Rozdział 12

11 3 1
                                    

Tymczasem Rayan pojechał chwilowo sam do Londynu. Mimo tego, że był cały czas na mnie nieco wkurzony to chciał przekazać swoim i moim rodzicom, że jestem cała zdrowa i ślub będzie mógł się odbyć. Minęła dłuższa chwila kiedy dojechał. Zaparkował swój samochód przed wielkim domem i odrazu kiedy wyszedł, podbiegła do niego Emily - jego matka, która cały dzień stresowała się przyjazdem syna i tego co od niego usłyszy w mojej sprawie.

-Boże święty, Rayan, dłużej się być w tym Oskfordzie już nie dało?

-Trochę się pokomplikowało i mojej księżniczce się zachciało uciekać. -odpowiedział zaczynając się lekko denerwować.

Nagle niezbyt narazie ciekawą rozmowę, przerwał ojciec Rayana który stał przed domem.

-Emily, może dałabyś mu najpierw wejść do środka?

Jego matka zignorowała to co mówił jej mąż i dalej zaczęła zadawać mnóstwo pytań.

-Adele jest cała?

-Na całe szczęście. Ale mnie k*rwa zdradziła. -odpowiedział po czym zaczął  kierować się w stronę drzwi.

-Co? Z kim? -odezwał się Kurse - jego ojciec.

Zapadła cisza a Rayan wszedł niezbyt zadowolony do domu i usiadł na kanapie.

-Nie zostaje na długo. Jeszcze pojadę do rodziców Adele.

-Ale z kim cię niby zdradziła i skąd o tym wiesz? -zapytał ojciec który nie do końca mu wierzył.

-Miała pierścionek. Jest zaręczona.

-Ale słyszysz co się do ciebie mówi? Z KIM?

-Kurse uspokój się już. -powiedziała Emily zamykając drzwi. -Nie wydaje mi się żeby Adele cię zdradziła, Rayan. To jest dobra dziewczyna.

-A pierścionek to skąd ma? -zapytał zdenerwowany faktem, że jego matka ma co do tego wątpliwości.

-Synu, ślub i tak się odbędzie i teraz to już nie ma najmniejszego znaczenia. -wtrącił się Kurse.

-Wiem. Chciałem wam to właśnie przekazać, że nie macie niczego cofać.

-Wiesz, do tego jeszcze jest dosyć dużo czasu Ra..... -próbowała powiedzieć Emily ale nagle przerwał jej mąż:

-Mamy już wszystko zaplanowane.

-Idealnie. Za jakiś czas przywiozę ją do Londynu. -lekko się uśmiechnął. -Będę już wracać.

_______________________

Rayan jechał przez dłuższy czas w stronę domu moich rodziców. Znajdował się on owiele dalej ale wszystko szło sprawnie i nie stał jak narazie w żadnych korkach. Nagle spokój i zupełną ciszę, przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu.

-Hm? Louis? Miał jej przecież pilnować. -powiedział nieco zaskoczony starając się patrzeć na drogę ale jednocześnie odebrać telefon.

-K*rwa Rayan. Jesteś jakiś niepoważny? -wykrzyknął Louis.

-O co chodzi? Próbowała znowu uciekać?

-Nie. Nie było mowy o żadnych strzykawkach. Robisz ze mnie debila czy co? -powiedział z niecierpliwością.

-Nie było mowy, ale teraz jest.

-Ona jest cała osłabiona, ledwo żywa. Co ty odpierdo*iłeś człowieku?

-Masz ją do cholery pilnować a nie być jej prywatnym lekarzem i oceniać stan zdrowia. - odpowiedział Rayan któremu znowu powoli puszczały nerwy.

-Nie będziesz mnie wkręcać w jakieś jeszcze pie*dolone laboratorium.

-Louis zamknij ryj bo prowadzę samochód i zaraz się przez ciebie rozpie*dole.

Nagle nie zwracając uwagi na drogę, przyspieszył i uderzył w tył samochodu który przed nim jechał.

-K*rwa. -powiedział po czym próbował się cofnąć do tyłu i go wyprzedzić żeby nie ponieść żadnych konsekwencji.

Nie miał niestety dużego szczęścia bo przed nim właśnie ciągnął się długi, niekończący się korek. Nie miał teraz jak zawrócić spowrotem, dlatego stanął zdenerwowany w miejscu i zastawiał drogę na co można było usłyszeć w odpowiedzi trąbienie oburzonych kierowców. Rayan w nerwach wykręcił tak, że uderzył w pozostałe kilka samochodów ale udało mu się zawrócić i wyjechać.

Dziękuję wszystkim którzy dotarli do końca rozdziału za przeczytanie. Bardzo bym prosiła o pozostawienie gwiazdki oraz komentarza. To motywuje mnie najbardziej do kontynuacji<3




Ostatni krok do Miłości Where stories live. Discover now