niech załatwią to sobie sami. Mamy co innego do roboty. - Po tym jak oboje zgodzili się ze sobą ruszyli w kierunku komisariatu. Teraz musieli podzielić się tym co wiedzą z szefem.



Hank skupiony słuchał co mają mu do powiedzenia jego podwładni. Cieszył się, że w końcu coś mają. Najdrobniejszy ślad, mógł być kluczowy by doprowadzić sprawę do końca. Oficerowie byli bardzo rzeczowi, do momentu gdy w porozumiewawczym spojrzeniu starali się zgodzić ze sobą, że robią dobrze.

- Jest jeszcze jedna rzecz - zaczął Adam. - Poszliśmy zobaczyć tą cukiernie z nagrania. Tą, z której wybiegła kobieta tuż po strzelaninie.

- I? - Hank nie słynął z cierpliwości. Owijanie w bawełnę nigdy nie wchodziło w grę, jaki chodziło o ukrywanie informacji przed nim. W drugą stronę działało to bardzo często. Jednak każdy zdawał sobie sprawę, że taka już natura szefa.

- Wydaje nam się, że znaleźliśmy ją - kontynuowała Kim. - Tyle, że w cukierni siedziała w towarzystwie Jaya.

- Słucham - na te słowa sierżant wyprostował się. Wspomnienie podwładnego, który miał odpoczywać, a zamiast tego krąży wokół miejsca zbrodni działało na jego nerwy. - Jesteście pewni?

- Nie widzieliśmy twarzy, ale szefie, Jaya poznamy wszędzie. Poza tym temblak na ramieniu wydaje się idealnym dowodem, że to on.

- Co on tam robił?

- Nie pytaliśmy - odparł Adam, lekko zaniepokojony. - Wygladało na to, że rozmawiali. - po chwili dodał - Najpierw chcieliśmy to skonsultować z tobą. - Zastanawiał się czy to nie błąd, że zrezygnowali z konfrontacji.

- Dobrze. - Hank miał w głowie kilka teorii dlaczego Halstead znów łamie polecenia. Między innymi przypomniał sobie o czymś, co stało się w dniu gdy detektyw wyszedł ze szpitala. - Póki co, zostawcie to na razie dla siebie.

- Co ma szef na myśli? - Kim poczułam ukłucie w sercu. Po sprawie z Royem Hank obiecał jej, że nie będzie już żadnych tajemnic w zespole. Okazuje się, że chyba nie dotrzyma tej obietnicy. Voight wyczuł jej niepewność. Zganił się w duchu za formę jakiej użył mówiąc to co chciał powiedzieć.

- Czy w jakimkolwiek raporcie wspomnieliście o tamtej kobiecie? - oboje zaprzeczyli. - Nie róbcie tego. Chcę wiedzieć najpierw kim jest i dlaczego Halstead z nią rozmawiał. Nie wiemy, czy kobieta coś widziała, ale możliwe, że to nasz jedyny świadek. - Wyjaśnił. - Chcę mieć pewność, że nie wystraszymy jej i będzie bezpieczna. Rozumiecie? - policjanci przyjęli jego punkt widzenia. Chociaż czuli drugie dno w tej wypowiedzi, nie zapytali o to. Wiedzieli, że Voight dba tu nie tylko o świadka, ale przede wszystkim o Jaya. - A i nie wspominajcie o tym Hailey- dodał. - Chcę to załatwić bez jej ingerencji. - Tego też się już domyślili. Przytaknęli na prośbę sierżanta i wyszli z jego gabinetu. Zostawiając mu czas do namysłu. A miał teraz wiele do obmyślenia. Chciał od razu zadzwonić do Jaya, potrzebował powiedzieć mu co myśli o jego zachowaniu. Nie mógłby normalnie funkcjonować martwiąc się czy właśnie jego podwładny robi coś za jego plecami. Tyle, że relacją między nim a detektywem jest na nowym etapie. To wszystko jest świeże i kruche. Nie powinien wyskakiwać z oskarżeniami, których najpierw nie potwierdzi. - Burgess sprawdziliście nagranie do końca? - spytał wychodząc z gabinetu.

- Tak - westchnęła. - Napastnik odjechał w kierunku skrzyżowania, ale tablice były fałszywe. A i kierowca dobrze się maskował.

- Zajmijcie się dowodami z tego budynku, furgonetką i całą resztą.  Ja zajmę się tą drugą sprawą. - Zatrzymał się tuż przy schodach. - Jak tylko dowiem się czegoś dam wam znać, będziecie mogli przesłuchać tą kobietę. - Kim w lekkim szoku uśmiechnęła się. To było coś nowego. Hank był z nimi szczery. Spojrzała na tak samo zaskoczonego Ruzeka. Bez słów zgodzili się, że Hank idzie jednak na przód. 




Miały być dziś dwa, ale jest tylko jeden. Zostawcie po sobie ślad! ❤️


Ordinary LOVE - Chicago PD Where stories live. Discover now