Rozdział 22

24 3 2
                                    

ADELE

-Wstawaj i idziemy. Bez żadnej próby ucieczki, jasne? -powiedział Rayan wchodząc niecierpliwie z powrotem do pomieszczenia. Widać było po nim, że był kompletnie zdenerwowany i wszystko robił w pośpiechu.

-Nie będziesz mi rozkazywać.

-Ty się lepiej ciesz. -parsknął złośliwie śmiechem. -Od dzisiaj zmienisz chwilowo swoje miejsce zamieszkania.

Nie miałam czasu żeby bardziej zagłębić się w sens jego wypowiedzi. Nie do końca rozumiałam o co mu dokładnie chodziło. Czy już wracamy do Londynu, czy mam jeszcze jakąś szansę i chociaż nie będzie mnie przetrzymywać w tej "piwnicy" tortur raz po raz wstrzykując mi zapewne substancje osłabiające organizm.

-K*rwa rusz się! -szarpnął mnie energicznie za ramię, jednocześnie wyprowadzając na siłę przed drzwi których drzwiami jednak nazwać się nie mogło.

Przez lekko zamglone oczy, widziałam tylko rozciągający się daleko w ciemnościach szeroki korytarz ze skrzypiącą podłogą, która wydawała drażniący dźwięk za każdym nawet najmniejszym naciskiem. Dalej jednak nie mogłam dokładnie sprecyzować gdzie jestem. Całe to miejsce wyglądało jak ruiny, które lada chwila mogły się całkiem rozsypać. Z wszelkich zamyśleń wyrwała mnie obecność kolejnej osoby. Był to nikt inny jak Louis, który teraz zamiast swojego przyjaznego wyrazu twarzy który jednocześnie skrywał mnóstwo tajemnic, stał przytłoczony rozmawiając niechętnie o czymś z Rayanem. Oboje nie zwiastowali nic dobrego co dokładnie można było zauważyć po ich dosyć dziwnym i niecodziennym zachowaniu. Rayan tak jak zawsze był pewny siebie, teraz w jego spojrzeniu można było ujrzeć poprostu strach.

-Jesteś pewny, że już tam ich nie ma? -zapytał Rayan próbując ukryć nerwowe drżenie w swoim głosie.

-Napewno. -odpowiedział lekko załamany szatyn. -Zresztą sam widziałem jak odchodzili do samochodu.

-Dla pewności, ty idź pierwszy. Może chciały nas sku*wysyny zmylić.

Mimo, że nie wiedziałam o kim lub o czym rozmawiają, nie trudno było się domyśleć, że jest to powiązane ze mną. Ktoś mnie zapewne szuka a co do osoby która to była, nie miałam już najmniejszych wątpliwości.

Rayan po jeszcze krótkiej wymianie zdań, szybko pociągnął mnie w głąb korytarza jednocześnie zanurzając się w całkowitej ciemności. Droga jednak musiała być całkowicie prosta i prowadzić tylko w jedną stronę, bo inaczej nie byłoby opcji, że ktokolwiek by się tu odnalazł. Po chwili w oddali można było zauważyć lekkie światełko. Moje oczy które po kilku dniach spędzonych w środowisku które otaczała ciemność, reagowały bardzo wrażliwie na chociażby jeden bardziej jaskrawy element.

Po jakimś czasie przemierzania drogi i zatapiania się bardziej w tajemniczym nie znanym mi dotąd otoczeniu, zdążyliśmy już przejść schody od których zaczęło się zupełnie inne miejsce. Teraz dopiero zorientowałam się, że jestem w tym samym hotelu, w którym byłam, a "piwnica" w której się znajdowałam była opuszczoną i nieużywaną już częścią budynku. Żeby jednak znaleźć się w tej centralnej części, zostało jeszcze trochę do przejścia. Szliśmy w kompletnej ciszy nie odzywając się do siebie ani słowem. Było słychać tylko jedynie niepewne oddechy które sprawiały, że atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Skrzypiąca podłoga na której każdy postawiony krok wydawał się być niezwykłym osiągnięciem powodowała, że przechodziły mnie lekkie dreszcze.

-Teraz Louis, ty idziesz pierwszy. Jak zobaczysz któregoś z nich odrazu dawaj znak to się wycofamy. -powiedział Rayan na co szatyn jedynie przytaknął i sprawnym ruchem nas wyminął, zostając na prowadzeniu.

Od tej chwili, było już słychać niewyraźne jeszcze szumy, głosy i inne przeróżne dźwięki które zwiastowały obecność innych osób. Kiedy tylko znaleźliśmy się wkońcu pośród ludzi, Rayan przyspieszył i szedł szybszym krokiem ciągnąc mnie niecierpliwie za nadgarstek. Takie tępo było dla mnie katorgą, chociażby dlatego, że czułam się jak kompletny trup po tych kilku dniach bez jedzenia i ogólnego osłabienia które wynikało tylko z tego, że Rayan pragnął zabawić się w jakieś laboratorium.

