Wyjazd integracyjny do Kioto cz 5: Sparing z rywalem (test z trojkątów)

89 4 3
                                    

Odespałam poprzednią noc, praktycznie ani razu się nie wybudzając. Usłyszałam dźwięk wiadomości, ale nie chciało mi się tego sprawdzać.
Jednak to nie dzwonek Messengera mnie obudził.
Rozchyliłam oczy i pierwsze co ujrzałam, to czarny symbol na środku czoła Sukuny.
Sukuna całował mnie na pełnym wyjebaniu. Natychmiast się rozbudziłam i wyrwałam z jego łap.
- Musisz już od rana to robić?! - wybuchłam, ocierając usta. - Dobierałeś się do mnie gdy spałam!
Sukuna prychnął, dając ręce za głowę. Leżał rozleniwiony, okryty wygniecioną kołdrą, a jego koszulka znajdowała się na klamce drzwi wejściowych.
Nawet nie zarejestrowałam wczoraj, że ja zdjął.
- Ile razy mam ci, mały zasrańcu, powtarzać, że gdybym miał taką wolę, już dawno dobrałbym się do twoich kostek? - warknął. - Zamierzałem wysilić się na  miłą pobudkę, ale najwyraźniej byłaś tak wycieńczona, że nie ruszało cię absolutnie nic, a byłem pewien, iż od razu wyskoczysz na mnie z ryjem. Zastosowałem więc metodę „do skutku", hehe.
- Trzeba było mnie zrzucić z łóżka - burknęłam, sięgając po telefon.
- Czego to rude babsko znowu chce?
Sukuna położył mi głowę na ramieniu, zaglądając chamsko w mój telefon.
On ma w zwyczaju tak robić wszystkim.
- Przepraszam, ale czy ja tobie patrzę w telefon? - warknęłam, odsuwając urządzenie sprzed jego oczu.
- Nie polecam - zarechotał.
Nobara poinformowała mnie, że prawdopodobnie nasz wyjazd zostanie skrócony . Gojo - sensei ma to wyjaśnić przy śniadaniu.
- Wracamy prawdopodobnie za dwa dni - rzuciłam. - Mam nadzieję, że będę miała okazję zobaczyć świątynie.
Sukuna przysłuchiwał się z nagłym zainteresowaniem,  usilnie drapiąc skórę przedramion.
- Przestań - zatrzymałam jego rękę. Krew spływała na podłogę z otwartych ran.
- Kurewsko mnie swędzi - poskarżył się. - Najchętniej bym sobie te ręce ujebał.
Patrzyłam na te rany, w które talizmany wręcz wrosły. Powinnam czuć radość z cierpienia Ryomena Sukuny.
- Przykro ci, że leci mi krewka? - dokuczał.
Przyglądałam się sinoczarnej skórze wokół talizmanów, która lada chwila zacznie gnić.
- Miały ci nie szkodzić - mruknęłam, oglądając sine skazy. - Wdała się prawdopodobnie martwica.
Sukuna wyrwał gwałtownie rękę i rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie.
- Śmiesz sądzić, że coś takiego jak martwica jest w stanie mnie jakkolwiek osłabiać? - warknął.
- To dlaczego się wdała?! - krzyknęłam.
- Cóż to? Obchodzi cię, czy zgnije mi skóra? - prychnął z sarkazmem. - Niesamowite.
- To nie jest moja sprawa - przyznałam. - Przepraszam. To ciekawość po prostu.
- Żeby zaspokoić twoją „ciekawość", wiedz, że to gówno mnie ani nie zabije ani nie rozejdzie się dalej - mruknął zirytowany. - Skóra zaczyna się rozkładać, gdyż jest poddawana temu samemu rodzajowi talizmanów, które były w stanie więzić moje zmumifikowane palce. Na żywym ciele zaczynają hamować regenerację, niwelować procesy życiowe, walczyć z tkankami w celu ich degradacji...Nie będę kurwa ci robił wykładu o talizmanach!
- Dobrze tłumaczysz - palnęłam.
- Ta, może będę dorabiał wykładając w tej podróbie szkoły - burknął.
- Przynajmniej byłoby czego się uczyć .
„Lekcje" Gojo, może i czasami zabawne, były dla mnie naciąganą próbą oswajania uczniów ze światem zaklinaczy. Tak naprawdę rzucani jesteśmy na głęboką wodę, a teoria, która wykłada Gojo to praktycznie zlepek jego potoku słów z czego tylko 1/10 z nich jest na temat.
- Eh, jakby cię poduczyć, mieliby skurwiele niezły problem - zaśmiał się. - Lepiej jednak poczytaj grzecznie podręcznik i powybuchaj sobie małe, przerażone twoją obecnością klątwy.
- Może gdybym zaczerpnęła wiedzy od ciebie, nie byłabym już taką ciotą.
Spojrzał na mnie mrużąc oczy, po czym wyszczerzył się w złośliwym uśmiechu.
- Nie dostąpisz zaszczytu uczęszczania na wykłady Króla Przeklętych.
Byłam trochę rozczarowana, chociaż i tak były znikome szanse, że się zgodzi.
- Jednakże...- przysunął się, aż nasze uda się zetknęły. - Mogę dać ci nauki z innego zakresu.
- To będzie dla mnie stanowczo zbyt wykraczający ponad podstawę materiał - burknęłam, odsuwając się, aby uniknąć jego zmierzającej ku mojej twarzy ręki.
- To oczywiste.
Zerknęłam na jego dłoń i okropne wspomnienie z onsenów powróciło. Czułam się jeszcze bardziej nieswojo niż kiedykolwiek.
- Czego? - warknął, układając się z powrotem na poduszkach.
- Nie rozumiem dlaczego tutaj przyszedłeś rezygnując z zabawy, by bezsensownie mnie...przytulać - ciężko przechodziło mi to przez gardło. - Dziękuję za gest. Dziękuję też za zgaszenie tych świateł.
- Nie potrafisz usnąć w półmroku, więc miałaś mrok.
Zamilkłam na chwilę, naciągając na dłonie rękawy bluzy Sukuny, którą wciąż miałam na sobie.
- Zdejmuj.
Sukuna chwycił za końce bluzy.
Skuliłam się jak żółw, próbójąc zablokować jego ręce.
- Nie zezwalam na przywłaszczenie - wyjaśnił z irytajcą.
- Sama zdejmę!
Niechętnie ściągnęłam z siebie ubranie Sukuny i starałam się jako tako poskładać.
- Jeśli dobrze rozumuję, spałaś w tym, bo moja krew była namiastką mojej osoby? - uniósł brew. - Żałosne.
Gładziłam brudny materiał czując się upokorzona. Spałam w jego bluzie by zastąpiła mi jakąkolwiek bliskość.
Nienawidzę bliskości.
- Zapomnijmy o tym, proszę - mruknęłam.
- O wczorajszych ekscesach także, hm?
Miał na myśli głównie jedno wydarzenie.
- Ja już nie umiem sobie przypomnieć najmniejszych szczegółów - zaśmiałam się.
- Czyżby?
Uniósł rękę, a ja momentalnie objęłam się za ramiona.
Wybuchnął psychopatycznym chichotem, po czym uszczypnął mnie w łydkę, aż powstał siniak.
Ponownie zerknęłam na jego rękę, którą oparł na udzie.
- To rzeczywiście jest martwica - stwierdziłam, dotykając rany. Sukuna ze złością chwycił mnie boleśnie za nadgarstek, po czym wytarł moje palce o swój nagi brzuch.

Przeklęta przez uczucia klątwy||Sukuna Ryomen oneshotyDonde viven las historias. Descúbrelo ahora