Rozdział 10

17 3 2
                                    

NATHAN

-To jaki masz pomysł? -zapytałem licząc na jakąś sensowną odpowiedź.

-Tak odrazu to ja nic nie wymyślę. Kilka dni potrzebuje. -odpowiedział Martin ponownie biorąc puszkę z niedopitym jeszcze piwem.

-K*rwa kilka dni? Za kilka dni to ona już może dawno być martwa.

-Spokojnie, Przecież skoro ten typ ją kocha to nie będzie wstanie jej nic zrobić. -próbował mnie uspokoić.

-On już raz ją postrzelił. Tak to jest jak gówniarze mają dostęp do broni.

Przez jakiś czas zapadła cisza a Martin się zamyślił.

-Chętnie bym się znowu pobawił w mordercę i z okrucieństwem zamordował tego psychola. -odpowiedział po chwili.

-Na jego śmierci też mi teraz zależy, ale na ten moment najważniejsza jest Adele.

-Zmieniłeś się. -powiedział już nieco mniej zaskoczony. -Nigdy nie widziałem, żeby na kimś aż tak ci zależało.

-To teraz widzisz.

-Dobra ja się już zbieram. -odpowiedział i zaczął już wstawać. -Podwieziesz mnie?

-A nie mówiłem żeby k*rwa się nie upijać?

Martin nic nie odpowiedział i podał mi do ręki kluczyki od swojego samochodu.

-Nie jestem prywatnym kierowcą. Autobusem pojedź.

-Podwieziesz i odrazu jak wrócę do domu to zacznę myśleć nad planem. -odpowiedział.

Mimo wszystko się zgodziłem i poszłem szybkim krokiem w stronę drzwi, żeby jak najszybciej mieć to już z głowy.

ADELE

Rayan prowadził mnie przez długi korytarz który wydawał się nie mieć końca. Zauważyłam, że nie idziemy w stronę wyjścia co zaczęło mnie trochę niepokoić. Szliśmy w kompletnej ciszy a im bardziej oddalaliśmy się od pokoju, tym mniej było słychać jakiekolwiek głosy. Szarpanie i tak by mi nic nie dało dlatego z wielką niechęcią dalej szłam w milczeniu.

Po chwili poczułam jak Rayan złapał mnie lekko za rękę i odrazu przyciągnął
do siebie.

-Co ty znowu zaczynasz? -zapytałam.

Nie zdążyłam nic zrobić bo odrazu przyłożył mi gazę z środkiem nasennym.

_______________________

Obudziłam się w zupełnie innym pomieszczeniu. Potrzebowałam chwili, żeby dać radę się po nim rozejrzeć.

-Co ten idiota wymyślił? -powiedziałam sama do siebie starając się nie panikować.

Na początku zwróciłam uwagę na to, że byłam przywiązana liną do krzesła co strasznie mi przeszkadzało i krępowało ruchy.

-Moja księżniczka się wkońcu obudziła. -usłyszałam głos Rayana który właśnie niespodziewanie pojawił się przede mną.

-Co ty odwalasz?

-Teraz nie będziesz miała jak uciec kochana. -powiedział po czym lekko się uśmiechnął.

Myślałam, że zaraz zasłabne. Strasznie kręciło mi się w głowie i zaczęłam widzieć podwójnie. Nie umiem opisać gdzie dokładnie byłam, bo tak naprawdę nigdy nie widziałam tego miejsca na oczy ale mogłam tylko stwierdzić, że znajdowałam się w jakiejś opuszczonej części budynku.

-Rozwiąż mnie chociaż. -powiedziałam ledwo żywa.

-Nawet o tym nie myśl. Wtedy byś mi uciekła. Pobędziesz tu jakiś czas, a ja muszę się jeszcze zabrać za tego twojego sku*wysyna.

Zadrżałam na samą myśl o tym, że będę musiała tu siedzieć sama w takich warunkach. Wolałam już być w pokoju hotelowym ale przynajmniej teraz mam nadzieję, że chociaż nie będę tak często musiała oglądać Rayana.

-Będzie do ciebie czasem przychodzić Louis. Ja muszę załatwić kilka spraw. -powiedział po czym wyszedł i zatrzasnął drzwi, które nawet nie przypominały drzwi tylko ruiny.

-Adele myśl, myśl. -powtarzałam sobie w myślach. -Co by Nathan zrobił na moim miejscu?

-A no tak, on by przecież zabił. -zorientowałam się i straciłam już kompletnie nadzieję. -Chwila.... Zabił? -zaczęłam się lekko rozglądać dookoła siebie.

Wpadłam na idealny pomysł który mógł wypalić. Liczyłam, że znajdę jakiś ostry przedmiot do którego po pierwsze, będę wstanie dosięgnąć, a po drugie udałoby mi się nim przeciąć tą line i zaatakować Rayana. Obok mnie, stał niewielki stolik na którym znajdowały się różnorodne strzykawki.

-On bawi się w jakieś laboratorium, czy co?

Byłam wstanie do nich sięgnąć, ale w dalszym ciągu nie było to to, czego potrzebowałam. Próbowałam bardziej wysilić swój wzrok żeby cokolwiek zobaczyć w tych ciemnościach. Nie były to tak zupełnie ciemności, bo na szczęście znajdowało się tam niewielkie zakratowane okno, które wpuszczało chociaż niewielką ilość światła.

Zaczęłam się z każdą minutą czuć coraz gorzej. Niepewnie znowu spojrzałam na podejrzane strzykawki.

-Cholera... On mi coś wstrzyknął.

Dziękuję wszystkim którzy dotarli do końca rozdziału za przeczytanie. Bardzo bym prosiła o pozostawienie gwiazdki oraz komentarza. To motywuje mnie najbardziej do kontynuacji<3









Ostatni krok do Miłości Kde žijí příběhy. Začni objevovat