-Rusz się do cholery... -wyszeptał idąc za Louisem który był już coraz bliżej wyjścia. Cały czas niecierpliwie rozglądał się na wszystkie strony jakby czegoś szukając.

Gdy wkońcu znaleźliśmy się przed budynkiem, owiał mnie przyjemny chłodny wiatr, którego widocznie brakowało mi w tej dusznej ruderze. Moje oczy jeszcze nie zdążyły się całkowicie przyzwyczaić do drażniącego światła które dawało ledwo jednak widoczne słońce. Sprawnym ruchem ruszyliśmy w kierunku samochodu który zapewne należał do Louisa. Niepewnie wsiadłam do pojazdu słuchając z frustracją uwag Rayana, który co chwilę mnie popędzał bojąc się, że może nas zobaczyć jakaś osoba której się najbardziej obawiał.

-Jedź szybko, bo nie mamy dużo czasu. -powiedział Rayan w którym emocje już lekko opadły i ruszyliśmy w kompletnej ciszy do niewiadomego mi celu.

_______________________

Dojechaliśmy na miejsce po zaledwie dziesięciu minutach, jednak te kilkanaście minut wydawały się być dla mnie całą wiecznością. Zatrzymaliśmy się przed niewielkim małym domem który na pierwszy rzut oka, wydawał się być całkiem zadbany.

-Gdzie tym razem mnie wywiozłeś? -zapytałam czekając na sensowną odpowiedź.

-To jest dom Louisa. Narazie przez jakiś czas będziemy u niego mieszkać, dopóki sytuacja się nie uspokoi i nie wrócimy do Londynu. -odpowiedział całkiem spokojnie Rayan, pokazując przy tym lekki ale tajemniczy uśmiech.

Nie byłam jakoś specjalnie zaskoczona tą informacją. Po spędzeniu kilku dni w towarzystwie tego durnego psychopaty, nic mnie już nie zdołało zdziwić z jego głupich pomysłów.

-Mam nadzieję, że nie będziemy jakimś dużym problem i masz dla nas miejsce do spania? -zapytał szatyna którego wyraz twarzy i zachowanie nawet po tym pytaniu było dalej obojętnie i nie wyrażało żadnych innych emocji oprócz rozczarowania. -Zresztą... I tak nie masz wyboru.

-Bardzo śmieszne. -parsknął z ironią znudzony wchodząc do budynku.

Warunki były całkiem porządne i nie można było na nic narzekać. Louis odrazu rzucił się zmęczony na kanapę nie okazując żadnych znaków życia.

-Idę wziąć prysznic, a ty masz tu zostać i nawet nie próbuj uciekać, bo i tak ci się to nie uda. -powiedział Rayan odchodząc w głąb mieszkania, jakby idealnie znał to miejsce. Zapewne był tu już nie raz co można było odrazu po nim zauważyć.

-To wszystko nie ma najmniejszego sensu.. -powiedziałam sama do siebie w myślach, ponownie zastanawiając się po co to wszystko się tak naprawdę dzieję. Zaczynało mnie to już męczyć i wątpiłam w to, czy w ogóle kiedykolwiek zobaczę jeszcze Nathana.

_____________________

Po jakimś czasie, z łazienki wyszedł Rayan. Z jego lekko długich włosów farbowanych na ciemny niebieski, skapywały jeszcze pojedyncze krople wody. Pewnie niejedna dziewczyna stwierdziłaby w tym momencie, że jest on cholernie przystojny, ale wszystko psuł jego okropny charakter.

-Nie przechodź i nie patrz na mnie tak obojętnie. -niespodziewanie złapał mnie delikatnie w talii. Nienawidziłam jego chłodnego i nie szczerego dotyku który zawsze sprawiał, że czułam się najbardziej nie komfortowo na świecie.

-A mam jakieś powody żeby tak nie robić?

-Oczywiście, że masz. -lekko się uśmiechnął. -Nie uciekniesz już odemnie i jesteś na mnie skazana do końca.

Dziękuję wszystkim którzy dotarli do końca rozdziału za przeczytanie. Bardzo bym prosiła o pozostawienie gwiazdki oraz komentarza. To motywuje mnie najbardziej do kontynuacji<3

Dzisiaj trochę z perspektywy Adele i nieco dłuższy rozdział od poprzednich :> Planowo rozdział miał być napisany już wczoraj, ale nie dałam rady sensownie myśleć po spędzeniu dziewięciu godzin na sorze ;-;

Ostatni krok do Miłości Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin