Rozdział 23

27 3 4
                                    

Rayan przez dłuższą chwilę się zamyślił i podszedł zdecydowanym krokiem do Louisa któremu ewidentnie dalej coś nie dawało spokoju. Siedział na dość sporej kanapie patrząc bez słowa w jeden punkt.

-Adele idź do jakiegoś pokoju, obojętnie jakiego. -powiedział Rayan który jak najszybciej chciał się mnie pozbyć. Zapewne chciał porozmawiać z Louisem na osobności co wydawało mi się nieco dziwne, ale nie wykazałam żadnego zainteresowania tą sytuacją. Postanowiłam lekko się rozejrzeć po tym całym miejscu skoro mam tu przez jakiś czas narazie mieszkać.

-Mamy problem i bardzo dobrze wiesz jaki. To, że narazie zatrzymamy się tutaj, nie da nam za wiele. -odezwał się po chwili.

-Dla ciebie on jest problemem. Nie dla mnie.

-Przestań pie*dolić jakieś głupoty. Zakochałeś się w nim po pijaku i myślisz że on ciebie też chce. 

-Bo... jestem przekonany że chce. -odpowiedział cicho szatyn.

-Jesteś idiotą. -zaśmiał się Rayan. -Albo wiesz co? Rozkochaj go w sobie żeby dał spokój mojej Adele i nie krzyżował nam więcej planów. -dodał po chwili nieco z ironią. -Nawet tego nie potrafiłbyś zrobić..

-Cały czas próbuje, ale nie robię tego dla ciebie dziadzie stary, tylko dlatego że coś do niego czuję.

-Ja stary dziad? Jestem rok od ciebie starszy. -prychnął ale widocznie był lekko zakłopotany.

Zapadła chwila ciszy. Nie wyglądało na to, żeby któryś z nich miał zamiar się teraz odezwać. Siedzieli w kompletnej ciszy oderwani od rzeczywistości, zatapiając się we własnych myślach.

-Chyba mam pomysł. -odezwał się po dość dłuższej chwili Rayan. -Jak sami nie możemy się go pozbyć, to czemu tego komuś nie zlecimy?

-Co k*rwa?! -krzyknął zdenerwowany Louis. -Posłuchaj mnie ty fałszywy ch*ju, była mowa tylko o tym że miałem pilnować dziewczyny a ty i tak wkręciłeś mnie w jakieś swoje chore laboratorium i strzykawki. A poza tym.... -nie dokończył bo zostało mu odrazu przerwane.

-Tak wiem co chcesz powiedzieć. Nie pozwolisz mu umrzeć. Ale ja nie będę się z tobą użerać i bawić w twoje miłosne gierki. Albo pomagasz mi i jesteś po mojej stronie albo sprzedam ci kulkę w łeb.

Szatyn był dość zorientowany. Zupełnie się tego nie spodziewał ale jednocześnie nie miał zamiaru odpuszczać. Posłusznie przytaknął Rayanowi wiedząc  oczywiście, że zrobi inaczej.

-To skoro mamy już to wyjaśnione to...  Nie możemy zwlekać z tym niewiadomo ile. Kogo wyślemy żeby się nim zajął? 

-Masz w ogóle taką osobę której mógłbyś powierzyć to zadanie? -zaśmiał się lekko Louis.

-Wszystko da się ogarnąć i znaleźć.. -odpowiedział dumny ze swojego pomysłu Rayan. -Wiemy dobrze, że tego sku*wysyna nie da się wziąć z zaskoczenia a poza tym on wszystkiego się za szybko domyśla, dlatego plan jest taki, że niezależnie od tego jakiej płci pójdzie osoba, ma sprawić żeby zaczynało coś między nimi iskrzyć. On ma się w tej osobie zakochać, a potem wszystko pójdzie całkowicie łatwo.

-Zakochać? -zapytał z niedowierzaniem zdenerwowany szatyn zaciskając ze złości pięści. -Nie zgadzam się na to.

-Ty się do tego nie nadajesz, a twoja zazdrość mnie akurat najmniej obchodzi.

-Nie pozwolę na to. Nie pozwolę. -powiedział głośno w myślach Louis.

NATHAN

Drzwi od mieszkania trzasnęły z hukiem.
Mojej złości i rozczarowania nie dało się opisać słowami. Byłem cholernie zmęczony i przytłoczony całą tą sytuacją, a czekała mnie jeszcze za niecałą godzinę praca. Runąłem zmęczony na łóżko doskonale wiedząc, że powinienem się już zbierać.

Ostatni krok do Miłości Where stories live. Discover now